5000km przez Indie - od Taj Mahal do Kaszmiru.

Humor, psychologia, podróże, pokrewne.
Awatar użytkownika
Janek
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 986
Od: 21 paź 2006, o 13:58
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Kraków / Rybnik
Kontakt:

5000km przez Indie - od Taj Mahal do Kaszmiru.

Post »

Część z Was wie, że w sierpniu udało mi się (z bratem i znajomymi) odwiedzić Indie. Pomyślałem, że mógłbym napisać małe co nieco nt. mojego wyjazdu i pokazac parę zdjęć, bo w sumie Indie to kraj wciąż mało popularny jako miejsce wyjazdowe. Nie uda mi się na pewno opisać całego miesiąca od razu, będę się starał uzupełniać wiadomości co jakiś czas, jeśli oczywiście podchwycicie pomysł i będzie Was ten temat interesował.

Na początek parę słów wstępu.
Wyprawę zaczęliśmy planować jesienią 2008, głównym pomysłodawcą był mój brat, który zbierał powoli inforamcje przede wszystkim od swoich znajomych, którzy Indie już odwiedzili. Ostatecznie klamka zapadła pod koniec marca kiedy kupiliśmy bilety lotnicze. Wtedy zaczęło się planowanie. Co można (i trzeba) zobaczyć w miesiąc? Indie są krajem wielkości całej Europy, więc nie było szans, żeby zobaczyć wszystko. Ze względu na pogodę i klimat w czasie naszego wyjazdu musieliśmy zrezygnować z Indii Południowych, bo nie bylibyśmy w stanie wytrzymać tamtejszych upałów w porze monsunowej. W Indiach Północnych monsun oczywiście też jest, ale temperatury są trochę bardziej znośne. Duża część ludzi odradzała nam wyjazd w tym okresie, właśnie ze względu na monsuny, ale zdecydowaliśmy się spróbować. Zaczęło się czytanie przewodników, stron internetowych itd. Całe zbieranie informacji odbywało się w przerwach od nauki (mojej do matury, a brata najpierw pisania, a potem obrony pracy magisterskiej). Ostatecznie nasz ramowy plan wyglądał tak: Delhi - Agra - Jaipur - Jaisalmer - Delhi - Manali - Leh - Rishikesh - Delhi.

Obrazek

Pierwszą połowę podróży chcieliśmy pokonać pociągiem więc zarezerwowaliśmy przez internet bilety. Wtedy zaczęło się czekanie na dzień wyjazdu, który nadszedł 2.08.2009. Jedyne co mieliśmy załatwione to bilety lotniczne i pociągi na pierwsze 2 tygodnie. Z takim wyposarzeniem ruszyliśmy na wyprawę naszego życia.

DZIEŃ 1. Niedziela, 02.08. Katowice - Warszawa - Istambuł

Z Rybnika ruszyliśmy koło 3. Oczywiście na dworcu byliśmy za wcześnie, bo Chopin był spóźniony o 60 minut. W Warszawie krótki rejs autobusem na lotnisko i 3h czekania, bo na wszelki wypadek, przyjechaliśmy za wcześnie. Samolot odleciał ostatecznie z 40-minutowym opóźnieniem. Pierwszy mały szok kulturowy to lotnisko w Istambule (po 2 i pół godzicach lotu), ludzie zupełnie inni, a samo lotnisko (jak cały Istambuł) niby europejskie, ale jakies takie inne (muzłmańskie?). Samolot do Delhi odleciał z 2h opóźnieniem, modliliśmy się, zeby nasze bagaże leciały z nami ;) Ja przeziebiony i z wielkim kaszlem, a już w samolocie wielka psychoza związana ze świńską grypą i tysiące druczków do wypełnienia (skąd, dokąd, po co, nr wizy, paszportu, itd)...

DZIEŃ 2. Poniedziałek, 3.08. Delhi

Wylądowaliśmy koło 5 rano. Jak tylko wyszliśmy z samolotu uderzyła nas fala wilgoci, smrodu i ciepła. Wszyscy Hindusi na lotnisku w maseczkach chirurgicznych. Szczerze mówiąc byłem lekko przestraszony, bo naprawdę męczył mnie kaszel, a musieliśmy przejść przez 'health check' (kamery termowizyjne i pan lekarz patrzący głęboko w oczy). Wszyscy przechodzili bez problemu, aż przyszła moja kolej. Pan dokładnie mi się przyjrzał i jak tylko zobaczył moje czerwone (od zmęczenia, podróży) oczy to łamanym hindusko-angielskim zapytał: "any influenza symptoms?". Trochę trwało zanim przetworzyłem jego akcent na angielski, ale oczywiście odpowiedziałem "no, no, I'm just very tired". Pan jeszcze raz zajrzał mi głęboko w oczy i walnął stempel, puścił mnie dalej. Uff... Bagaże na szczęście dotarły. Wyszliśmy do głównej hali i dopiero wtedy poczuliśmy przerażającą wilgoć i temperaturę, no i komary. Szybko wymieniliśmy trochę pieniędzy i zamówiliśmy pre-paid taxi do centrum. W dwóch zdezelowanych mini-bagażówkach ruszyliśmy w kierunku Maina Bazaar. Czytaliśmy wiele opisów z podróży i wszyscy jako pierwsze zderzenie z hinduską kulturą opisują podróż z lotniska do centrum. Powiem szczerze, że zaden opis nie jest w stanie przygotować człowieka na idyjskie realia, a już w szczególnośći na ruch drogowy. Najważniejszą sprawa w aucie jest klakson. Służy on do wielu celów. W zależoności od sytuacji moze oznaczać "uwaga jadę", "zjedź mi z drogi", "uwaga skręcam" (zamiast migacza), lub też może być używany zupełnie bezcelowo ot ta sobie, bo fajnie brzmi. Polecam zobaczenie: http://www.youtube.com/watch?v=RjrEQaG5jPM Inną sprawą jest przechodzenie przez jezdnię. Trzeba iść przed siebie, obserwować aura i zatrzymywać się na środku drogi tak, żeby przepuścić auta jadące po różnych pasach... W końcu dotarliśmy do Main Bazaar. Takiego syfu nie spodziewaliśmy się. Wiedzieliśmy, że będzie brudno i głośno, ale to przeszło nasze najśmielsze oczekiwania... Przekroczyło wszelkie granice, trzeba tam być, żeby to zobaczyć... Naprawdę myślałem, że główny targ będzie chociaz wybrukowany. Nic z tego! błoto żwir i kamienie... Do tego riksze, auta rowery i krowy. Chaos nie do opanowania i nie do ogarnięcia. Bardzo szybko poznaliśmy paru, jak się wydawało, pomocnych Hindusów, którzy mieli masę wskazówek i rad. Dopiero potem okazało się, że wszyscy chcieli nas wykiwac i namówić do zostawienia kasy w licznych "tourist office'ach". Pomijając szczegóły - popołudniu wsiedliśmy do pociągu w kierunku Agry. Czytaliśmy wiele razy, że pociągi są "clean up to Indian standard" więc szłu nie oczekiwaliśmy, ale muszę przyznać, ze byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Klasą 3AC po 3 godzinkach dotarliśmy do Agry. Na dworcu zaczęła się nasza droga przez mękę... I nie chodzi już nawet o doskwierający upał a o dziesiątki żądnych pieniędzy taksówkarzy, od których w żaden sposób nie da się uciec. Dotego malutkie dzieci ciągnące za ręce i ubrania, proszące o pieniądze. Istna masakra, szczególnie dla kogoś, kto w Indiach jest pierwszy dzień. Powiem szczerze, że bardzo dużo wywołanych podróżników mówi, żeby unikać takich taksówkarzy, bo zawiozą nas za nie wiadomo jakie pieniądze i jeszcze do konkretnego hotelu, w którym dostaną za to pieniądze. Nie mam pojęcia jak ludzie mogą takich osób uniknąć, bo w naszym przypadku po prostu się nie dało. Nie ma absolutnie najmniejszej możliwości wytłumaczenia kierowcy że chcesz jechać w jakieś miejsce i samemu sobie znaleźć hotel. Nie mówiąc już o tym, że w połowie nasza taksówka się zatrzymała i zmienił się nam kierowca, i od nowa trzeba było wszystko starać się wytłumaczyć. W 4 hotelu z kolei udało nam się dobić targu i szczęśliwi zajęliśmy 2 pokoje. Nie spaliśmy już od 35h więc zmęczenie było spore, tak więc po szybkiej kolacji od razu zasnęliśmy z planem, żeby następnego dnia o wschodzie słońca obejrzeć Taj Mahal.

Obrazek Obrazek Obrazek

c.d.n. (jeśli będziecie chcieli :))
Mój Ogródcz. 1 cz. 2
Zapraszam!
x-U-ie
---
Posty: 2773
Od: 23 cze 2009, o 16:09
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

Ojej dawaj koniecznie ciąg dalszy! Moja wyprawa Twojej daleko się ma:)
Awatar użytkownika
Administrator
---
Posty: 7601
Od: 28 gru 2006, o 10:35
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post »

Bardzo dziękuję w imieniu wszystkich Forumowiczów
To bardzo ciekawe, napisz nam w wolnej chwili coś więcej o tej wyprawie
Pozdrawiam serdecznie
Tu możesz pomóc poszkodowanym w powodzi - viewtopic.php?t=127991
Admin.
Awatar użytkownika
chatte
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 15075
Od: 19 paź 2006, o 08:52
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: śląskie

Post »

Jak to "jeśli będziemy chcieli"? Jasne, że będziemy chcieli! Bardzo ładnie opisałeś początek wyprawy, ale ... mało zdjęć wstawiłeś :roll:
Teraz sobie odpocznij i wstaw jeszcze troche zdjęć ;), a później opowiadaj dalej , dobrze? :D
Awatar użytkownika
agrazka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 3192
Od: 22 maja 2005, o 23:39
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post »

z przyjemnością czekam na cdn :D
serdecznie - Grażyna - Mój ogród...
Awatar użytkownika
Karo
-Administrator Forum-.
-Administrator Forum-.
Posty: 22029
Od: 16 sie 2006, o 14:39
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Centrum Polski
Kontakt:

Post »

Wspaniała sprawa i wyprawa i relacja z niej.
Oczywiście oczekujemy CDN Janku. :D
x_P-42
---
Posty: 3612
Od: 27 maja 2009, o 01:05
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

Zazdroszczę takiej wspaniałej podróży i czekam niecierpliwie ! :shock:
Awatar użytkownika
gagawi
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 2446
Od: 20 gru 2007, o 21:57
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Śląsk

Post »

Janku - bardzo ciekawie opowiadasz, lektura wciągnęła mnie juz po uszy :lol: , czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Grażyna W
Mój ogródek
regulamin
Awatar użytkownika
Agunia
1000p
1000p
Posty: 1328
Od: 23 mar 2009, o 12:28
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Kraków

Post »

Ja też , ja też czekam na więcej :lol:
Awatar użytkownika
Janek
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 986
Od: 21 paź 2006, o 13:58
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Kraków / Rybnik
Kontakt:

Post »

DZIEŃ 3, Wtorek, 4.08 - Agra

Wstaliśmy o 5 rano i koło 6 byliśmy pod Taj Mahal. Chcieliśmy zobaczyć Taj'a o wschodzie słońca z 2. powodów. Raz to chęć uniknięcia tłumów, a dwa to, że marmurowa fasada budynku cudownie się mieni w promieniach wschodzącego słońca. Na wejście wybraliśmy 'Western Gate' ponieważ była najbliżej, a poza tym nie jest aż tak oblegana przez turystów jak inne. Kupiliśmy bilety za zawrotną jak na Indie sumę 800Rs (16$) (należy nadmienić, że Indianie płacą około 4$). Na teren okalający Taja nie można wnosić komórek ani odtwarzaczy mp3 itp. Myśleliśmy, że będziemy cwani i schowaliśmy wszystko głęboko w plecakach. Niestety nie udało nam się, bo kontrola była tak szczegółowa, że dosłownie wysypano nam z plecaków wszystko. Tak więc do depozytu musieliśmy odnieść komórki sztuk 2, piersiówki sztuk 2, odtwarzacz mp3, a co ciekawe nawet mój kabel USB do aparatu (chyba bali się, że zgram sobie Taja na dysk czy coś ;)) a nawet mentosy. Totalna paranoja, ale z panami trzymającymi wielkie kałasznikowy się nie dyskutuje. Ogólnie Hindusi są śmieszni. Nawet przed samym budynkiem podchodzą do nas o wskazują na niego palcami mówiąc: "This is Taj Mahal, Mister", tak jakbyśmy byli tam przez przypadek i nie wiedzieli za co zapłacili tyle kasy, no ale cóż... Z Taja zdjęć jest dość mało, bo miałem spore problemy z aparatem (też nie umiał się przyzwyczaić do wilgoci). Przejdźmy teraz do samego Taja. Budynek naprawdę fantastyczny. Tak stoimy, patrzymy i nie możemy uwierzyć, że naprawdę tam jesteśmy. Wrażenie jest niesamowite, zawsze widzieliśmy go na zdjęciach i filmach a teraz stoimy przed jednym z cudów świata. Nie do uwierzenia. Ciekawe jest to, że o tyle o ile fasada jest majestatyczna i piękna, o tyle w środku nie ma dosłownie nic, a wystrój leży i kwiczy, no ale 'general impression' jest na solidne 5 z plusem. Pokręciliśmy się trochę po okalającym Taj ogrodzie i wróciliśmy do hotelu na śniadanie. Poza herbatą z mlekiem i omletem, postanowiliśmy zaryzykować i zamówić (polecane przez wszystkich odwiedzających indie) 'lassi'. Muszę przyznać, że napój fantastyczny! Coś na kształt koktajlu mlecznego. Smakuje trochę jak połączenie maślanki i kefiru, dość słodkie o piankowej konsystencji. Cud miód i orzeszki naprawdę! Po śniadaniu wybraliśmy się obejrzeć Agra Fort. Z zewnątrz majestatyczny, ogromny budynek, od środka (znowu!) właściwie nieciekawy. Z nieba leje się żar, zaczyna nam brakować wody... W tym miejscu należy nadmienić, że nie jest aż tak prosto kupić wodę mineralną (która nie jest kranówką, nalaną do butelki po wodzie mineralnej). Ruszamy w stronę centrum, właściwie trudno to nazwać centrum, ale co tam! ;) Tysiące autobusów, miliony straganów i chyba zyliony ludzi. Skwar, gwar, smród i brud. Po chwili wędrówki nie dajemy rady, wciskamy się w piątkę do autorikszy i wracamy do hotelu. Chyba nie uda nam się już w Agrze nic zobaczyć. Zbyt ciepło, zbyt dużo natrętnych ludzi i w sumie dość mało ciekawe zabytki (poza Tajem ma się rozumieć!). Bawią nas już tylko przechodzące się dumnie po ulicach krowy i skaczące za oknem małpy. Dla nas dziwne, a tu przecież powszechne jak u nas koty czy psy. Po obiedzie zebraliśmy się w sobie i postanowiliśmy się wybrać na wycieczkę i zobaczyć 'Baby Taj' i ogrodu po drugiej stronie rzeki. Koło 18 wsiadamy do autorikszy... Tej podróży nie jestem w stanie opisać, ani pokazać. Składa się ona z serii obrazów, dźwięków i hałasów niemożliwych do przekazania. Wpasliśmy w potężny korek. Panowie z giwerami, pamiętającymi chyba I wojnę kazali nam zawrócić i zabronili jazdy przez most. Staliśmy w korku a malutkiej autorikszy, która co chwilę gasła. Obok nam nie tylko samochody, ciężarówki, riksze, ale też krowy, małpy i psy. Najgorsze w sumie jednak były ciężarówki (oczywiście bez katalizatorów czy czegokolwiek w tym stylu), których rury wydechowo były skierowane zazwyczaj prosto do naszej malutkiej kabinki. Tak więc trwaliśmy w gorących spalinach, zakrywając twarze czymkolwiek się dało. Zrobiło się ciemno, a celu naszej podróży nie widać. Jedziemy przez dzielnice targowe, wszyscy patrzą na nas jak na UFO. Kucają i robią naprawdę przeróżne wygibasy żeby na nas choć trochę popatrzyć. Małe dzieci biegną i masowo podają nam ręce. Niektórzy nawet wyciągali komórki i robili nam zdjęcia. Uczucie niesamowite. :) To właście dzieci robią na nas największe wrażenie. Wielkie orzechowe oczy, czarne włosy i uśmiechnięte (mimo ogromnej biedy) twarze! Nie zwracają uwagi, ze oblepione są brudem i muchami, po prostu cieszą się z tego co mają i że akurat mogą popatrzeć na "bogatych europejczyków". No, ale wróćmy do podróży... Riksza co jakiś czas gaśnie, ale zawsze udaje się ją na nowo odpalić. Do czasu... Gdy riksza zgasła na środku skrzyżowania, nie wiadomo gdzie (i ewentualnie jak wrócić do hotelu) jesteśmy lekko przerażeni. Pan bezustannie usiłuje zapalić i nic. Nadchodzi policjant, zdziela kierowcę kijem i riksza nagle zapala. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą... Przez całą te podróż po głowach chodziły nam pieśni kościelne, z tekstami w stylu "już u drzwi Twoich stoję Panie i kołaczę". Dojeżdżamy w końcu do pierwszego przystanku, ale jest tak ciemno, że postanawiamy jechać dalej. Mkniemy więc dalej z naszym kierowcą, który mówi że zna tylko "small english". Jako, ze w Agrze brakuje prądu i w hotelach powszechne są agregaty, nie możemy liczyć na to, że zabytki będą oświetlone tak, jak to bywa u nas. W pewnym momencie miasto się kończy i zaczyna się miejsce, w którym pełno jest podejrzanych ludzi, a naszego celu dalej nie widać... Po kilku sekundach zastanowienia mówimy Panu kierowcy, że chcemy "go back", bo miejsce nas lekko przeraża. Pan odpowiada tylko, że "good choice" i wracamy do hotelu. Idziemy spać bo następnego dnia mamy rano pociąg do Jaipur. Dzisiejszy dzień w skrócie to pierwsza zasada dotycząca wyjazdu do Indii: "Ecpect the unexpected!"

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Mój Ogródcz. 1 cz. 2
Zapraszam!
volcowitch
ZBANOWANY
Posty: 748
Od: 8 lip 2008, o 13:03

Post »

Przypomina mi się scena z filmu Slumdog jak patrzę na zdjęcia.
Awatar użytkownika
GosiaOsw
200p
200p
Posty: 218
Od: 8 gru 2007, o 15:22
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Poznań

Post »

Kiedy będzie dalszy ciąg? W ogóle chyba ostatnio egzotyczne podróże stają się coraz popularniejsze, koleżanka dzisiaj wraca z Tajlandii. Mam nadzieję, że i mnie się kiedyś uda wyprawić w taką podróż życia. Tymczasem czekam na dalszą relację :D
"Nie stój nad kwiatem z konewką i batem,to na nic..."
Awatar użytkownika
Karo
-Administrator Forum-.
-Administrator Forum-.
Posty: 22029
Od: 16 sie 2006, o 14:39
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Centrum Polski
Kontakt:

Post »

Janek !!! :cry: :cry: :cry:
No coś Ty! Dawaj,dawaj CD ;:65 ;:196
ODPOWIEDZ

Wróć do „Strefa kreatywnego RELAKSU - Zagadki, humor, podróże, psychologia”