Wczoraj posadziłam część moich clematisów, tych wyrośniętych. Nie starczyło mi już czasu i sił na dwie bidy z carrefoura. Jakim cudem ja je w ogóle kupiłam?
Chyba kierowałam się pięknym obrazkiem, a nie faktycznym stanem rośliny. Poza tym poprzedniego dnia udało mi się kupić całkiem zgrabną 'Warszawską Nike'. Co prawda małą, ale zdrowo wyglądającą, więc automatycznie sądziłam, że pozostałe sadzonki też będą ok. Zresztą tym razem moim głównym celem był zakup plastikowych krzeseł, a clemki dokupiłam dodatkowo. No i dzisiaj mąż siedząc na jednym z tych krzeseł z hukiem wylądował na podłodze.
Noga się złamała. Na szczęście krzesła
. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że ten plastik jest bardziej miękki, łatwo się odgina i że te krzesła to zwykłe dziadostwo. Ciekawe, czy mi przyjmą reklamację? Strach na nich siedzieć. Ten sam model jest zresztą i w innym marketach. Teraz będę się ich wystrzegać i kupię coś porządniejszego. I pomyśleć, że poprzednie plastiki służyły nam tyle lat!
Wracając do tematu clematisów, wczoraj je posadziłam, a dzisiaj je... wykopałam
I posadziłam jeszcze raz
. Nie mogłam przestać się niepokoić, że dałam je za blisko końskiego obornika i że one mi przez to zmarnieją. W końcu przedobrzanie to moja specjalność.
Wykopałam więc dołki dwa razy większe, spłyciłam warstwę kompostu i obornika, po czym dosypałam czarnej ziemi, której dokupiłam dwa worki. Czasem myślę, że taniej byłoby, gdybym od razu kupiła jej całą wywrotkę, bo oczywiście ta ziemia zaraz mi się skończyła, a zostały jeszcze do posadzenia dwie róże i clematis z carrefoura Nelly Moser (o ile nie padnie). Drugiego, 'Village de Lyon', posadziłam w donicy.
Ponadto wysadziłam dziś 4 cebule lilii drzewiastej, 'Miss Lily''.