Podgnębię Was troszkę dziś.
Ale doła mam.
Już trzeci dzień mnie to męczy gdzieś głęboko.
Poczytałam sobie ten wątek i odpłynęłam w kiedyś.
Miałam wtedy około 15 - 16 lat , spokojne ułożone przez rodziców życie ,
może nie jakieś tam wyjątkowe , ale po prostu normalne jak w zwykłej , przeciętnej robotniczej rodzinie,
i zupełnie normalny codzienny byt.
Miałam też przyjaciółkę , a Ona miała w życiu zupełnie odwrotnie niż ja.
Ja jestem jedynaczką , ich było 6-ścioro szczęść ,
moja mama choć zrzędliwa była zawsze obecna obok mnie.
Jej psychicznie chora , była zawsze gdzieś poza .
Mój tata nigdy nie pił alkoholu , Jej topił się w nim codziennie i zajmował swą pijaną osobą pół 2 pokojowego mieszkania, bo strach było wejść.
Ja miałam z ciuchów prawie wszystko co nastolatka na ten czas mogła chcieć , u Niej ciuchy nosiło
się zdobyczne po kimś .
Ja po powrocie ze szkoły miałam ciepły obiadek podany pod nos , Ona musiała wykombinować coś by reszta mogła zjeść jakiś obiad.
Ja pyskowałam kiedy musiałam na daną godzinę stawić się w domu , Ona sama zbierała się by przyszykować młodsze maluchy do snu.
Ja miałam swój pokój z własnym tapczanem , Ona spała z całą piątką w malutkiej kanciapce , po ilu nawet nie wiem i nie wiem jak.
Ja miałam 1 Komunię Świętą przyjętą z hukiem pośród rodziny i z prezentami o jakich marzyłam, Ona 3 tygodnie przed 1 Komunią swojego 9 -cio letniego brata przyszła prosić mnie bym została mu matką chrzestną ,i przy pomocy proboszcza zorganizowała mu chrzest ,o którym nie wiedzieli rodzice zatopieni głęboko w ciężkim swym życiu, a potem z dumą w maju poprowadziła go do kościoła!
Więc dlaczego mnie tak ciągnęło do Niej?
Dlaczego wolałam spędzić cały dzień w Jej malutkim dusznym pokoiku ,
z tupotem młodszych wśród nas , niż w swoim ?
Bo u mnie było pusto , i życie płynęło jakby obok tak monotonnie i jednostajnie , a u Niej całym sobą czuło się życie i nigdy taki sam nie był dzień, choć czasem przerywał go krzyk Jej matki wiecznie bujającej się na krześle kuchennym , niczym z mgły , niosący ciarki nagły i głośny.
Bo u Niej w pokoju , choć na ucho ,
można było rozwiązać nawet największy problem.
Bo to ona umiała pobudzić mnie do życia.
Bo ,
mogłabym wymieniać w nieskończoność , a i tak było by napisane za mało słów !
Była biedna , ale myślę , że miała więcej niż ja !
Miała braci , siostry , własny wytyczony w życiu szlak do którego dążyła z całych swych sił ,
i wiecznie doklejoną mnie.
Nikt , powtarzam nikt , nie pomagał tej rodzinie ,
i nikt absolutnie nikt, nie miałby więc prawa powiedzieć o nich naprawdę źle.
A było ciężko , było strasznie , jak teraz to widzę.
I był tam do cholerki alkohol , i co z tego ?
Więc ich bieda była nie ta?
Przyrównywanie biedy z biedą ,jak widać jest czasem niesprawiedliwe ,
bo różne życie i różna bieda potrafi złamać, lub nauczyć żyć.
Czasem biedny jest nie tylko widać ten co nie ma ,
ale również ten co ma , a tego nie widzi !
Lub biedny jest ten co ma , a szczęśliwy ten komu brak.
Dla
Wioli