Ale nam sie dziadkowo-wspominkowo zrobilo. Kartki, ocet, kolejki, jajko w pociägu
Janka ma racje, nie jestesmy u siebie. Ja mam ten komfort ze do Polski mam kilkadziesiät kilometröw. Starsze dzieci zostaly, wyjechalismy tylko z najmlodszä. Kontakty rodzinne sä utrzymywane codziennie a spod Berlina do Lodzi jest teraz autostrada i za cztery godziny jestesmy w Zgierzu, po kolejnej godzinie juz u cörki
Mozna na weekend pojechac, dzieciaki mogä wpadac do nas, bo nie jest to jakas przekosztowna i czasochlonna wyprawa.
Za stereotypy jestesmy w duzej mierze sami odpowiedzialni. To wynika czesto z naszej "tradycji" kombinowania.
Gdy ktos pracowal kiedys w masarni mial mieso i wedliny, w zakladach tytoniowych-papierosy itd. Nikt nie möwil wsröd znajomych "dzisiaj ukradlem dwie paczki fajek a zona ukradla kawal boczku i peto mysliwskiej".
Stowrzylismy slowo-zamiennik, möwilo sie "skombinowalem" albo "zorganizowalem". Ja po szkole pracowalem w zakladach obuwniczych i na brak sköry, fleköw, butöw nawet, o kleju nie wspominajäc, nikt w rodzinie nie narzekal.
Na szczescie ktos mädry uswiadomil mi szybko ze tego typu "organizowanie" ma w naszym jezyku od kilkuset lat innä nazwe, jest karalne i naganne. Robilem wiec przez jakis czas w pracy za mamyjowatego idiote.
No i te "tradycje" czesto przenosimy ze sobä do obcych krajöw. I niestety czasem rzuca sie ona w oczy.
Ja mieszkam w malej miejscowosci oddalonej od glöwnych drög. Jest spokojnie, przed bramä w sezonie stojä mi dwa wiklinowe kosze z kwiatami, niczym niezabezpieczone stojä do jesieni. Ale mam znajomego, mieszka ok 15 km ode mnie i dwa czy trzy lata temu na festyn w ich wsi przyjechala grupa polskich nastolatköw zeby sie zabawic. Niestety formy zabawy nie byly typowe dla tej miejscowosci i jak po festynie Niemcy juz posprzätali smieci z powywalanych koszy, naprawili ogrodzenia i odkupili poniszczone kwiaty i doniczki, zaczeli przejawiac dziwnä czujnosc przechodzäcä w nerwowosc na widok aut z polskä rejestracjä. Nie dziwi mnie to specjalnie, tak jak to ze gdy wchodze tam do sklepu i przywitam sie, ekspedientka wodzi za mnä oczami i to nie z powodu mojej wätpliwej atrakcyjnosci.
Po prostu ludzie charakteryzujäcy sie takimi samymi jak ja cechami zewnetrznymi, takim samym akcentem i miejscem pochodzenia nauczyli jä tego. To jest jej biznes i nie moze tracic.
Zresztä u mnie na wsi bylo podobnie, w sklepie z napojami butelki i skrzynki zostawia sie w jednym pomieszczeniu a placi sie za zabrane napoje w drugim. I na poczätku pani ekspedientka liczyla moje oddawane butelki i patrzyla czy w skrzynkach nie ma braköw.
Teraz juz na szczescie przy kasie möwie tylko ile i jakich opakowan mialem i odlicza mi na slowo. Moge jä spokojnie oszukac nawet na 2 euro
![;:306 ;:306](./images/smiles/2smiech.gif)
, ale jak sie sprawa rypnie to wlasnie takä wartosc będę mial w srodowisku. No moze 2,20
Ja mimo ze w Niemczech bywalem czesto, to przed przyjazdem na stale mialem pelnä glowe stereotypöw na temat Niemcöw.
A teraz mam säsiada obok z wiecznie rozesmianä gebä, pelnego poczucia humoru i skorego do kazdej, nawet nieproszonej pomocy, takiego co jak wychodzi z domu to slonce zaczyna jasniej swiecic. I drugiego z naprzeciwka ktöry potwierdza moje negatywne stereotypy w calej rozciäglosci a nawet wiecej. Ludzie sä rözni, wszedzie.