Jak to mówią: nie możesz wejść drzwiami, wejdź oknem

.
No to tak: to jest ten listek bez ogonka, który już raz był ukorzeniony i nawet wypuścił maluszki. Potem dziwnym sposobem "sam" się połamał w doniczce. I to w dwóch miejscach: przy samej ziemi i zaraz pod listkiem. Sam listek wyciągnęłam z doniczki, wywaliłam ten połamany kawałek ogonka, przycięłam do równego resztki ogonka pod samym listkiem i wsadziłam do kieliszka:

,

,

.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie

.
A tutaj są te maluszki, co zostały w donicze:

.
Nie wiem, czy coś z nich będzie, bo chyba korzonki się odłamały, a nie chcę tam grzebać za bardzo, bo chyba bym pęsetą musiała je sadzić z powrotem

. No, ale zobaczymy.
A tutaj zdjęcie maluszków tego połamańca, którego w kieszeni nosiłam i zapomniałam, że tam jest:

.
Ja widać rosną

.
A na koniec pytanie. Jeden z listków puścił maluchy i zaczął usychać. Wygląda to tak:

.
Co mam z nim zrobić? Wyciąć go czy zostawić? Żeby mi te maluchy nie zaczęły usychać...