Jadziu - może i tak jest jak piszesz.
Ale nie zamierzam go oswajać, niech ma swoje życie i nim żyje na wolności.
Co do dzwonka to chyba jest to dzwonek Poszarskiego, ale pewności nie mam, bo rośnie u mnie od dawna.
Wyginęły naparstnice ?........a może czymś pryskałaś, zauważyłam że one nie lubią chemii, to je osłabia, albo zbyt wcześnie ścięłaś i nasiona były nie dojrzałe.
Ja sobie też nie wyobrażam ogrodu bez naparstnic, są cudowne i wabią mnóstwo trzmieli.
Loki - to straszne co piszesz, tyle pięknych roślin poszło na zmarnowanie.
Ale co robić, natura stale pokazuje nam kto tu tak na prawdę rządzi.
A może to i dobrze, bo gdyby zależała całkiem od ludzi to strach pomyśleć co by było, pewno tylko gleba by została.
Nie tylko kolczastym u mnie dobrze, jest też taka masa ptaków, że niektóre gatunki stały się utrapieniem.
Ale za to ranki i wieczory są tak śpiewne, że nawet ruch na ulicy zostaje zagłuszony.
Jest super i niech tak zostanie.
Lidziu - jeże jedzą i te bez łapin, sama widziałam na własne oczy.
Dlatego jestem bardzo zadowolona z ich obecności i staram się im nie przeszkadzać.
Mam też kilka ciepłych zakątków dla nich na zimę.
A skoro tak Ci się podobają te leśne zakątki co dla Ciebie mam jeszcze kilka.
Stasiu - to prawda, ale moje powojniki w większości czasu są chore i nie umiem tego zmienić.
Ale mówi się trudno, co zostanie to zostanie a w miejsce tych co wypadną posadzę coś innego.
Schronienia dla jeży u mnie nie brakuje i chyba im się podoba.
Trafnie to określiłaś

, powinniśmy współżyć z bogactwem jakie daje nam natura a nie walczyć.
Kolorytu ogrodowi dodają rośliny dzikie, które każdego roku rosną w innym miejscu i same się wysiewają gdzie chcą.
Ja tylko usuwam te, które ewidentnie mi nie pasują w danym miejscu, reszta rośnie w miejscach jakie "sama wybrała".
Mam więc dzikość w ogrodzie nieco kontrolowaną.
Ewka - styl - u mnie pogoda w kratkę.
Deszcz bardziej moczy rośliny niż je podlewa, ale dobre i to.
Za nic nie chciałabym powtórki z zeszłorocznej suszy, to była masakra.
Róże teraz dają z siebie wszystko a zapach jakim jest nasycony ogród sprawia że nie chce się z niego wychodzić.
Mati -

to samo mówi mój M-ek, a wyszło tak mimochodem, bo akurat nie było pod ręką innej farby.
Rabata z Warnerek ?.....

, ależ będzie cudnie.
No a po przybyciu tych dwóch gigantycznych paczek to pewno będzie problem upchnąć tam róże.
Ewka - co Ty mówisz.....znowu ?
Jejku, nie ma nic gorszego niż przeprowadzka ogrodu.
To czyste szaleństwo, nie mówiąc o pracy jaką trzeba w to włożyć.
I w dodatku teraz w sezonie, mnóstwo roślin na tym ucierpi i bez strat się nie obejdzie.
No na prawdę współczuję

i trzymam kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia.
Madziu - Abrahamek podrósł i zmężniał, ale to jeszcze nie to.
Olbrzymie kwiaty pod deszczem kłaniają się nisko na jeszcze dość wiotkich pędach.
Ale kwiaty i zapach rekompensują wszystko, jest cudowny a przede wszystkim zdrowy.
Obiema rękami podpisuję się pod nim, jest warty grzechu posiadania.
Mnie też naparstnice wypadały kiedy stosowałam chemię, teraz kiedy jej nie stosuję, rosną jak szalone.
Poza tym trzeba im zapewnić wilgoć na korzeniach, bo mają płytki system korzeniowy i kochają półcień.
Na wypieku rosną o wiele gorzej.
Elwiś - dziękuję.
W twoim ogrodziu widzę równie piękne miejsca a nawet ładniejsze bo bardziej uporządkowane.
Moje to takie dzikusy, ale takie mi w sercu grają.
Powyżej masz jeszcze kilka takich zdjęć, więc możesz tam luknąć.
Aniu - róże to teraz mają swoje 5 minut i wyglądają coraz bardziej okazale.
Zakręciłam się różanie, więc mam teraz na co patrzeć i wąchać do woli.
Klematisy są u mnie w zdecydowanej mniejszości ze względu na złe dla nich warunki glebowe.
Nie nawożę niczym poza obsypaniem na zimę kompostem.
Zostaną tylko te, które się przystosują do takich warunków.
Charles de Mills trafił do mnie przypadkowo.
Był pomyłką różaną i jak się okazało bardzo szczęśliwą.
Zdrowa róża, corocznie obsypuje się mnóstwem pachnących kwiatów, które utrzymują się dość długo i nie są wrażliwe na deszcz.
Świetna do półcienia, bo kwitnie w nim obficie i nie wymaga zbytniej troski.
Jedyny mały minusik to ten, że ma trochę wiotkie pędy jak na bukiety kwiatów i wymaga podpory.
Nie wymaga okrywania na zimę, oprócz kopczykowania.
Ta róża w typie "ocząt" nie zawiedzie nikogo.
CHEwdelight jest podobna do słynnej Eyes For You, ale ma podwójnie ułożone płatki.
Robi duże klastry kwiatowe i kwitnie prawie przez cały sezon aż do mrozów.
Świetnie sobie radzi zimą pod kopczykiem i buduje gęsty krzew o sztywnych łodygach.
Jak wszystkie krzyżówki róży z hultemią jest niezawodna.
Z tej róży nie jestem w pełni zadowolona.
Z ładnego krzewu pozostał jeden pęd na którym wyrasta kilka odnóg i z róży typu "flo" zrobiła się mała sztamówka.
Ratuje ją tylko fuksjowy kolor i duże kwiaty, inaczej już byłaby wyautowana.
Poza tym nazwa też nic nie mówi poza domysłami jakie były na forum opisane.
Róża która chyba chce nie mieć sąsiedztwa w bezpośredniej bliskości.
A piszę o Chopichonie, jeśli się nie poprawi, pójdzie w inne ręce.
Ta róża przez kilka lat spędzała mi sen z powiek.
Za nic nie chciała wyglądać jak w opisach, była już 2 razy na wyautowaniu i jakimś cudem się jej udało zostać.
Za to teraz wreszcie dała popis jak należy i zachwyca jak powinna.
Herkules był jedną z pierwszych róż jakie do mnie trafiły i miał być w moich ulubionych odcieniach, ale długo grał mi na nerwach.
Teraz wreszcie jestem z niego zadowolona.
Odporna na deszcze i słonko, jako jedna z nielicznych do tej pory nie chorowała.
Ta przyjechała wraz z Herkulesem / w tym samym roku / od jednaj z forumowiczek.
Nieznana historyczna, pachnąca i pięknie kwitnąca róża została bez żadnych wątpliwości.
Cieszy oko od kilku lat, ale ma jedną wadę, przyciąga szkodniki różane a zwłaszcza mszycę.
Jest jak odkurzacz na rabacie, ale dzięki temu chroni inne róże a ja wiem gdzie szukać pierwszych "amatorów" różanych.
Mimo to zostaje dla swojej niezaprzeczalnej urody i zapachu.
Leopold Ritter to róża z potencjałem.
Trzecia strefa mrozoodporności stawia ja w pierwszym rzędzie różanym.
Ma powtarzać kwitnienie, ale na razie tego nie robiła, może w tym trzecim sezonie coś powtórzy, bo ma niezwykłą siłę .
Rośnie jak szalona i robi mnóstwo pąków kwiatowych.
Nie są zbyt duże ale za to jest ich tyle jak na floribundach.
Odporna na szkodniki, poza nielicznymi mszycami nie znalazłam innych szkodników.
Zimuje bez okrycia bez jakiejkolwiek szkody.
Ładnie pachnie i bardzo długo kwitnie.
