W.o...Kotach - 3cz.(07.01-08.06)

Sekcja uporządkowana tematycznie. Wątki kwalifikuje tylko Administrator.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

Uważam że zwierząt nie powinno zostawiać się bez fachowej pomocy medycznej. Nawet jeśli wydamy dużo pieniędzy. Moje koty są pod opieką i jeśli któremuś coś dolega to natychmiast reagujemy.
Moje kitki są systematycznie szczepione przeciwko wściekliźnie i innym "kocim" chorobom, odrobaczamy je nawet co dwa miesiące ( jeśli pojawia się biegunka to znak że mogą być robaki!). Mają zawsze pełną michę i miejsce do spania. Są pieszczone, mają swoje przywileje jakich nie ma żaden człowiek. Moja znajoma powiedziała, że chciałaby być kotem mojego męża. :D
Mamy wspaniałego lekarza wet. Ma nie tylko doświadczenie ale ten tzw dryg do zawierząt. Robi zabiegi bardzo sprawnie, jest precyzyjny. Kiedy wiozłam swoja kotkę do kastracji w koszu, była bardzo zestresowana. Lekarz żeby nie dokładać jej stresu szybko wysunął jej głowę i dał pierwszy zastrzyk pozostawiając kotkę w koszu. Nie wywlekał ją na siłę i to mi się podoba. I tak kocina miała dosyć strachu a ja z nią też. Każdy zabieg to ryzyko i zawsze mam obawy żeby organizm kota nie zareagował nietypowo. Na szczęście nigdy po zabiegach zrobionych przez tego lakarza nie było komplikacji. Mimo opieki najlepszej -Tiny jednak nie udało sie uratować. Jak kto i na śmierć chory nie pomogą i dohtory tak mówi przysłowie, niestety prawdziwe.
Ale mamy przecież tyle zwierząt którym należy się godne życie. To dajmy im to. One na to zasługują. Cieszę się że tutaj na forum jest tyle osób które mają serce do zwierząt. I nie potrafimy obojętnie przejśc obok żałosnego, głębokiego spojrzenia naszych mniejszych braci, proszących o pomoc. ;:97 ;:97
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
Reposit-10
Konto usunięte na prośbę.
Posty: 8487
Od: 22 sty 2006, o 11:50
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

marela pisze:Tylko czekałam na zaproszenie, bo ja o nich mogę długo i długo, do skończenia świata i o dzień dłużej.. ;:94
Marelko - prosimy więc o ciąg dalszy historii o rozbrajającym Łobuzku :D . Fajnie się czyta takie opowieści o kotkach z charakterem . Niesamowita kocia przygoda ..

Pozdrowienia, a dla głównej bohaterki postu - głaski i drapki ;:168
Awatar użytkownika
agrazka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 3191
Od: 22 maja 2005, o 23:39
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post »

Super się czyta takie opowieści to jak bajki na dobranoc.
Dziękuję za nie Marelko :D
serdecznie - Grażyna - Mój ogród...
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Dziękuje bardzo w swoim i Jej imieniu..Jeszcze pozwala mi chwilę posiedzieć choć łóżeczko musiałam juz pościelić..Piszę dalej, może troszeczke Was rozbawię..
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

cd.
Kocina bardzo szybko zaaklimatyzowała się w domu. Nic sobie nie robiła z fukań i prychań Duni. Gdy ta przyłożyła jej łapą to kładła się na moment na plecki, poleżała chwilę w bezruchu i dalej robiła swoje. Zaczepiała , doskakiwała i lizała, lizała od łap po uszy coraz bardziej zdezorientowaną Dunię. Obserwowałam to z zaciekawieniem i zastanawiałam się, czy Dunia choć raz poliże małego szkraba, ale nie, widocznie kompletnie tego nie umiała.
Długo myślałam nad imieniem, jakie dać tej kotce nic nie przychodziło mi do głowy. Przez około 3 miesiące była tylko Kicią. Rozwiązanie przyszło samo: dopiero teraz poznałam , co to znaczy mieć prawdziwego kota w domu, bo przecież Dunia to taki piesokot.
Mała była dosłownie wszędzie, nie było miejsca gdzie nie wsadziła swojego miodowego noska. Jeszcze moja biedna głowa nie ustabilizowała się po ostatniej jej lokalizacji a już ciężkim galopem zmieniała swoje położenie. Po kasetonach właziła pod sam sufit i łaziła tak wokół pokoju. Na suficie miałam rozpięte żyłki owinięte roślinkami, rzuciła się na to jak na trampolinę wisiała tak przy żyrandolu drąc się niemiłosiernie, bo nie wiedziała jak zejść. Z dużej ilości kwiatków zostało mi tylko kilka bo widocznie jej nie smakują.. Z tego powodu musiałam zrezygnować z samodzielnego przygotowywania rozsad papryki, nie ma takiego miejsca w domu, w którym mogę ukryć sadzonki.
Wspominałam poprzednio, że na podłodze stało tafla lustra, dla dotrzymania towarzystwa Duni. A pamiętacie te filmy animowane z kotem Jinxem:, gdy się czegoś przestraszył nastroszone miał wszystkie włosy, sterczące uszy i ogon, sztywne łapy?
Mniej więcej tak to wyglądało gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze: zastygła na kilkanaście sekund potem wyskok w górę- phy, hryy ,wrr …i taranem jak byk na corridzie prosto czołem w lustro. Chwila osłupienia a potem wściekła pogoń wokół lustra , bo przecież trzeba to COŚ złapać.
Gdy tylko zniknęła z oczu od razu dominującym pytanie było- Gdzie ten Łobuz jest, co znowu wymyśla? Tak zaczęliśmy ją nazywać i musze przyznać że błyskawicznie przyzwyczaiła się do tego imienia.. Jeżeli to jest imię…
Nadal ulubiona zabawa do tej pory—wspinanie się po tapecie do góry i zjeżdżanie na dół…zwisające kawałki papieru świetnie nadają się potem do zabawy. Wprawdzie waży teraz 7 kg i czasami zamiast zjazdu zdarzy się upadek ale cóż to dla niej, frajda jest frajdą Gdy zbyt długo rozmawiam przez telefon a ona akurat ma do mnie pilna sprawę, siada w bezpiecznej odległości ode mnie, tam gdzie kabel telefoniczny nie sięga, otwiera sobie moja szafkę z ciuchami i diabelsko łypiąc na mnie wyciąga po jednej rzeczy. Ja robię za wiatraka i macham rękoma jak szalona, bo nie mogę się drzeć podczas częstokroć służbowej rozmowy a ona ze stoickim spokojem –pazurem i sru…koszulka na podłogę, sru- następna. Gdy kończę rozmowę wtedy już tylko łeb wystaje moich rzeczy ale na widok odkładanej słuchawki wyskakuje ze sterty ubrań i tylko tyle ja widzę…
Czyż to nie prawdziwy Łobuz?
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

c.d.
I zanim Wam się nie znudzi, już bez zaproszenie—to następna historyjka z życia Łobuzka
Był piękny, majowy , niedzielny poranek. Łobuzek ma zwyczaj budzić mnie skoro świt, równo z wrzaskiem wron bytujących na okolicznych topolach. Robi to liżąc mnie po twarzy lub udeptując moją poduszkę tuż przy głowie i gruchając prosto do ucha. Tym razem obudziłam się , gdy było już zupełnie jasno. Było to tak niespotykane, że zerwałam się na równe nogi i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Wołając ją bez przerwy obszukałam całe mieszkanie, wszystkie szafki i skrytki, przytargałam z piwnicy drabinę, żeby zajrzeć na pawlacze, ponieważ wiedziałam,że ona może wleźć wszędzie. Czasami robiła mi takie numery, schowała się gdzieś sprytnie i z szelmowski uśmiechem, nie wydając ani pół dźwięku obserwowała mnie jak spanikowana tym, że może jej się coś stało, robię demolkę w całym mieszkaniu. Tym razem musiałam w końcu przyznać, że w domu jej nie ma.
Jedyne wyjście—balkon, okno było otwarte, lubiła łazić po barierce. Do tej pory ją upilnowałam, ale teraz czułam, że jest inaczej. Wprawdzie to tylko pierwsze piętro, ale jednak…..Wychyliłam się bardziej, ale nie było jej na balkonie sąsiadki a okna były tam pozamykane. Czyli spadła…
Pod blokiem są takie mini ogródki, każdy z sąsiadów ma swój kawałeczek. Całość jest ogrodzona, wzdłuż ogrodzenia jest aleja, która ludzie chodzą z jednego osiedla na drugie do kościoła. A był to okres komunijny..
Wyobraźcie sobie teraz wśród tych odświętnie ubranych ludzi gruba babkę w koszuli nocnej i szlafroku, z potarganymi włosami i obłędem w oczach, miotająca się ruchami paralityka i drącą się na cały regulator ”Buuuuuuuuzek!!!! Łobuuuuuzek!!!” Dodam do tego, że właśnie w tym okresie premierem rządu był Buzek.
Po jakimś czasie usłyszałam bardzo przytłumione i przerażone miauknięcie. Nie mogłam jej zlokalizować, więc na zasadzie ”hasło-odzew” musiałam nadal się wydzierać wołając ją po imieniu. Trwało to jeszcze spora chwilę zanim ją znalazłam. Siedziała w tych ogródkach pod zapadniętymi płytami chodnikowymi, na mój widok błyskawicznie wskoczyła mi na ramiona i cała drżąca polizała po twarzy. Świat był jednak dla niej za duży…
A sąsiedzi? No cóż…… długo na mnie patrzyli się spod oka…
Myślicie,ze ją to oduczyło chodzić po barierce? Skądże….Przecież główne zadanie, wizyta u sąsiadki nie zostało jeszcze zrealizowane…
Ale to już zupełnie inna historia..
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Opryskiwacze na lata - producent MAROLEX Sp.z o.o.
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

No to mamy cykl opowieści o kotach. To i ja dorzucę przygodę mojego kocurka Johniego.
To było jakieś 10 lat temu.
Muszę rozpocząć od krótkirgo opisu miojego mieszkania bo będzie to miało zasadnicze znaczenie w całej sprawie. Otóż nasze małe mieszkanko mieściło sie na wysokości 3 pietra i z dwóch stron mieliśmy strych. Strych podzielony był na 2 częsci należace do różnych klatek schodowych. Jedna i druga część była zamykana na klucz. A więc można było wejśc tylko po otworzeniu drzwi przy pomocy klucza. Okno mojego mieszkania sąsiadowało ze strychem i można było przejśc na strych parapetem. Johny był kotem całe życie mieszkjącym w domu, panicznie bał sie wychodzenia na zewnątrz. Ale jakoś spodobało mu się przechodzenie parapetem na strych. Cieszyliśmy sie że znalazł sobie rozrywkę. Zwykle po kilku, kilkunastu minutach wracał z powrotem.
Pamietam że to był maj. Johny poszedł sobie na strych ale tym razem nie wracał.. Z poczatku zaczeliśmy go szukac na strychu, najpierw na swojej kłatce potem na sąsiedniej. Kota ani śladu. Wtedy niepokój zaczynał narastać. Poszliśmy więc do sąsiadów w naszej klatce i sąsiedniej. Nikt nic nie widział. I tak minął pierwszy dzień od zniknięcia kota. Na drugi dzień wstaliśmy o 4 rano i poszliśmy szukać kota w okolicy. Skoro nie było go na szczelnie zamknietym strychu założyliśmy że spadł z 3 pietra i mieliśmy nadzieję że spłoszony gdzieś siedzi i boi się wyjść. Niestety kota nigdzie nie było. Rozkleiliśmy na klatkach schodowych na pobliskich budynkach komunikat o zaginięciu kota I nic. Tak minął nam 2 dzień poszukiwań. 3 dnia rano znowu szukaliśmy go w promieniu ok 1 km od domu. Daliśmy komunikat do Radia Olsztyn o zaginięciu kota. I nic, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Ani śladu. Tego dnia pogodziliśmy się już ze stratą kota, ale ani ja ani mój mąż nie mogliśmy zrozumieć jak to się stało. I wtedy nastąpiło coś dziwnego. W nocy usłyszeliśmy żałosne miauczenie, na oknie ze strony strychu wylazł Johny, brudny, szary jakby w sadzach siedział i był strasznie głodny. Darł się nisamowicie jak wpuścicliśmy go do domu ale radość była wielka. W nocy kąpaliśmy go bo był tak brudny że nie nadawał sie do domu. Śmieliśmy się potem , że Johniego porwali kosmici. Do dzisiaj nie wiemy co działo się w czasie tych 3 dni. Ze strychu nie było możliwości wyjścia, zresztą sprawdziliśmy tam każdy zakątek wielokrotnie. Szperaliśmy we wszystkich rzeczacjh postawionych na strychu. Gdzie był, dlaczego nie odzywał się jak go wołaliśmy? Całą przygodę nazwaliśmy Wielką majówką Johniego.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
Awatar użytkownika
amba19
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 7946
Od: 11 kwie 2007, o 20:04
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Gdańsk/Chrztowo

Post »

O mój świecie!! Popłakałam się ze śmiechu czytając o poszukiwaniach Łobuzka. A że śmiech to zdrowie więc prosimy o więcej
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Oj ta Kocina często przyprawia mnie o śmiech i łzy....jest u nas 8 lat a wydaje sie to chwilką...
Elizo czy nie myślisz że Twoja Shakira i Łobuzek są całkiem do siebie podobne?
Awatar użytkownika
agrazka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 3191
Od: 22 maja 2005, o 23:39
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post »

Fajne opowieści dziewczyny, tego mi było trzeba do uśmiechu. :D
serdecznie - Grażyna - Mój ogród...
Awatar użytkownika
Agula76
30p - Uzależniam się...
30p - Uzależniam się...
Posty: 36
Od: 3 sie 2007, o 10:36
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Śląsk

Post »

OPOWIEŚĆ Z HAPPY ENDEM Ach moi mili kociarze ( i nie tylko), opowiem wam króciutką historię sprzed trzech dni...
Wracam z pracy i pędem na balkon podlać roślinki, bo słonko ładnie przygrzewało. Wychodzę i słyszę niemiłosierne miałczenie malucha na podwórku. Dodam że mieszkam w kamienicy i koty na naszym podwórku co jakiś czas się pojawiają. Wychylam się wołam kici,kici żeby ustalić w jakiej dziurze siedzi i skąd głos dochodzi, ale niestety nie udało się...Musiałam jeszcze na chwilę wyjść do sklepu i po powrocie znowu rozległo się przeraźliwie głośne miauczenie. Miauczenie było typu "miaugłodnyyyybardzoooomiau". Nie czekając aż zacznie żałośniej miauczeć napakowałam jedzenia na miseczkę i na dół na podwórko. Po każdym moim kici,kici był zdecydowany odzew typu "miau tutaj tu" i po każdym "tutaj,tu" dotarłam do maleństwa. Było po drugiej stronie muru odgradzającego sąsiednie podwórko. Maleństwo wykazało się taką determinacją, że wdrapało się na ponad metrowy mur, żeby tylko włożyć pyszczek do jedzenia. Większość "podwórkowców" czeka aż darczyńca odejdzie od miski i da spokojnie zjeść, ale nie ten. Prawie mnie stratował w biegu do miski. Przykucnęłam przy nim i z lubością obserwowałam jak napycha sobie brzuszek. Całą sytuację oglądał mój syn z balkonu...Kociak najedzony z zaangażowaniem zaczął się ocierać, tulić i miauczeć "jestem twój, jestem twój", a po chwili wdrapał się na moje kolana i miauczał "dobrze mi, oj dobrze"
Nie było innej rady jak zabrać maleństwo do domu. Kociak dodam przecudnej urody : czarny, z białym krawato-brzuszkiem i białymi skarpetkami. Zdrowy, ale chudziutki jak patyczek. Maleństwo przyszło na chwilę do czasu powrotu mojego męża z pracy. Niestety nie było mowy żeby z nami został (ah, jestem tym niepocieszona). Mój kocur PAN KSIĄŻE FILEMON WŁADCA KANAPY został zamknięty w sypialni, a maleństwo czuło się jak u siebie. Biegał radośnie po całym mieszkaniu, siedział na biurku syna jak odrabiał zadanie i na moich kolanach jak piłam kawkę. Niesamowity pieszczoch stworzony do przytulania, biegał za mną po mieszkaniu jak psiak nie odstępując na krok. Zresztą niasamowicie towarzyski. Postawiłam sobie więc za punkt honoru znaleźć dla niego rodzinę zastępczą. I zaczęło się obdzwanianie wszystkich mi znanych kociarzy. Moja przyjaciółka jak do niej zadzwoniłam była u mnie po 20min od mojego telefonu. Najpierw krótkie wprowadzenie, gadu, gadu a później to serce samo zabiło mocniej. Po godzince przybył również narzeczony przyjaciółki i postawiliśmy kropkę nad i w temacie adopcji. Co ciekawe jeszcze : kociak biegał po mieszkaniu miaucząc i dając wyrazne sygnały że "musi coś" podłoga nie pasowała, dywan i doniczka z ziemią też, ale jak wstawiłam go do kuwety księcia to byłu odrazu "uuuuh jak dobrze" Tak więc kociak został wyszykowany, budka,zabawki, jedzenie, żwirek i zabrany do ciepłego przyjaznego domu, mam nadzieję że na dłuuugie lata.
Pozdr.
Aga
ps. I tak się poryczałam wieczorem, że nie mogłam go zatrzymać :(
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Brawo Agula ;:114 oby jak najwięcej takich ludzi jak Ty...
Maleństwo było zdeterminowane ,żeby znaleźć sobie domek a Ty pięknie mu w tym pomogłaś.Nie każdy może sobie pozwolić,żeby mieć w domu duży zwierzyniec ale każdy może przynajmniej postarać się żeby samotne zwierzątko znalazło swoją przystań. To przecież tak niewiele kosztuje a satysfakcja ogromna..
Awatar użytkownika
Eliza
---
Posty: 488
Od: 7 wrz 2005, o 14:19
Lokalizacja: Olsztyn

Post »

Agula piękna opowiść. Dziękuję w imieniu wszystkich kociaczków. ;:162
Przyznac trzeba, że kociak wykazał sie sprytem, inteligencją, ale i też odwagą.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
marela
20p - Rozkręcam się...
20p - Rozkręcam się...
Posty: 26
Od: 15 maja 2007, o 13:16
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post »

Ostatnio byłam bardzo zajęta, wiec nie mogłam pisać, ale oto dalszy ciąg przygód Łobuzka na balkonie.
Balkon mam długi i wąski z metalową barierką, tylko cienka ścianka oddziela mój balkon od balkonu sąsiadki z drugiej klatki. Łobuzek uwielbiał spacerować po tej barierce, robił to z lekkością akrobatki tańczącej na linie. Latem uwalał się w skrzynkę z kwiatkami, wyglądał wtedy jak królik w brytfance przygotowany do pieczenia. Podczas upałów spędzał tam całe noce, obserwował życie na zewnętrz i polował… na ćmy, chrząszcze i wszystko to , co tam się zjawiło. Oczywiście wszystkie te łupy dostawałam ja i częstokroć budziłam się w łóżku obłożona najróżniejszymi owadami.
Jednakże najbardziej nie dawało mu spokoju to, co było za ścianką. Wprawdzie mając w pamięci upadek z balkonu długo nie ryzykował następnej wyprawy., Ale spokój przecież nie może trwać wiecznie….
Kiedyś zauważyłam, że Łobuz nie rwie się tak do porannego karmienia, wręcz przeciwnie, rano śpi zwinięty w obwarzanek. Podejrzewałam go już o jakąś chorobę, ponieważ przyzwyczajona byłam do brutalnej pobudki połączonej z przeraźliwym wrzaskiem głodomora.. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna.
Któregoś ranka głośno dobijał się ktoś do mojego mieszkania. W drzwiach stała moja balkonowa sąsiadka. Starsza, mieszkająca sama pani roztrzęsionym głosem zaczęła opowiadać, jaki to horror przezywała przez ostatni okres. Po nocy kilkakrotnie zauważyła pootwierane szafki od mebli, poprzewracane zdjęcia, rozwalone gazety. Miała zwyczaj ser żółty zostawiać na noc na talerzyku, jogurt w dzbanuszku, żeby rano nie było zimne z lodówki. Gdy rano wstawała, ser był obgryziony, jogurt nadpity. Do tego ciągle miała wrażenie, że w domu COŚ jest, słyszała jakieś dziwne głosy. Wypytywała sąsiadów czy nie maja jakiś gryzoni, zgłosiła nawet do administracji, wybierała się już nawet do lekarza…
Dopiero ostatniej nocy obudziła się przerażona czując na sobie czyjś wzrok. Czyj? Po prostu Łobuz siedział na jej łóżku i wpatrywał się w nią błyszczącymi ślepiami. Na jej krzyk wyprysnął jak potłuczony i przelazł na mój balkon.
Co ja się nasłuchałam….że utopi, że siekiera , że sąd….Ledwo ją ubłagałam…
Nie było wyjścia, mój chłop musiał się zabrać do roboty i tak powstał „kotochron”. Wprawdzie nie wyglądało to estetycznie ale było skuteczne. Tylko te pierwsze nieprzespane noce, gdy niezmordowane kocie pół-diable próbowało się dostać do darmowego koryta…
Obrazek Obrazek
Ta zielona siatka na listewkach za wicikrzewem to nasz "kotochron", śmiesznie to wygladało z ulicy..
Awatar użytkownika
zuzulec
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 865
Od: 23 kwie 2007, o 22:14
Lokalizacja: Zachodniopomorskie

;)

Post »

Hahaha, ale się ubawiłam tą historią Łobuza..... Tego mi było potrzeba... po pobudce jaką zafundowała mi moja kicia - i po nieudanych próbach zaśnięcia - postanowiłam poszperać po forum i trafiłam tutaj - do kociego działu. Pomyśłałam - dlaczego nie - przedstawię sprawczynię mojej wczesnej pobudki.
Zuzia trafiła do nas prawie rok temu - w listopadzie 2006 roku. Znalazłam ją w internecie - przeszukując różne ogłoszenia, aukcje itp. Właściciele gdzieś wyjeżdżali i chcieli zapewnić swoim zwiarzaczkom nowe domy. I takim sposobem, Zuzia jest u nas. Po prostu gdy ją zobaczyłam na zdjęciu - od razu się zakochałam. Największym wyzwaniem były dla mnie kilometry do pokonania - ale i temu sprostaliśmy... po długiej podróży nasza kicia była u nas.

Obrazek

W pierwszym dniu nic nie jadła - siedziała ukryta za wersałką -- do dziś jej ulubione miejsce do chowania. Później wychodziła do kuwety i do miski... Nie zmuszałam jej do niczego.. po prostu sama wiedziała kiedy jest głodna i kiedy musi wyjść. Tęskniła za swoimi byłymi właścicielami, u których była ok. 1,5 roku. Za wersalką siedziała dosyć sporo - bo wydaje mi się, ze to było około 2 tygodni nim zaczęła wychodzi w mojej obecności.. na stałe. Zdarzały sie momenty, że ciekawość była silniejsza niż strach, ale gdy tylko zobaczyła mnie zbliżającą się do siebie - już jej nie bylo. Pamiętam sytuację, gdy przyjechała do mnie rodzinka - z małymi dziećmi. Jedna z dziewczynek tak poźniej mówiła o Zuzi - "jak chcesz zobaczyć kotka, to musisz iśc na łóżko i patrzeć na nią z góry - bo ona jest tam w dole". Tak oto nasza kicia była przedstawiana dalszej rodzinie... ;)
Teraz nie ma nocy, aby nie spała w naszym łóżku, rozwala się i mruczy. Jak przez przypadek - dosyć częsty - zasnę ogladając tv, przychodzi i miałczy i chodzi po mnie, abym wstała i poszła z nią do łóżka.. co za kot!!!
Obrazek
Najbardziej przeraża ją odkurzacz - nawet jak nie jest włączony i odgłos szeleszczącej reklamówki - ale tylko jednorazówki. Tylko usłyszy - już jej nie ma w pobliżu.
Przed odkurzaczem chowa się w różne miejsca. Raz szukaliśmy jej z mężem, aż przez przypadek trafiliśmy na jej ślad.. siedziała w plecaku :

Obrazek

Z reguły chowa sie za poduszkami:
Obrazek Obrazek

Zuzia jest naprawdę przeuroczym stworzeniem, ktore wniosło wiele do naszego życia i mieszkanka - np. porozrzucane myszki po całym pokoju... ;:31
Więcej historii w kolejnych postach.

Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
Pozdrawiam słonecznie ;:3
Lucyna
Moje storczyki ...
Zablokowany

Wróć do „WSZYSTKO o... Bazy wiedzy użytecznej”