W.o...Kotach - 3cz.(07.01-08.06)

Sekcja uporządkowana tematycznie. Wątki kwalifikuje tylko Administrator.
Zablokowany
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Witam
Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt. Jako dziecko miałam całą menażerię: białe myszki, kanarki , papużki, wiewórkę Baśkę, znaleziony wróbelek z połamanym skrzydełkami mieszkał z nami 2 lata.Potrafiłam przynieść do domu zaskrońca i traszki. No i obowiązkowo psy, najdłuższy okres bez psa to 3 miesiące.Teraz też mam sunie i dwie kotki.
Dunia , starsza , idzie juz jej 14 rok, znaleziona w piwnicy jako 2-tygodniowe kocie z połamanym ogonkiem, wychowana i wygrzana w kieszonce flanelowej koszuli. Miałam wtedy inną sunie foksterrierkę Hecę, która zaadoptowała biedną kocinę.Z tego też powodu Dunia ma bardzo wiele zachowań psich, nie miauczy tylko warczy i prawie szczeka, nic nie zniszczyła w domu, bo praktycznie nie drapie
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Gdy Dunia miała 4 lata po długiej i ciężkiej chorobie zmarła nasza cudowna Heca, niestety mam tylko kilka jej zdjęc i to w wersji papierowej. Dunia bardzo tęskniła, musiałam postawic na podłoge lustro ,żeby miała namiastkę obecności drugiej osoby, gdy nikogo nie było w domu. I wtedy pojawił się Łobuzek(imie mylące , bo to też kota) ale to już zupełnie inna historia...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Awatar użytkownika
amba19
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 7946
Od: 11 kwie 2007, o 20:04
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Gdańsk/Chrztowo

Post »

Chcemy poznać historię kotki - Łobuzka. Prosimy napisz!
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Tylko czekałam na zaproszenie, bo ja o nich mogę długo i długo, do skończenia świata i o dzień dłużej.. ;:94
Otóż pewnego wrześniowego dzionka Roku Pańskiego 1999 pracowałam sobie w pocie czoła na mojej działeczce, gdy nagle pojawiła się Ona, szary burasek z biały krawacikiem, tak na oko około 4-miesięczna kocina. W przeciwieństwie do innych działkowych kotów, które nie pozwalały się do siebie zbliżyć Ona podeszła z ufnością do mnie i od razu zaczęła mruczeć. Pogłaskałam ją co przyjęła z wielka radością no i wtedy się zaczęło… Aktywnie zaczęła mi pomagać przy plewieniu, wskakiwała do wiadra z zielskiem wyrzucała je, wskakiwała na moje pochylone plecy, żeby dojść do głowy i obetrzeć się o włosy, nawet kilka razy mało nie podłożyłaby mi się pod grackę. Stwierdziłam, że na pewno jest głodna (była chudziutka) więc wygrzebałam co tam miałam i nakarmiłam ją. Podjadła sobie i znikneła mi z oczu. Po pewnej chwili usłyszałam przeraźliwe miauczenie, dosłownie wołanie o pomoc. Spanikowana rzuciłam wszystko i zaczęłam jej szukać. Okazała się, że to małe pół-diable po gruszce wspięło się na dach altany(jeszcze była stara po poprzednich właścicielach) i nie umiało zejść. Po wielu perturbacjach udało mi się ja ściągnąć, za co zostałam wylizana po buzi. Byłam lekko zaskoczona, bo Dunia nigdy tego nie robiła, ale przyjęłam to z godnością wiedząc, że tak okazuje mi swoją wdzięczność.
Gdy przyszła pora powrotu do domu było mi przykro, zostawiłam jej w miseczce jedzenie, wodę do picia i odeszłam z nadzieja, że być może zostanie na mojej działce. Jakie było moje zaskoczenie , gdy wychodząc z działek usłyszałam miauczenie i zobaczyłam ją za płotem na skrajnej działce. Obawiałam się ją zabrać do domu, myślałam,że skoro urodziła się na działkach nie zaaklimatyzuje się w domu, no i mówiąc szczerze obawiałam się reakcji Duni gdyż płeć rozpoznałam od razu. Odniosłam ją więc na działkę i solennie przyrzekłam że nazajutrz wrócę i znowu ja nakarmię. Odeszłam, w duchu robiąc plany, co do wizyty u weterynarza po niezbędne leki na odrobaczenie i zanim doszłam do wyjścia Ona już tam na mnie czekała. Z bólem serca odniosłam ją z powrotem, tłumacząc,że nie będą jej się podobały mury, skoro przyzwyczajona jest do wolności. Widocznie nie zrozumiała, bo znowu na mnie czekała przy wyjściu. Zmiękłam, szczególnie,że trzeba było przejść przez bardzo ruchliwa ulice i bałam się, że jak tak będzie biegła za mną to wpadnie pod samochód a wtedy wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju do końca życia.
Po przyjściu do domu bez żadnych obaw podeszła do leżącej Duni i zaczęła ją pracowicie lizać, co ta dama przyjęła z większym zdumieniem niż ja i chyba dlatego obeszło się bez ekscesów. Jak tu nie wierzyć w to, że to kot wybiera sobie właściciela a nie odwrotnie. I tak Łobuzek znalazł się w naszym domu a dlaczego Łobuzek? To już zupełnie inna historia..
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

Marela widzisz tak jakoś jest, że zwierzęta mają swoje charaktery, jak ludzie. Niejeden wychowany na wlności kocha przytulny dom i nie tęskno mu do podróży, takim kociaczkiem była Twoja Lalunia. Ona tęskniła za ciepłym przytulnym miejscem. Bywa też odwrotnie. Kotek chowany w domu a ciągle coś go goni w świat.
Jeśli masz ochotę przeczytaj proszę historię mojej Tiny. 12 września mija rok od jej śmierci...
http://www.forumogrodnicze.info/viewtop ... &start=105
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Elizko, przeczytałam, to smutna i bardzo wzruszająca opowieść. Można się tylko pocieszyć tym ,że w czasie tak króciutkiego życia Tina zaznała tyle miłości..Znam ten ból bo bardzo długo ratowałam Hecę, przedłużyłam jej życie o 5 lat a jej choroba wzięła się z głupoty i złośliwości paskudnych dzieciaków
p.s
Muszę się położyć pod kocyk, bo Łobuzkowi zimno, chce spać i głośno mi o tym przypomina ;:84
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

Uważam że zwierząt nie powinno zostawiać się bez fachowej pomocy medycznej. Nawet jeśli wydamy dużo pieniędzy. Moje koty są pod opieką i jeśli któremuś coś dolega to natychmiast reagujemy.
Moje kitki są systematycznie szczepione przeciwko wściekliźnie i innym "kocim" chorobom, odrobaczamy je nawet co dwa miesiące ( jeśli pojawia się biegunka to znak że mogą być robaki!). Mają zawsze pełną michę i miejsce do spania. Są pieszczone, mają swoje przywileje jakich nie ma żaden człowiek. Moja znajoma powiedziała, że chciałaby być kotem mojego męża. :D
Mamy wspaniałego lekarza wet. Ma nie tylko doświadczenie ale ten tzw dryg do zawierząt. Robi zabiegi bardzo sprawnie, jest precyzyjny. Kiedy wiozłam swoja kotkę do kastracji w koszu, była bardzo zestresowana. Lekarz żeby nie dokładać jej stresu szybko wysunął jej głowę i dał pierwszy zastrzyk pozostawiając kotkę w koszu. Nie wywlekał ją na siłę i to mi się podoba. I tak kocina miała dosyć strachu a ja z nią też. Każdy zabieg to ryzyko i zawsze mam obawy żeby organizm kota nie zareagował nietypowo. Na szczęście nigdy po zabiegach zrobionych przez tego lakarza nie było komplikacji. Mimo opieki najlepszej -Tiny jednak nie udało sie uratować. Jak kto i na śmierć chory nie pomogą i dohtory tak mówi przysłowie, niestety prawdziwe.
Ale mamy przecież tyle zwierząt którym należy się godne życie. To dajmy im to. One na to zasługują. Cieszę się że tutaj na forum jest tyle osób które mają serce do zwierząt. I nie potrafimy obojętnie przejśc obok żałosnego, głębokiego spojrzenia naszych mniejszych braci, proszących o pomoc. ;:97 ;:97
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
Reposit-10
Konto usunięte na prośbę.
Posty: 8487
Od: 22 sty 2006, o 11:50
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

marela pisze:Tylko czekałam na zaproszenie, bo ja o nich mogę długo i długo, do skończenia świata i o dzień dłużej.. ;:94
Marelko - prosimy więc o ciąg dalszy historii o rozbrajającym Łobuzku :D . Fajnie się czyta takie opowieści o kotkach z charakterem . Niesamowita kocia przygoda ..

Pozdrowienia, a dla głównej bohaterki postu - głaski i drapki ;:168
Awatar użytkownika
agrazka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 3191
Od: 22 maja 2005, o 23:39
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post »

Super się czyta takie opowieści to jak bajki na dobranoc.
Dziękuję za nie Marelko :D
serdecznie - Grażyna - Mój ogród...
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Dziękuje bardzo w swoim i Jej imieniu..Jeszcze pozwala mi chwilę posiedzieć choć łóżeczko musiałam juz pościelić..Piszę dalej, może troszeczke Was rozbawię..
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

cd.
Kocina bardzo szybko zaaklimatyzowała się w domu. Nic sobie nie robiła z fukań i prychań Duni. Gdy ta przyłożyła jej łapą to kładła się na moment na plecki, poleżała chwilę w bezruchu i dalej robiła swoje. Zaczepiała , doskakiwała i lizała, lizała od łap po uszy coraz bardziej zdezorientowaną Dunię. Obserwowałam to z zaciekawieniem i zastanawiałam się, czy Dunia choć raz poliże małego szkraba, ale nie, widocznie kompletnie tego nie umiała.
Długo myślałam nad imieniem, jakie dać tej kotce nic nie przychodziło mi do głowy. Przez około 3 miesiące była tylko Kicią. Rozwiązanie przyszło samo: dopiero teraz poznałam , co to znaczy mieć prawdziwego kota w domu, bo przecież Dunia to taki piesokot.
Mała była dosłownie wszędzie, nie było miejsca gdzie nie wsadziła swojego miodowego noska. Jeszcze moja biedna głowa nie ustabilizowała się po ostatniej jej lokalizacji a już ciężkim galopem zmieniała swoje położenie. Po kasetonach właziła pod sam sufit i łaziła tak wokół pokoju. Na suficie miałam rozpięte żyłki owinięte roślinkami, rzuciła się na to jak na trampolinę wisiała tak przy żyrandolu drąc się niemiłosiernie, bo nie wiedziała jak zejść. Z dużej ilości kwiatków zostało mi tylko kilka bo widocznie jej nie smakują.. Z tego powodu musiałam zrezygnować z samodzielnego przygotowywania rozsad papryki, nie ma takiego miejsca w domu, w którym mogę ukryć sadzonki.
Wspominałam poprzednio, że na podłodze stało tafla lustra, dla dotrzymania towarzystwa Duni. A pamiętacie te filmy animowane z kotem Jinxem:, gdy się czegoś przestraszył nastroszone miał wszystkie włosy, sterczące uszy i ogon, sztywne łapy?
Mniej więcej tak to wyglądało gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze: zastygła na kilkanaście sekund potem wyskok w górę- phy, hryy ,wrr …i taranem jak byk na corridzie prosto czołem w lustro. Chwila osłupienia a potem wściekła pogoń wokół lustra , bo przecież trzeba to COŚ złapać.
Gdy tylko zniknęła z oczu od razu dominującym pytanie było- Gdzie ten Łobuz jest, co znowu wymyśla? Tak zaczęliśmy ją nazywać i musze przyznać że błyskawicznie przyzwyczaiła się do tego imienia.. Jeżeli to jest imię…
Nadal ulubiona zabawa do tej pory—wspinanie się po tapecie do góry i zjeżdżanie na dół…zwisające kawałki papieru świetnie nadają się potem do zabawy. Wprawdzie waży teraz 7 kg i czasami zamiast zjazdu zdarzy się upadek ale cóż to dla niej, frajda jest frajdą Gdy zbyt długo rozmawiam przez telefon a ona akurat ma do mnie pilna sprawę, siada w bezpiecznej odległości ode mnie, tam gdzie kabel telefoniczny nie sięga, otwiera sobie moja szafkę z ciuchami i diabelsko łypiąc na mnie wyciąga po jednej rzeczy. Ja robię za wiatraka i macham rękoma jak szalona, bo nie mogę się drzeć podczas częstokroć służbowej rozmowy a ona ze stoickim spokojem –pazurem i sru…koszulka na podłogę, sru- następna. Gdy kończę rozmowę wtedy już tylko łeb wystaje moich rzeczy ale na widok odkładanej słuchawki wyskakuje ze sterty ubrań i tylko tyle ja widzę…
Czyż to nie prawdziwy Łobuz?
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

c.d.
I zanim Wam się nie znudzi, już bez zaproszenie—to następna historyjka z życia Łobuzka
Był piękny, majowy , niedzielny poranek. Łobuzek ma zwyczaj budzić mnie skoro świt, równo z wrzaskiem wron bytujących na okolicznych topolach. Robi to liżąc mnie po twarzy lub udeptując moją poduszkę tuż przy głowie i gruchając prosto do ucha. Tym razem obudziłam się , gdy było już zupełnie jasno. Było to tak niespotykane, że zerwałam się na równe nogi i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wołając ją bez przerwy obszukałam całe mieszkanie, wszystkie szafki i skrytki, przytargałam z piwnicy drabinę, żeby zajrzeć na pawlacze, ponieważ wiedziałam,że ona może wleźć wszędzie. Czasami robiła mi takie numery, schowała się gdzieś sprytnie i z szelmowski uśmiechem, nie wydając ani pół dźwięku obserwowała mnie jak spanikowana tym, że może jej się coś stało, robię demolkę w całym mieszkaniu. Tym razem musiałam w końcu przyznać, że w domu jej nie ma.
Jedyne wyjście—balkon, okno było otwarte, lubiła łazić po barierce. Do tej pory ją upilnowałam, ale teraz czułam, że jest inaczej. Wprawdzie to tylko pierwsze piętro, ale jednak…..Wychyliłam się bardziej, ale nie było jej na balkonie sąsiadki a okna były tam pozamykane. Czyli spadła…
Pod blokiem są takie mini ogródki, każdy z sąsiadów ma swój kawałeczek. Całość jest ogrodzona, wzdłuż ogrodzenia jest aleja, która ludzie chodzą z jednego osiedla na drugie do kościoła. A był to okres komunijny..
Wyobraźcie sobie teraz wśród tych odświętnie ubranych ludzi gruba babkę w koszuli nocnej i szlafroku, z potarganymi włosami i obłędem w oczach, miotająca się ruchami paralityka i drącą się na cały regulator ”Buuuuuuuuzek!!!! Łobuuuuuzek!!!” Dodam do tego, że właśnie w tym okresie premierem rządu był Buzek.
Po jakimś czasie usłyszałam bardzo przytłumione i przerażone miauknięcie. Nie mogłam jej zlokalizować, więc na zasadzie ”hasło-odzew” musiałam nadal się wydzierać wołając ją po imieniu. Trwało to jeszcze spora chwilę zanim ją znalazłam. Siedziała w tych ogródkach pod zapadniętymi płytami chodnikowymi, na mój widok błyskawicznie wskoczyła mi na ramiona i cała drżąca polizała po twarzy. Świat był jednak dla niej za duży…
A sąsiedzi? No cóż…… długo na mnie patrzyli się spod oka…
Myślicie,ze ją to oduczyło chodzić po barierce? Skądże….Przecież główne zadanie, wizyta u sąsiadki nie zostało jeszcze zrealizowane…
Ale to już zupełnie inna historia..
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

No to mamy cykl opowieści o kotach. To i ja dorzucę przygodę mojego kocurka Johniego.
To było jakieś 10 lat temu.
Muszę rozpocząć od krótkirgo opisu miojego mieszkania bo będzie to miało zasadnicze znaczenie w całej sprawie. Otóż nasze małe mieszkanko mieściło sie na wysokości 3 pietra i z dwóch stron mieliśmy strych. Strych podzielony był na 2 częsci należace do różnych klatek schodowych. Jedna i druga część była zamykana na klucz. A więc można było wejśc tylko po otworzeniu drzwi przy pomocy klucza. Okno mojego mieszkania sąsiadowało ze strychem i można było przejśc na strych parapetem. Johny był kotem całe życie mieszkjącym w domu, panicznie bał sie wychodzenia na zewnątrz. Ale jakoś spodobało mu się przechodzenie parapetem na strych. Cieszyliśmy sie że znalazł sobie rozrywkę. Zwykle po kilku, kilkunastu minutach wracał z powrotem.
Pamietam że to był maj. Johny poszedł sobie na strych ale tym razem nie wracał.. Z poczatku zaczeliśmy go szukac na strychu, najpierw na swojej kłatce potem na sąsiedniej. Kota ani śladu. Wtedy niepokój zaczynał narastać. Poszliśmy więc do sąsiadów w naszej klatce i sąsiedniej. Nikt nic nie widział. I tak minął pierwszy dzień od zniknięcia kota. Na drugi dzień wstaliśmy o 4 rano i poszliśmy szukać kota w okolicy. Skoro nie było go na szczelnie zamknietym strychu założyliśmy że spadł z 3 pietra i mieliśmy nadzieję że spłoszony gdzieś siedzi i boi się wyjść. Niestety kota nigdzie nie było. Rozkleiliśmy na klatkach schodowych na pobliskich budynkach komunikat o zaginięciu kota I nic. Tak minął nam 2 dzień poszukiwań. 3 dnia rano znowu szukaliśmy go w promieniu ok 1 km od domu. Daliśmy komunikat do Radia Olsztyn o zaginięciu kota. I nic, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Ani śladu. Tego dnia pogodziliśmy się już ze stratą kota, ale ani ja ani mój mąż nie mogliśmy zrozumieć jak to się stało. I wtedy nastąpiło coś dziwnego. W nocy usłyszeliśmy żałosne miauczenie, na oknie ze strony strychu wylazł Johny, brudny, szary jakby w sadzach siedział i był strasznie głodny. Darł się nisamowicie jak wpuścicliśmy go do domu ale radość była wielka. W nocy kąpaliśmy go bo był tak brudny że nie nadawał sie do domu. Śmieliśmy się potem , że Johniego porwali kosmici. Do dzisiaj nie wiemy co działo się w czasie tych 3 dni. Ze strychu nie było możliwości wyjścia, zresztą sprawdziliśmy tam każdy zakątek wielokrotnie. Szperaliśmy we wszystkich rzeczacjh postawionych na strychu. Gdzie był, dlaczego nie odzywał się jak go wołaliśmy? Całą przygodę nazwaliśmy Wielką majówką Johniego.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
Awatar użytkownika
amba19
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 7946
Od: 11 kwie 2007, o 20:04
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Gdańsk/Chrztowo

Post »

O mój świecie!! Popłakałam się ze śmiechu czytając o poszukiwaniach Łobuzka. A że śmiech to zdrowie więc prosimy o więcej
Zablokowany

Wróć do „WSZYSTKO o... Bazy wiedzy użytecznej”