Nooooo, czuję, że mam pole do popisu tutaj, wiedziałam...
Zacznę jednak od fuksji, bo się nieco uśmiechnęłam, czytając co napisałaś. Ja i rozmach, ha ha.. Rozmach to mają ci, co to wiesz, z "Kilera"
Ale do rzeczy.
Powiem krótko i na temat: hoje to nie choroba, to sposób na życie. Po prostu. Masz chwilę? Zawsze się przy hojach coś znajdzie do roboty, a to przypiąć, a to odpiąć, a to rozplątać, a to popryskać. Mnie takie prace relaksują, gorzej gdy trzeba całe towarzystwo podlać, ale i to da się przeżyć. Kaktusy czy sukulenty to zupełnie inna bajka, inny świat. Hoje mają swoje fanaberie, swoje humory i albo się je lubi albo nie, zasadniczo nie ma płynnej granicy. A jak się lubi - to nie ma szans, by nie dobrać kilku więcej. Te mają liście piękne, inne kwitną tak cudownie, że czekasz na to kwitnienie czasami lata całe. A jak zakwitnie, to nie można się napatrzeć. A potem tworzysz kompozycje, albo dobierasz wielkością kwiatów - i masz wspaniałe żywe ściany, żywe firanki, które w dodatku potrafią zapachnieć.. Nic lepszego zwłaszcza, gdy masz doświadczenie z sukulentami, moim zdaniem bardzo pomaga to w uprawie hoi. Tyle, że ja jestem na początku drogi, Henryk ma zdecydowanie i więcej wiedzy i więcej doświadczenia. Ja się ciągle uczę, ale ciągle mi ich mało
![;:306 ;:306](./images/smiles/2smiech.gif)