Henryku, w ubieglym roku dopadlam Torino, niestety byl tak zarobaczony ze nie dal rady. Uparlam sie, ze go będę miala, bo ten jaskrawopomarańczowy kolor i niemal jednolite ubarwienie, bardzo mi sie spodobaly. Poniewaz ograniczam mocno zakupy, chcialam te konkretnie odmiane i gdyby on sie okazal czym innym, nawet pieknym, to jednak nie bylby Torino, a... No, kwestia miejsca w domu juz teraz. Jeszcze tylko Seppe i koniec takich szalonychzakupow, chyba ze jakims naglym cudem dorobie sie oranzerii. Tym bardziej, ze biore pod uwage, ze cos jeszcze moze czarowac takim urokiem, ze nie dam rady sie oprzec. Mam duzo roslin, a one beda sie rozrastaly. Musza miec warunki. Nie sztuka zapakowac sie po kokarde, a potem upychac kolanem w szafie.
