Sundaville (-, Dipladenia) - Cz. 1
Moja S. krok po kroku ;P:
W ubiegłym roku po raz pierwszy zakupiłam sundavillę, jako małą sadzoneczkę, późnym latem. Przesadziłam do duuużo za dużej doniczki, ale za to z bardzo dobrą ziemią .
Troszkę liści przyrosło, zaczęła zawiązywać maleńkie pąki i przyszedł czas przeprowadzki do domu.
Doniczka stanęła w kąciku północnego okna w ciepłym pokoju. Roślinka najpierw zrzuciła pączki, potem powoli zaczęła zrzucać żółknące liście. Zaglądałam do niej i podlewałam dosyć często ale nie było poprawy. I w końcu w zasadzie spisałam ją na straty.
Ale jednakowoż , zostawiłam w spokoju . I trochę jakby zapomniałam.
Parę zielonych liści ciągle miała, więc podlewałam ją jeszcze, aczkolwiek baaardzo rzadko (ale obficie) wodą z dodatkiem biohumusu.
Przez całą zimę wypuszczała długaśne pędy z mikroskopijnym ulistnieniem. Przestały jej żółknąć liście (no, może żółknęły sporadycznie).
Na wiosnę przycięłam tylko te wielkie wąsy, przesadziłam do mniejszej doniczki i wystawiłam na zewnątrz, na słońce.
Na początku zagęszczanie i kwitnienie szło jej dosyć opornie (lipiec - pierwszy kwiat!), ale w końcu się trochę rozbujała:
Do tej pory stoi na zewnątrz i ma się całkiem dobrze. Ale kącik na północnym oknie, w ciepym pokoju ma już zarezerwowany. Może i w tym roku uda się o niej 'trochę zapomnieć' i też przetrwa?...
Pozdrowienia
W ubiegłym roku po raz pierwszy zakupiłam sundavillę, jako małą sadzoneczkę, późnym latem. Przesadziłam do duuużo za dużej doniczki, ale za to z bardzo dobrą ziemią .
Troszkę liści przyrosło, zaczęła zawiązywać maleńkie pąki i przyszedł czas przeprowadzki do domu.
Doniczka stanęła w kąciku północnego okna w ciepłym pokoju. Roślinka najpierw zrzuciła pączki, potem powoli zaczęła zrzucać żółknące liście. Zaglądałam do niej i podlewałam dosyć często ale nie było poprawy. I w końcu w zasadzie spisałam ją na straty.
Ale jednakowoż , zostawiłam w spokoju . I trochę jakby zapomniałam.
Parę zielonych liści ciągle miała, więc podlewałam ją jeszcze, aczkolwiek baaardzo rzadko (ale obficie) wodą z dodatkiem biohumusu.
Przez całą zimę wypuszczała długaśne pędy z mikroskopijnym ulistnieniem. Przestały jej żółknąć liście (no, może żółknęły sporadycznie).
Na wiosnę przycięłam tylko te wielkie wąsy, przesadziłam do mniejszej doniczki i wystawiłam na zewnątrz, na słońce.
Na początku zagęszczanie i kwitnienie szło jej dosyć opornie (lipiec - pierwszy kwiat!), ale w końcu się trochę rozbujała:
Do tej pory stoi na zewnątrz i ma się całkiem dobrze. Ale kącik na północnym oknie, w ciepym pokoju ma już zarezerwowany. Może i w tym roku uda się o niej 'trochę zapomnieć' i też przetrwa?...
Pozdrowienia
Mysza
'Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi.' Albert Einstein
'Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi.' Albert Einstein
Dołączę do tego wątku, bo też mam Sundavillę, czerwoną A właściwie to mam już 2, ale po kolei.
Swoją pierwszą kupiłam w zeszłym roku jakoś w maju albo wczesniej. Przesadziłam do odpowiednio większej doniczki, wstawiłam kratkę i postawiłam na tarasie o wystawie zachodniej. Jest to gorący, suchy taras - otacza go goła, ujeżdżona ciągnikiem i samochodami ziemia. Kiedy po południu zaczyna tam świecić słońce - jest jak w piecu. A Sundavilla dzielnie w tych warunkach trwała i pięknie kwitła. Wziąłam ją do domu tuż przed przymrozkami i postawiłam w sypialni, bo tam mam najchłodniej - jakies 18 stopni, przy zachodnim oknie. Kwitła jeszcze bardzo długo, straciła kilka pączków, ale przede wszystkim zaczęła tracić liście - żóółkły i opadały. Jednocześnie wypuszczała długie wąsy czepne. Niestety, większość z nich też marniała - zamierały od czubka. Były też przędziorki, z którymi walczyłam aż do wiosny prawie. Ale wiosną roślina ożyła, poprzycinane wąsy zaczęły się rozgałęziać i wypuszczać normalne, ulistnione pędy, ale roślina wyglądała nieładnie. Poobcinałam więc część tych wąsów z zaczątkami nowych pędów i powtykałam do doniczki z ziemią. Porobiłam sadzonki z "wąsów", bo zauważyłam na niektórych węzłach zgrubienia, jakby chciały tam wyrastać korzenie czepne, jak u pnączy, a przecież to jest pnącze! Nawet na międzywęźlach zauważyła te wypustki korzeniowe, więc cięłam tak z 5 cm poniżej węzła i wsadzałam do ziemi razem z pierwszym węzłem, tak, żeby był zakryty. Przyznam się, że dysponuję szklarnią i postawiłam tę doniczkę w szklarni. Od czasu do czasu podlewałam, ale tak, zeby ziemia była wilgotna a nie mokra. Dla ścisłości dodam, że moje kwiatki prawie wszystkie, poza storczykami rosną w substracie torfowym. Przeważnie podlewałam sadzonki pożywką od pomidorów, bo tak było najłatwiej Efekt - przyjęło się 100% sadzonek! Dzięki temu mam teraz 2 rośliny, a właściwie zestawy. Stara ma forme pienną, rośnie po kratce i pięknie wciaż kwitnie. Kilka dni temu przyniosłam ją do mieszkania, żeby nie zmarzła i widzę, że już zaczyna zrzucać liście. Natomiast tegoroczna dziniczka też latem stała na tarasie tylko w bardziej ocienionym miejscu, wyprodukowała kilka kawiatków, zabrałam ją do domu już jakiś czas temu, we wrześniu. I ta ma się dobrze, kilka listków zżółkło, ale podlałam biohumusem i na razie jest spokój - rosną wąsy czepne. Właśnie je obcięłam, bo chxciałabym, żeby rośliny się zagęściły najpierw, a wiosną pozwolę rosnąć wąsom ile chcą, żeby mieć zwisłe pędy.
Wydaje mi się, że to żółknięcie liści po przeprowadzce do mieszkania jest spowodowane dwoma rzeczami - rośliny przyzwyczajone do dużej ilości rozproszonego światła są przeprowadzane do pomieszczeń, gdzie jest go znacznie mniej, nawet jeśli stoją na oknie. Pogoda w zimie nas nie rozpieszcza i bywa bardzo dużo dni ciemnych, pochmurnych. A rośliny mają dużo liści, które muszą jakoś wyżywić i często jeszcze kwitną. Ponieważ nie mają dostatecznej ilości swiatła, wykorzystują zapasy ze starszych liści i pozbywają się ich masowo. Roślina powinna przejśc okres spoczynku w jasnym, ale stosunkowo chłodnym pomieszczeniu. Idealny byłby ogród zimowy, ale kto go ma? przeważnie są zmuszone zimować w naszych mieszkaniach, w pokojowych temperaturach, więc ten okres spoczynku jest umowny, bo temperatura w mieszkaniu jest raczej wegetacyjna, niz zastojowa. A my przestajemy rośliny nawozić albo bardzo ograniczamy nawożenie. I wydaje mi się, że tu jest pies pogrzebany - przy niedoborze światła i stosunkowo wysokiej temperaturze zimowania rośliny, która jeszcze kwitnie, należy ją moim zdaniem dożywiać, aby się nie wykwitła na śmierć ;)
To są moje obserwacje, może komuś się coś skojarzy, pomoże... W tym roku zamierzam obie moje rośliny nawozić także w zimie i zobaczymy, co bedzie. Jeśli moje obserwacje są słuszne, to powinny przetrwać w lepszym stanie niż poprzednią zimę. To samo zamierzam z fikusami Beniamina, które tez od wiosny do późnej jesieni stoją w szklarni i na tarasie, a do domu przychodzą w połowie listopada i potem w grudniu i styczniu masowo zrzucają liście.
Swoją pierwszą kupiłam w zeszłym roku jakoś w maju albo wczesniej. Przesadziłam do odpowiednio większej doniczki, wstawiłam kratkę i postawiłam na tarasie o wystawie zachodniej. Jest to gorący, suchy taras - otacza go goła, ujeżdżona ciągnikiem i samochodami ziemia. Kiedy po południu zaczyna tam świecić słońce - jest jak w piecu. A Sundavilla dzielnie w tych warunkach trwała i pięknie kwitła. Wziąłam ją do domu tuż przed przymrozkami i postawiłam w sypialni, bo tam mam najchłodniej - jakies 18 stopni, przy zachodnim oknie. Kwitła jeszcze bardzo długo, straciła kilka pączków, ale przede wszystkim zaczęła tracić liście - żóółkły i opadały. Jednocześnie wypuszczała długie wąsy czepne. Niestety, większość z nich też marniała - zamierały od czubka. Były też przędziorki, z którymi walczyłam aż do wiosny prawie. Ale wiosną roślina ożyła, poprzycinane wąsy zaczęły się rozgałęziać i wypuszczać normalne, ulistnione pędy, ale roślina wyglądała nieładnie. Poobcinałam więc część tych wąsów z zaczątkami nowych pędów i powtykałam do doniczki z ziemią. Porobiłam sadzonki z "wąsów", bo zauważyłam na niektórych węzłach zgrubienia, jakby chciały tam wyrastać korzenie czepne, jak u pnączy, a przecież to jest pnącze! Nawet na międzywęźlach zauważyła te wypustki korzeniowe, więc cięłam tak z 5 cm poniżej węzła i wsadzałam do ziemi razem z pierwszym węzłem, tak, żeby był zakryty. Przyznam się, że dysponuję szklarnią i postawiłam tę doniczkę w szklarni. Od czasu do czasu podlewałam, ale tak, zeby ziemia była wilgotna a nie mokra. Dla ścisłości dodam, że moje kwiatki prawie wszystkie, poza storczykami rosną w substracie torfowym. Przeważnie podlewałam sadzonki pożywką od pomidorów, bo tak było najłatwiej Efekt - przyjęło się 100% sadzonek! Dzięki temu mam teraz 2 rośliny, a właściwie zestawy. Stara ma forme pienną, rośnie po kratce i pięknie wciaż kwitnie. Kilka dni temu przyniosłam ją do mieszkania, żeby nie zmarzła i widzę, że już zaczyna zrzucać liście. Natomiast tegoroczna dziniczka też latem stała na tarasie tylko w bardziej ocienionym miejscu, wyprodukowała kilka kawiatków, zabrałam ją do domu już jakiś czas temu, we wrześniu. I ta ma się dobrze, kilka listków zżółkło, ale podlałam biohumusem i na razie jest spokój - rosną wąsy czepne. Właśnie je obcięłam, bo chxciałabym, żeby rośliny się zagęściły najpierw, a wiosną pozwolę rosnąć wąsom ile chcą, żeby mieć zwisłe pędy.
Wydaje mi się, że to żółknięcie liści po przeprowadzce do mieszkania jest spowodowane dwoma rzeczami - rośliny przyzwyczajone do dużej ilości rozproszonego światła są przeprowadzane do pomieszczeń, gdzie jest go znacznie mniej, nawet jeśli stoją na oknie. Pogoda w zimie nas nie rozpieszcza i bywa bardzo dużo dni ciemnych, pochmurnych. A rośliny mają dużo liści, które muszą jakoś wyżywić i często jeszcze kwitną. Ponieważ nie mają dostatecznej ilości swiatła, wykorzystują zapasy ze starszych liści i pozbywają się ich masowo. Roślina powinna przejśc okres spoczynku w jasnym, ale stosunkowo chłodnym pomieszczeniu. Idealny byłby ogród zimowy, ale kto go ma? przeważnie są zmuszone zimować w naszych mieszkaniach, w pokojowych temperaturach, więc ten okres spoczynku jest umowny, bo temperatura w mieszkaniu jest raczej wegetacyjna, niz zastojowa. A my przestajemy rośliny nawozić albo bardzo ograniczamy nawożenie. I wydaje mi się, że tu jest pies pogrzebany - przy niedoborze światła i stosunkowo wysokiej temperaturze zimowania rośliny, która jeszcze kwitnie, należy ją moim zdaniem dożywiać, aby się nie wykwitła na śmierć ;)
To są moje obserwacje, może komuś się coś skojarzy, pomoże... W tym roku zamierzam obie moje rośliny nawozić także w zimie i zobaczymy, co bedzie. Jeśli moje obserwacje są słuszne, to powinny przetrwać w lepszym stanie niż poprzednią zimę. To samo zamierzam z fikusami Beniamina, które tez od wiosny do późnej jesieni stoją w szklarni i na tarasie, a do domu przychodzą w połowie listopada i potem w grudniu i styczniu masowo zrzucają liście.
Pozdrawiam -
Anka
Anka
- Teresa600
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1275
- Od: 10 mar 2008, o 11:52
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Kraków
Wita Ponownie.......widzę ze jest mnóstwo rad odnośnie ukorzeniania sundaville.......dołożę swoje 3 grosze .Wszystkie swoje sadzonki ukorzeniałam w wodzie.Proszę zerknąć na poniższy link
http://forumogrodnicze.info/viewtopic.p ... ht=#471247
W zeszłym roku na 5 przyjęła sie jedna i zakwitła w tym roku.Do tej pory kwitnie.W tym roku 3 szczepki już maja duże korzenie i zostały wsadzone do kermazytu. Pozostałe 3 już maja zawiązki korzonków.
Przed wsadzeniem do wody obrywałam dolne listki, spłukiwałam wypływające mleczko pod bieżącą wodą , osuszałam papierowym ręcznikiem i dopiero do wody.Jak widać efekty są.(w zeszłym roku nie spłukiwałam mleczka i nie obrywałam dolnych listków.....może to było przyczyna ze ginęły)
Berenika.....widzę ze masz duzą wiedzę.....dzięki ze dołączyłaś do nas.Każda rada jest mile widziana. Będziemy sie wzajemnie wymieniać doświadczeniami w hodowli tego uroczego kwiatu.
Na koniec dodam ze ukorzeniona w zeszłym roku sundaville rośnie w hydroponice, jak i pozostałe moje kwiaty.Oprocz balkonowych.Balkonowa sundaville zabrana do domu juz w połowie września przestała kwitnąc
.zrzuca liście,jednak nie tak szybko jak w poprzednie lata. Mam nadzieje ze uda mi się ją przezimować.
zapraszam
http://forumogrodnicze.info/viewtopic.p ... 73&start=0
Pozdrawiam Teresa
http://forumogrodnicze.info/viewtopic.p ... ht=#471247
W zeszłym roku na 5 przyjęła sie jedna i zakwitła w tym roku.Do tej pory kwitnie.W tym roku 3 szczepki już maja duże korzenie i zostały wsadzone do kermazytu. Pozostałe 3 już maja zawiązki korzonków.
Przed wsadzeniem do wody obrywałam dolne listki, spłukiwałam wypływające mleczko pod bieżącą wodą , osuszałam papierowym ręcznikiem i dopiero do wody.Jak widać efekty są.(w zeszłym roku nie spłukiwałam mleczka i nie obrywałam dolnych listków.....może to było przyczyna ze ginęły)
Berenika.....widzę ze masz duzą wiedzę.....dzięki ze dołączyłaś do nas.Każda rada jest mile widziana. Będziemy sie wzajemnie wymieniać doświadczeniami w hodowli tego uroczego kwiatu.
Na koniec dodam ze ukorzeniona w zeszłym roku sundaville rośnie w hydroponice, jak i pozostałe moje kwiaty.Oprocz balkonowych.Balkonowa sundaville zabrana do domu juz w połowie września przestała kwitnąc
.zrzuca liście,jednak nie tak szybko jak w poprzednie lata. Mam nadzieje ze uda mi się ją przezimować.
zapraszam
http://forumogrodnicze.info/viewtopic.p ... 73&start=0
Pozdrawiam Teresa
- Raczek
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3475
- Od: 31 mar 2007, o 21:26
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Elbląg
Teresko,czy jak sundavilla jeszcze kwitnie to można już z niej robić sadzonki?
Pozdrawiam Ania
Ogródek Raczka 7
Ogródek Raczka 7