Wracając do Philadelphi...
zawsze podobało mi się, jak niektórzy z Was puszczali pędy "luzem", bez podpórki.
Podobało mi się, ale jednocześnie obawiałem się, jak to będzie wyglądało na żywo, czy miejsce znajdę na takie eksperymenty i takie tam...
No ale tak jak pisałem wcześniej, Philadelphia zrobiła mi niespodziankę, do tego stopnia, że jak już zauważyłem nowy pęd, to był on już poziomy

i gdybym chciał go prostować, to by się złamał...
Tak więc, żyje sobie własnym życiem... a mi tak się to spodobało, że chyba kolejne storki pójdą w jej ślady
