Imię Róży przeczytałam ze trzy razy, jest naprawdę niesamowite, ale potem gdzieś czytałam o tym, jak naprawdę działał Bernard Gui, i relacja to zupełnie odmienna od tego, w jakim świetle stawia go Eco...a "Wahadło Foulcaulta" też na pewno czytałam ale za Chiny nie pamiętam, o czym było...;-)
Aktualnie czytam sobie obyczajową amerykańską powieść pożyczoną od koleżanki - "Kiedy płaczą świerszcze" CHarlesa Martina. Nie wiem, czy to jest jakiś nurt w popularnej literaturze amerykańskiej, ale tak naprawdę, to Amerykanie właśnie specjalizują się w takich powieściach - które przekazują dobro, wiarę w człowieka, wiarę ,że błędy daje się naprawić i że warto się starać by swoje zycie czynić lepszym. Trochę kaznodziejskie, to prawda, ale nienachalnie. Dobrze się czyta, choć Ameryki nie odkrywa

Jednak autor jest świetnym opowiadaczem historii, a o to właśnie chodzi, prawda?
