Koty kontra rośliny
Przejdźmy do trochę bardziej rzadkich sposobów. Koty nie nienawidzą zapachu pomarańczy. Postaraj się w tym miejscu postawić naczynko z wodą pomieszaną z olejkiem do aromatoterapii o zapachu pomarańczy. Możesz też spróbować z octem zamiast ojejku z pomarańczy, ocet podobnie działa na koty drażniąco. Myślę, że te metody okażą się skuteczniejsze od polewanie rabatki wodą.
z mojego doswiadczenia(mieszkamw kociej okolicy) najlepiej sprawdzily sie moje dwa wlasne koty nie wpusz a same szkod nie robia i rybek tez nie lowia ale jeśli juz polubilas tego co przychodzi i dajesz mu jesc tomoze zainwestuj i ja wysterylizuj bo jeśli to kocur to problemu z potomstwem nie bedzie ale instynkt znaczenie terenu silniejszy i jeśli odstraszacze nie zadzialaja to tez tylko kastracja moze zalagodzic sytuacje tak ze najlepiej oswoic i wychowac
Koty trzeba polubić, zresztą jak inne zwierzaki, najważniejsze aby tylko były zachowane proporcje liczebności.
Dzięki okolicznym kotom pozbyłem się nornic (tych nadliczbowych) i wszystko jest OK
Teraz od czasu do czasu przychodzi sobie kocur (?), siada na głazie wystającym ponad kserotermiczne murawy i obserwuje swój rewir. Widok jest wspaniały - niczym lampart na sawannie (w skali mikro)
Dzięki okolicznym kotom pozbyłem się nornic (tych nadliczbowych) i wszystko jest OK
Teraz od czasu do czasu przychodzi sobie kocur (?), siada na głazie wystającym ponad kserotermiczne murawy i obserwuje swój rewir. Widok jest wspaniały - niczym lampart na sawannie (w skali mikro)
Całkowicie podzielam Twoją wypowiedź, mnie też odwiedzają koty na działce i pozostajemy ze sobą w wielkiej przyjaźni. Szkód nie odnotowałam natomiast widzę, że nornice i krety źle czują się w ich towarzystwie!mike1 pisze:Koty trzeba polubić, zresztą jak inne zwierzaki, najważniejsze aby tylko były zachowane proporcje liczebności.
Dzięki okolicznym kotom pozbyłem się nornic (tych nadliczbowych) i wszystko jest OK
Teraz od czasu do czasu przychodzi sobie kocur (?), siada na głazie wystającym ponad kserotermiczne murawy i obserwuje swój rewir. Widok jest wspaniały - niczym lampart na sawannie (w skali mikro)
Koty sąsiadów to mały pikuś, podlane iglaki czy bukszapny też przeboleję ale ja mam własnego kota, który niczemu co się rusza nie przepuści, ptak, szczur, mysz, motyl, pszczoła dosłownie nic nie jest w stanie się ostać. Miałem w tym roku piękne krokusy co z tego, za dużo pszczół się kręciło, istna masakra! Cały drżę co się będzie działo jak na dobre zakwitną hiacynty tulipany czy narcyzy. Zapowiada się rzeź I tak jest non stop, jeżówki, rozchodniki i mnóstwo innych kwiatków połamanych bo albo siądzie na nich jakiś owad albo są na drodze ataku. Lawendę wprasował mi w ziemię nieustannie urządzając sobie 'pady' na owady podobnie z azaliami japońskimi. Koronę cesarską objadł, serduszkę objadł, zabiję bydlaka! Nie mam siły...
Tylko w tym roku siedział już na oknie z myszą, szczurem a żywą sikorkę przyniósł w paszczy do domu żeby się pobawić. . . szczęśliwie uratowałem ptaszynę. Cała inteligentniejsza przyroda wyprowadza się z mojej okolicy oczywiście są też i zalety, żadnych kretów nornic czy innych takich tam nie widziałem w ogródku od momentu pojawienia się tego kota. W tamtym roku cudem udało mi się uratować pazia królowej, furczaki parę razy uchroniłem przed zgubą. Niestety one są głupie to przylecą pewnie i w tym roku na pewną śmierć. Miałem już wiele kotów ale takiego bezwzględnego łowcy to jeszcze nie widziałem, żeby jeszcze miał pustą michę w domu to bym zrozumiał. Żeby tylko ograniczało się to do łowów to bym przebolał ale z ogródka robi się pobojowisko.
P.S.
A co do kocimiętki... to owszem zainteresował się nią gdy wystawała spod śniegu, w końcu w zimie nie ma innych atrakcji.
Tylko w tym roku siedział już na oknie z myszą, szczurem a żywą sikorkę przyniósł w paszczy do domu żeby się pobawić. . . szczęśliwie uratowałem ptaszynę. Cała inteligentniejsza przyroda wyprowadza się z mojej okolicy oczywiście są też i zalety, żadnych kretów nornic czy innych takich tam nie widziałem w ogródku od momentu pojawienia się tego kota. W tamtym roku cudem udało mi się uratować pazia królowej, furczaki parę razy uchroniłem przed zgubą. Niestety one są głupie to przylecą pewnie i w tym roku na pewną śmierć. Miałem już wiele kotów ale takiego bezwzględnego łowcy to jeszcze nie widziałem, żeby jeszcze miał pustą michę w domu to bym zrozumiał. Żeby tylko ograniczało się to do łowów to bym przebolał ale z ogródka robi się pobojowisko.
P.S.
A co do kocimiętki... to owszem zainteresował się nią gdy wystawała spod śniegu, w końcu w zimie nie ma innych atrakcji.
No to masz aktywnego kota. Mój zaprzyjaźniony wyrasta natychmiast (chyba spod ziemi) jak pojawimy się na działce. Wylewnie się wita i domaga śniadania. Po śniadaniu należy go "pomiziać" a on z leniwym mru, mru usadawia się w słoneczku: zmienia co najwyżej pozycję leżenia: i tak mija mu dzień do obiadu, po którym trochę się udziela towarzysko: