Jednak ostatnie dwa lata pokazały dobitnie, że nie wszystko złoto co się świeci.
Dla hodowcy amatora, zapaleńca z krwi i kości, który dysponuje szklarniami i spec nawozami nie tylko dla rośliny jednego gatunku ale i na poszczególne fazy jej rozwoju, może sobie pozwolić na takie harce.
Jednak zwykły posiadacz działki chce kupić coś co bez specjalnych zabiegów będzie mu rosło i kwitło, a nie rarytas, który zakwitnie w jednym sezonie lub nie i zmarznie.
Dlatego pisałam, że sami z powinniśmy z rodzimych liliowców stworzyć nową, jakościowo dobrą bazę a nie sugerować się cudzymi sukcesami.
Kiedy amerykanie stracą swoją wychuchaną bazę/ bo "mimozy" już nikt nie będzie chciał kupić /, my będziemy mieli silną, swoją i niezawodną.
Kto wie czy niedługo sytuacja się nie odwróci i to inni będą kupowali nasze rośliny po dobrej cenie.
Dlatego zawsze będę popierała taką działalność jak twoja i wielu innych działkowców.
Cieszyć nas powinny własne osiągnięcia a nie cudze.

Co nie znaczy, że jestem przeciwna sprowadzaniu za duże pieniądze wrażliwców.
Kogo stać, niech eksperymentuje, nam działkowcom będzie łatwiej i mniej stracimy.

Żółte słoneczko też śliczne i w okresie przejściowym po tulipanach, narcyzach i hiacyntach ładnie wypełni lukę w kwitnieniu.