Mieszkam na Mazurach, w zeszłym roku pierwszy raz "uprawiałem" pomidory pod folią. W sklepie poprosiłem o szklarniowego, który nie będzie miał problemu z osiągnięciem 3 metrów, dostałem mieszańca Tukan F1. W kwestii chemii nieorganicznej nie jestem laikiem, ale podarowałem sobie wszelkie opryski, w tym również "naturalne", bo stwierdziłem, że rośliny (bądź co bądź tropikalne) uprawiane były setki, a nawet tysiące lat wstecz (fakt, na innym kontynencie) nie wspominając o milionach? lat ewolucji.
Moje rośliny na nic nie chorowały. Miałem 20m obok ziemniaczki, których bulwy osiągnęły wielkość dużego jaja kurzego i już było po roślinach, wyglądało to na ZZ.
Cóż, no rad nie mam żadnych, ponieważ to pierwszy był rok. Nawoziłem tzw. długo-działającym granulatem (połowę zalecanej dawki) i raczej utrzymywałem sporą wilgotność powietrza, zamiast zakrywać im słońce
![;:3](./images/smiles/slonko2.gif)
.W folii było zazwyczaj parno, tak że ciężko było tam długo wytrzymać. Owoców był opór, zero pleśni, tzw. zgniliznę wierzchołkową widziałem tylko na forum, w folii dżungla.. prowadzone na jeden pęd do 6 grona, a potem zostawiłem je same sobie, owoce miałem jeszcze na wilkach. W zimne deszczowe dni (jak dzisiaj) i w noce zamykałem całkowicie
![ojoj ;:oj](./images/smiles/ojoj.png)
..tak, całkowicie, taka fanaberia. Po za tym robię kopce dookoła łodyg, tak żeby nie lać wody bezpośrednio na korzeń. Zobaczymy jak będzie w tym roku. Mam jakąś odmianę San Marzano, Brandywine, Tlacolula, Tukana z nasion zeszłorocznych i jakieś NN czarne i żółte. Życzcie mi szczęścia.