To ten ślinik czy tez drugie prawie identyczne paskudztwo. Brązowe z leciutkim pomarańczowym jakby odcieniem i czarnym łbem.
Pierwszego wieczoru zebrałam wokół domu (bo tylko tu są) 36 ślimaczków, drugiego wieczora "tylko" 20.
Potem znikły, ale sucho i ciepło było.
Wczoraj pojawiła się wieczorna rosa i... 108 wielkich potworów.
Zauważyłam, że uwielbiają gnijące liście i opadłe kwiaty- np całym stadem leciały do opadających kwiatów z datury, wczoraj 30 siedziało na juce, która przekwita i usiana jest więdnącymi kwiatuszkami.
Zdaje się z tego co tu wyczytałam, że nie ma na nie innego sposobu niż wyłapanie.

zaobserwowałam, że na noc one się zakopują w miejscach gdzie rośliny zacieniają niezarośniętą ziemię.
Ale wypełzają też co wieczór spod psiej budy

W zasadzie u mnie pojawiają się tylko w kilku określonych miejscach. Może uda mi się jakoś wyzbierać draństwo? Tym bardziej, że przez utrzymujące się w moim rejonie chyba z miesiąc upały bez deszczu- powinny mieć opóźnione gody i może jeszcze nie złożyły jajeczek? ;)
Co ciekawe, pomrów wielki zawsze tu u mnie w ogrodzie występował, ale nigdy w takich ilościach- teraz jak zbieram to świństwo, spotykam 2-3 pomrowy w jeden wieczór. Czyli jego populacja nie rośnie i możemy sobie jakoś w zgodzie żyć ;)