ja cały czas patrzę na to wszystko z punktu widzenia normalnego człowieka któremu (jeżeli o tym nie wie) nie mieści się w głowie że państwo może nałożyć na niego tak gigantyczną karę za wycięcie własnego drzewa na własnej działce.
patrzę też ze swojego punktu widzenia - właściciela zadrzewionej działki który zamiast brać piłę i usuwać to co mu niepotrzebne to musi w obawie tych gigantycznych kar kombinować jak koń pod górę - robić jakieś inwentaryzacje, opisy, mapki, wynajdować "ważne powody" itd itd.
przy czym pamiętajmy że ja bynajmniej nie mam zamiaru wycinać pomników przyrody w parku narodowym tylko drzewa w miejscu w którym jeszcze 20 lat temu było pole uprawne.
takie rzeczy piszesz:
Zniszczone drzewo już tej szansy nie ma.
jakby drzewo to było coś wyjątkowego, unikatowego czego "zniszczenie" jest już nie do odtworzenia i jest dla ludzkości niepowetowaną stratą.
tymczasem tak nie jest. drzew wycina się miliony i miliony nowych wyrastają, drewno jest normalnym surowcem który się produkuje, zużywa do produkcji towarów a nawet zwyczajnie na opał.
dlatego obejmowanie każdego drzewa ochroną i zmuszanie obywateli żeby spowiadali się przed urzędnikami z każdego wyciętego przez siebie drzewa jest czymś nieprawdopodobnie
zmoderowano/KaRo. uczciwe państwa w których obywatel nie jest "przedmiotem" a "podmiotem" to rozumieją a u nas jak jest to każdy widzi.
ja się zmagam z tym na co dzień więc mnie krew zalewa i naprawdę żyję w ciągłym strachu że przyjdzie jakiś biurokrata, zakwestionuje to co robię i przyrżnie mi taką karę że ogłoszę bankructwo.
dlatego ja tego
zmoderowano/KaRo.
jeszcze jedno pytanie odnośnie tego:
jak za usunięcie drzewa bez zezwolenia - bo traktuje się to jak jego zniszczenie.
czy jest jakaś podstawa prawna która by mówiła że ogłowienie (lub w ogóle przycięcie korony) jest równoznaczne ze "zniszczeniem drzewa" czy tylko urzędnicy tak sobie to "traktują" wg własnego widzimisię? bo ewidentnie nie jest prawdą że obcięcie drzewu kilku gałęzi jest równoznaczne z jego wycięciem czy "zniszczeniem".