W.o...Kotach - 3cz.(07.01-08.06)
- alka
- 200p
- Posty: 374
- Od: 3 paź 2006, o 23:08
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Południe Gdańska
Rysia to Maine Coon- amerykański leśny. Killer to syberyjski, a trzeci, którego jeszcze nie przedstawiłam, to miał być właśnie Norweski Leśny. Nie znam jego pochodzenia, nie jest to kot z rodowodem, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Będąc na lokalnych bazarach, giełdach czy wystawach zaglądam /co jest oczywiste/do koszyków ze zwierzętami. Przytuliła się do mnie kiedyś taka czarna mordka i już go nie oddałam. To jest kot nad koty. Uwielbia jeździć samochodem, zabieram go do domku letniskowego, chodzi z nami na grzyby, na spacery. Przyjaźni się ze wszystkimi zwierzętami w okolicy, nie boi się ludzi, do wszystkich jest nastawiony pozytywnie. Nazywa się Wasyl, ale ma jeszcze kilka innych imion: Czarnomordin, albo Czarnobyl, Cycuś /bo ssie ubranie jak się przytula/, a chcieliśmy nazwać go Rower, bo po rower właśnie pojechaliśmy na giełdę, a przyjechaliśmy z kotem.
Wieczna wojna między Ryśką, a Wasylem
Wielka miłość między Kilerem i Wasylem








Wieczna wojna między Ryśką, a Wasylem


Wielka miłość między Kilerem i Wasylem

Pozdrawiam, Ala
Mój ogród - Alka
Mój ogród - Alka
Tak Nemo, to normalna pozycja każdego kotka zrelaksowanego, pogodnie nastawionego, nie prześladowanego, mającego zaufanie do człowieka.
Jeszcze do Alki. Koty i zdjęcia są piekne.
U mnie też niestety trwa wśród moich kotów nieustanna walka o dominację. Poza walką jest jedynie Pusia czyli Tina, najmłodsza koteczka. Ona od poczatku nie reagowała za zaczepki pozostałych i teraz ma św. spokój. I to chyba zawsze najlepsze wyjście z sytuacji. Powinnam brać z niej przykład

Jeszcze do Alki. Koty i zdjęcia są piekne.
U mnie też niestety trwa wśród moich kotów nieustanna walka o dominację. Poza walką jest jedynie Pusia czyli Tina, najmłodsza koteczka. Ona od poczatku nie reagowała za zaczepki pozostałych i teraz ma św. spokój. I to chyba zawsze najlepsze wyjście z sytuacji. Powinnam brać z niej przykład

Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
- gebo13
- 200p
- Posty: 490
- Od: 1 mar 2007, o 21:36
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Śląsk
A to moja Księżniczka
Córcia psotki...ostatnie potomstwo
Psotka już po sterylce.Wiosną miała 4 piękne kocięta. trójka zaraz
poszła do ludzi,bo mieli piękne futerko. Księżniczka została i zostanie!
Jest przekochana
Teraz na jesiennozimowe wieczory będę
miała 3 mrucząta w pokoju
Książęca krew swoje prawa ma!



A teraz pierwsze łowy Księżniczki,zwaną Małą





A za kilka minut mam urodzinki czteromiesięczne..wiecie?



Psotka już po sterylce.Wiosną miała 4 piękne kocięta. trójka zaraz
poszła do ludzi,bo mieli piękne futerko. Księżniczka została i zostanie!

Jest przekochana



miała 3 mrucząta w pokoju

Książęca krew swoje prawa ma!




A teraz pierwsze łowy Księżniczki,zwaną Małą






A za kilka minut mam urodzinki czteromiesięczne..wiecie?

Szczęście to nic innego jak dobre zdrowie i krótka pamięć
-
- Konto usunięte na prośbę.
- Posty: 8487
- Od: 22 sty 2006, o 11:50
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
25 i 26 sierpnia była wystawa kotów w hali Urania w Olsztynie, oczywiście byłam. Najwięcej kotów było ras Maine Coon i norweskich leśnych. Piękne okazy, wielkie koty. Były też Rexy trochę egzotyków, perskich, nagich i szmacianych. Ponadto kilka brytyjczyków i syberyjskich. Koty były raczej znudzone oglądaniem ich i jednostajnością bycia w klatkach. Większośc spała więc na hamakach albo po prostu w kuwetach. Schronisko w Olsztynie zbiarało datki. Jestem za takimi imprezami, szczególnie ważne jest wspieranie schronisk. A to link do artykułu w Gazecie Olsztyńskiej.
http://gazetaolsztynska.wm.pl/Kocie-pie ... anii,29458
http://gazetaolsztynska.wm.pl/Kocie-pie ... anii,29458
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
Witam
Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt. Jako dziecko miałam całą menażerię: białe myszki, kanarki , papużki, wiewórkę Baśkę, znaleziony wróbelek z połamanym skrzydełkami mieszkał z nami 2 lata.Potrafiłam przynieść do domu zaskrońca i traszki. No i obowiązkowo psy, najdłuższy okres bez psa to 3 miesiące.Teraz też mam sunie i dwie kotki.
Dunia , starsza , idzie juz jej 14 rok, znaleziona w piwnicy jako 2-tygodniowe kocie z połamanym ogonkiem, wychowana i wygrzana w kieszonce flanelowej koszuli. Miałam wtedy inną sunie foksterrierkę Hecę, która zaadoptowała biedną kocinę.Z tego też powodu Dunia ma bardzo wiele zachowań psich, nie miauczy tylko warczy i prawie szczeka, nic nie zniszczyła w domu, bo praktycznie nie drapie

Gdy Dunia miała 4 lata po długiej i ciężkiej chorobie zmarła nasza cudowna Heca, niestety mam tylko kilka jej zdjęc i to w wersji papierowej. Dunia bardzo tęskniła, musiałam postawic na podłoge lustro ,żeby miała namiastkę obecności drugiej osoby, gdy nikogo nie było w domu. I wtedy pojawił się Łobuzek(imie mylące , bo to też kota) ale to już zupełnie inna historia...

Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt. Jako dziecko miałam całą menażerię: białe myszki, kanarki , papużki, wiewórkę Baśkę, znaleziony wróbelek z połamanym skrzydełkami mieszkał z nami 2 lata.Potrafiłam przynieść do domu zaskrońca i traszki. No i obowiązkowo psy, najdłuższy okres bez psa to 3 miesiące.Teraz też mam sunie i dwie kotki.
Dunia , starsza , idzie juz jej 14 rok, znaleziona w piwnicy jako 2-tygodniowe kocie z połamanym ogonkiem, wychowana i wygrzana w kieszonce flanelowej koszuli. Miałam wtedy inną sunie foksterrierkę Hecę, która zaadoptowała biedną kocinę.Z tego też powodu Dunia ma bardzo wiele zachowań psich, nie miauczy tylko warczy i prawie szczeka, nic nie zniszczyła w domu, bo praktycznie nie drapie




Gdy Dunia miała 4 lata po długiej i ciężkiej chorobie zmarła nasza cudowna Heca, niestety mam tylko kilka jej zdjęc i to w wersji papierowej. Dunia bardzo tęskniła, musiałam postawic na podłoge lustro ,żeby miała namiastkę obecności drugiej osoby, gdy nikogo nie było w domu. I wtedy pojawił się Łobuzek(imie mylące , bo to też kota) ale to już zupełnie inna historia...




Tylko czekałam na zaproszenie, bo ja o nich mogę długo i długo, do skończenia świata i o dzień dłużej.. ;:94
Otóż pewnego wrześniowego dzionka Roku Pańskiego 1999 pracowałam sobie w pocie czoła na mojej działeczce, gdy nagle pojawiła się Ona, szary burasek z biały krawacikiem, tak na oko około 4-miesięczna kocina. W przeciwieństwie do innych działkowych kotów, które nie pozwalały się do siebie zbliżyć Ona podeszła z ufnością do mnie i od razu zaczęła mruczeć. Pogłaskałam ją co przyjęła z wielka radością no i wtedy się zaczęło… Aktywnie zaczęła mi pomagać przy plewieniu, wskakiwała do wiadra z zielskiem wyrzucała je, wskakiwała na moje pochylone plecy, żeby dojść do głowy i obetrzeć się o włosy, nawet kilka razy mało nie podłożyłaby mi się pod grackę. Stwierdziłam, że na pewno jest głodna (była chudziutka) więc wygrzebałam co tam miałam i nakarmiłam ją. Podjadła sobie i znikneła mi z oczu. Po pewnej chwili usłyszałam przeraźliwe miauczenie, dosłownie wołanie o pomoc. Spanikowana rzuciłam wszystko i zaczęłam jej szukać. Okazała się, że to małe pół-diable po gruszce wspięło się na dach altany(jeszcze była stara po poprzednich właścicielach) i nie umiało zejść. Po wielu perturbacjach udało mi się ja ściągnąć, za co zostałam wylizana po buzi. Byłam lekko zaskoczona, bo Dunia nigdy tego nie robiła, ale przyjęłam to z godnością wiedząc, że tak okazuje mi swoją wdzięczność.
Gdy przyszła pora powrotu do domu było mi przykro, zostawiłam jej w miseczce jedzenie, wodę do picia i odeszłam z nadzieja, że być może zostanie na mojej działce. Jakie było moje zaskoczenie , gdy wychodząc z działek usłyszałam miauczenie i zobaczyłam ją za płotem na skrajnej działce. Obawiałam się ją zabrać do domu, myślałam,że skoro urodziła się na działkach nie zaaklimatyzuje się w domu, no i mówiąc szczerze obawiałam się reakcji Duni gdyż płeć rozpoznałam od razu. Odniosłam ją więc na działkę i solennie przyrzekłam że nazajutrz wrócę i znowu ja nakarmię. Odeszłam, w duchu robiąc plany, co do wizyty u weterynarza po niezbędne leki na odrobaczenie i zanim doszłam do wyjścia Ona już tam na mnie czekała. Z bólem serca odniosłam ją z powrotem, tłumacząc,że nie będą jej się podobały mury, skoro przyzwyczajona jest do wolności. Widocznie nie zrozumiała, bo znowu na mnie czekała przy wyjściu. Zmiękłam, szczególnie,że trzeba było przejść przez bardzo ruchliwa ulice i bałam się, że jak tak będzie biegła za mną to wpadnie pod samochód a wtedy wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju do końca życia.
Po przyjściu do domu bez żadnych obaw podeszła do leżącej Duni i zaczęła ją pracowicie lizać, co ta dama przyjęła z większym zdumieniem niż ja i chyba dlatego obeszło się bez ekscesów. Jak tu nie wierzyć w to, że to kot wybiera sobie właściciela a nie odwrotnie. I tak Łobuzek znalazł się w naszym domu a dlaczego Łobuzek? To już zupełnie inna historia..


Otóż pewnego wrześniowego dzionka Roku Pańskiego 1999 pracowałam sobie w pocie czoła na mojej działeczce, gdy nagle pojawiła się Ona, szary burasek z biały krawacikiem, tak na oko około 4-miesięczna kocina. W przeciwieństwie do innych działkowych kotów, które nie pozwalały się do siebie zbliżyć Ona podeszła z ufnością do mnie i od razu zaczęła mruczeć. Pogłaskałam ją co przyjęła z wielka radością no i wtedy się zaczęło… Aktywnie zaczęła mi pomagać przy plewieniu, wskakiwała do wiadra z zielskiem wyrzucała je, wskakiwała na moje pochylone plecy, żeby dojść do głowy i obetrzeć się o włosy, nawet kilka razy mało nie podłożyłaby mi się pod grackę. Stwierdziłam, że na pewno jest głodna (była chudziutka) więc wygrzebałam co tam miałam i nakarmiłam ją. Podjadła sobie i znikneła mi z oczu. Po pewnej chwili usłyszałam przeraźliwe miauczenie, dosłownie wołanie o pomoc. Spanikowana rzuciłam wszystko i zaczęłam jej szukać. Okazała się, że to małe pół-diable po gruszce wspięło się na dach altany(jeszcze była stara po poprzednich właścicielach) i nie umiało zejść. Po wielu perturbacjach udało mi się ja ściągnąć, za co zostałam wylizana po buzi. Byłam lekko zaskoczona, bo Dunia nigdy tego nie robiła, ale przyjęłam to z godnością wiedząc, że tak okazuje mi swoją wdzięczność.
Gdy przyszła pora powrotu do domu było mi przykro, zostawiłam jej w miseczce jedzenie, wodę do picia i odeszłam z nadzieja, że być może zostanie na mojej działce. Jakie było moje zaskoczenie , gdy wychodząc z działek usłyszałam miauczenie i zobaczyłam ją za płotem na skrajnej działce. Obawiałam się ją zabrać do domu, myślałam,że skoro urodziła się na działkach nie zaaklimatyzuje się w domu, no i mówiąc szczerze obawiałam się reakcji Duni gdyż płeć rozpoznałam od razu. Odniosłam ją więc na działkę i solennie przyrzekłam że nazajutrz wrócę i znowu ja nakarmię. Odeszłam, w duchu robiąc plany, co do wizyty u weterynarza po niezbędne leki na odrobaczenie i zanim doszłam do wyjścia Ona już tam na mnie czekała. Z bólem serca odniosłam ją z powrotem, tłumacząc,że nie będą jej się podobały mury, skoro przyzwyczajona jest do wolności. Widocznie nie zrozumiała, bo znowu na mnie czekała przy wyjściu. Zmiękłam, szczególnie,że trzeba było przejść przez bardzo ruchliwa ulice i bałam się, że jak tak będzie biegła za mną to wpadnie pod samochód a wtedy wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju do końca życia.
Po przyjściu do domu bez żadnych obaw podeszła do leżącej Duni i zaczęła ją pracowicie lizać, co ta dama przyjęła z większym zdumieniem niż ja i chyba dlatego obeszło się bez ekscesów. Jak tu nie wierzyć w to, że to kot wybiera sobie właściciela a nie odwrotnie. I tak Łobuzek znalazł się w naszym domu a dlaczego Łobuzek? To już zupełnie inna historia..








Marela widzisz tak jakoś jest, że zwierzęta mają swoje charaktery, jak ludzie. Niejeden wychowany na wlności kocha przytulny dom i nie tęskno mu do podróży, takim kociaczkiem była Twoja Lalunia. Ona tęskniła za ciepłym przytulnym miejscem. Bywa też odwrotnie. Kotek chowany w domu a ciągle coś go goni w świat.
Jeśli masz ochotę przeczytaj proszę historię mojej Tiny. 12 września mija rok od jej śmierci...
http://www.forumogrodnicze.info/viewtop ... &start=105
Jeśli masz ochotę przeczytaj proszę historię mojej Tiny. 12 września mija rok od jej śmierci...
http://www.forumogrodnicze.info/viewtop ... &start=105
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
Elizko, przeczytałam, to smutna i bardzo wzruszająca opowieść. Można się tylko pocieszyć tym ,że w czasie tak króciutkiego życia Tina zaznała tyle miłości..Znam ten ból bo bardzo długo ratowałam Hecę, przedłużyłam jej życie o 5 lat a jej choroba wzięła się z głupoty i złośliwości paskudnych dzieciaków
p.s
Muszę się położyć pod kocyk, bo Łobuzkowi zimno, chce spać i głośno mi o tym przypomina ;:84
p.s
Muszę się położyć pod kocyk, bo Łobuzkowi zimno, chce spać i głośno mi o tym przypomina ;:84