Maryniu - znam takich

, ale ja nie z tych co to chcą jak najszybciej zakończyć sezon.
Ja staram się go raczej przedłużyć na ile to tylko możliwe.
Ruch na świeżym powietrzu i przestrzeń to moje priorytety.
Jadziu - ogórki, które sama wyhodujesz nie mają tyle chemii co kupne.
Stąd od razu czujesz różnicę na żołądku.
Ja też po kupnych mam "ciągłe odbijanie" i dlatego zaczęłam hodować swoje.
Poza tym moje doskonale się kiszą, nie miękną i nie mam białego osadu w słoiku jak po kupnych.
A starte na mizerię dają zapach unoszący się po całym domu jak kiedyś.
Po kupnych, nawet nie wiem co jem

zero smaku i zapachu.
Kasiu - moje pod folią na razie trzymają się dziarsko, chociaż już dosyć długo owocują.
Z 10 sadzonek zebrałam już na 10 słoików kiszonych, 5 marynowanych nie licząc tych na mizerię.
I pewno jak zaraza ich nie dopadnie to jeszcze pojem a może wystarczy jeszcze na jakiś słoik.
Oczko ma jakieś 5 X 4 metra o głębokości 90 cm w najgłębszym miejscu.
Kiedyś były w nim rybki, a teraz służy jako zbiornik wody do podlewania i siedlisko dla płazów a przy okazji jako miejsce do uprawy roślin.
Teraz zrobiłam następny eksperyment i posiałam do styropianowego pojemnika rukiew wodną.
W dnie zrobiłam otwory, żeby korzenie rukwi mogły swobodnie pływać w wodzie i miały jej pod dostatkiem.
Ciekawe czy się uda, bo to roślinka o wielu walorach zdrowotnych.
Gabiś - no właśnie, to byłoby coś, zamiast sklepowych nowalijek nabzdyczonych chemią.
Ciekawe czy się uda, ale póki co wkurzona jestem znowu jakością nasion sklepowych.
W jednym pojemniku wzeszło aż 5 nasion a w drugim ledwo jedno się kotasi i kto wie czy przetrwa.
Tak lichej jakości nasion jeszcze nigdy nie kupiłam.
Chyba ze złości wysieję te ze swojej partii nasion, te przynajmniej na bank wzejdą.
U mnie też w bród pomidorów i ogórków, mimo że bez grama chemii, ale pod osłoną.
Prawdę mówiąc to już się trochę przejadłam.
Ewka - przeprowadzka już zakończona - super.
Kot zaginął ?......oj to niedobrze, rozumiem Cię doskonale i współczuję.
Dla mnie utrata zwierzaka to jak stracić najlepszego przyjaciela, a może już się odnalazł ?
A pytaliście w schronisku ?
Mariolko - w gruncie tez się udają pod zadaszeniem.
Wiesz, takim jak bramka piłkarska, albo nawet samym daszkiem, to bardzo pomaga w uprawie gruntowej.
No i dobór odpornych odmian, też ma wielkie znaczenie.
A ja mam problem z marchewką, za nic nie chce u mnie urosnąć, chyba mam za kwaśną glebę i za ciężką dla niej - coż nie można mieć wszystkiego.
Buraczki zjadły mi gołębie - co było dla mnie szokiem kiedy przyłapałam je na gorącym uczynku, więc przyszły sezon pójdą do szklarni.
Cukinie i groszek - upilnowany - dały dobry plon, nie mogę narzekać.
Za to inne warzywa udały się doskonale.
Cebuli też nie sadzę, bo to ziemia nie dla niej, ale kupuję wczesną na bazarku i dosuszam w domu.
Przynajmniej nikt nie dosuszy jej Roundapem.
Elżuś - ano szkoda, ale nie poddaję się i eksperymentuję.
Jeśli mi się uda to będzie prawdziwy sukces.
U mnie maliny kupione w doniczkach czekają na wysadzenie, moje całkiem uschły w zeszłym roku.
Oj też chciałabym lata jak najdłużej, nie znoszę zimy takiej nijakiej i mrozu.
Chyba na stare lata robię się ciepłolubna.
Aniu 77 - u mnie też pogoda w kratkę, dawno nic nie robiłam na ogrodzie.
Czekam na stabilizację pogody i koniec przetwarzania.
Krysiu - ano przebój liliowcowy, szkoda że się już zakończył.
Pozostały tylko fotki i wspomnienia do następnego lata.
Potrafią być ekspansywne, ale nie aż tak, żeby trzeba było każdego roku coś z nimi robić, czego zresztą nie lubią.
Wystarczy raz na 5 lat je rozsadzić a przynajmniej u mnie tak się dzieje.
Nie dawaj Osmocote, jest za silne i woda będzie Ci "kwitła" na zielono.
Lepsza jest ziemia do roślin wodnych, można ją kupić w necie albo dużym ogrodniku.
Lilie wodne to rośliny o bardzo skromnych wymaganiach, same dają sobie rady i nie chorują jak te zasilane chemią.
Izuś - fakt, dawno Cię nie było widać na forku.
Powojniki w tym roku pod wpływem częstych deszczy chorują na uwiąd.
Już mnie przestały bawić, bo cała praca i tak idzie na marne.
Zostało tylko kilka odpornych i te zostaną, ale nowych już nie kupię.
A ja nadal czekam na jak najdłuższe lato, chociaż bez upałów, bo te mnie wykańczają.
Stasiu - to nie koniec, jeszcze sporo ich będzie i na długo wystarczy zdjęć, bo to moje pupilki.
Będzie niedługo cała lista opisów pomidorowego szaleństwa w tym roku.
I gwarantuję Ci, że skusisz się na inne pomidorki, takie dla koneserów.
Maryniu 45 - Marysiu witaj.
Przetacznik kupiłam gdzieś w necie w zeszłym roku.
Nie jest taki jak był przedstawiony na reklamowym zdjęciu, ale mnie zadowala jego kolor i zdrowotność.
Pasuje jako roślina towarzysząca do moich róż.
Jego wadą jest to, że lubi się pokładać.
Ladys - witaj.
Przewracanie się lilii nie jest dziełem zwierzaków, ale nierównomiernym rozrastaniem się kłączy i gazami wytwarzającymi się w wodzie podczas rozkładu cząstek roślin.
Nie znajdując ujścia w gąszczu korzeni sprawia, że roślina się wywraca.
Jest też to sygnał, że trzeba roślinę przesadzić.
Wydry raczej nie wchodzą do małych oczek, wolą potoki z bieżącą wodą, chyba że są tam ryby.
Zaskroniec zawsze opuszcza teren, kiedy brak pożywienia, co dzieje się dosyć szybko, bo płazy widząc zagrożenie natychmiast uciekają.
Pewno u mnie nie będzie go już w przyszłym roku, bo żaby znikły tak samo szybko jak i inne żyjątka.
Florianie - zachwycał, to prawda, ale to już przeszłość.
Pomidory to teraz następne moje szalone doświadczenie, ale jest w czym wybierać, zarówno pod względem kształtu, smaku, koloru jak i zdrowotności.
Niedługo przedstawię moje podsumowanie sezonu pomidorowego.
Możesz więc sobie wybrać jakiś, jeśli wpadnie Ci w oko.
Na razie zbieram i przetwarzam całkiem spore ilości pomidorów i ogórków.
A zbiory są takie co kilka dni.
Dla tych co kochają liliowce ciąg dalszy moich milusińskich.
I coś dla miłośniczek róż.
Fresia, stara odmiana, ale bardzo wdzięczna i niezawodna.
Ma dobre zdrowie, bogato kwitnie za pierwszym razem i dosyć długo.
Powtarza kwitnienie bez problemu po zasileniu, plamy łapie dopiero pod koniec sezonu.
U mnie wyprowadzona na pienną, zimuje bez okrycia, tylko pod kopczykiem, ale rośnie pod ścianą tuj, które osłaniają ją przed mrożnymi wiatrami zimą.
Pewno znana już wszystkim Lavender Ice.
Bardzo dobra różyczka rabatowa, pod każdym względem.
Nie przypala jej słońce jak Novalisa, zdrowa do jesieni, niezbyt wysoka o mocnych sztywnych pędach.
Cukierkowe kwiaty w odcieniach fioletu, długo utrzymujące się na krzewie.
Polecam każdemu kto kocha kwiaty w tym kolorze.
Zimuje pod kopczykiem bez problemu.
Ice Flower Circus to całkiem ładna panienka.
Obficie kwitnie, zdrowie w miarę dobre, ale mogłoby być lepiej, zimowanie pod kopcem w gruncie jej wystarcza.
Jest dość niska i nadaje się na sam przód rabaty, albo do pojemników na taras.
Miłe dla oka kwiaty w niedużych bukietach ale bez zapachu.
Nie wiem dlaczego zrobiłam jej tylko jedno zdjęcie.
Coquette des Blanches to róża historyczna.
Ma trzy sezony i jakoś nie może pokazać się z tej najlepszej strony.
Kwiaty różnią się między sobą czyli nie weszła jeszcze w okres stabilizacji.
Trudno więc powiedzieć coś o niej konkretnego.
Jedynie plusem jest powtarzanie kwitnienia i dobra zdrowotność.
Także zimowanie bez okrycia nie sprawia żadnego problemu.
