Dziś po miesiącu poza krajem odwiedziłem działkę i spojrzałem na krzewy winorośli. Jest źle...
Po kwietniowych i majowych mrozach (było nawet -7) misternie zaplanowana i pięknie wyprowadzona forma sznura skośnego na pięcioletnich krzewach Kodrianki, Eszter i Arona nadaje się do wycięcia, razem z pieńkami. Wszystko przemarzło.
Krzewy odbijają od korzeni, tuż nad ziemią wyrasta pionowo po 5-6 silnych pędów. I teraz mam zagwozdkę - czy już teraz zaplanować odbudowę krzewów i pozostawić po 1-2 pędy na pojedynczy lub podwójny pień, czy też pozwolić im rosnąć, a za sekator chwycić dopiero następnej wiosny? Owoców i tak nie będzie, a rośliny jak chcą rosnąć to niech sobie rosną...
Posadzony ubiegłej wiosny Sfinks przycięty na dwa ramiona po 4 oczka też wypuścił latorośle od ziemi, pączki na ramionach przemarzły.
Podobnie Nero, z posadzonych ubiegłej wiosny i przyciętych na 2 oczka czterech krzewów dwa odbijają od ziemi, dwa milczą, pozostawione oczka przemarzły.
Wygląda na to, że w tym sezonie skosztuję tylko kilku jagód Arkadii i Nero rosnących w donicach na moim kieleckim balkonie, obydwa krzewy z konieczności prowadzone na pojedynczą latorośl (przyciąłem na 1 pączek z myślą o formie głowy, ale przyciąłem za wysoko i miast trzech latorośli z oczek wybiło po jednej) zawiązały po jednym niewielkim gronie. Będę teraz chuchał i dmuchał, by dojrzały
Ciężki rok, nie tylko dla winorośli. W sadzie przemarzł orzech włoski, 2 jabłonki, 1 wisienka. Nie ma wiśni ani czereśni (przemarzły kwiaty), jabłek jak na lekarstwo. Ładnie zawiązały owoce: czerwone i czarne porzeczki, agrest i 2 śliwki (Węgierka Dąbrowicka Amers).