No
Marta nie wymagaj ode mnie, abym ganiał co godzinę do ogrodu i podziwiał tam kwitnący okaz. A wieczorem z latarką...?
Porównując czas kwitnienia w flakonie to miesiąc a na 'pniu' dwa tygodnie dłużej, więc daruję sobie te dwa tygodnie mając w nagrodę go cały czas przed oczami.
A tak poważnie to obawiałem się go przenosić do domu na czas kwitnienia, nie będąc pewien jego reakcji na przenosiny, zwłaszcza że pierwszy raz są na dworze.
Gwoli wyjaśnienia powyższego, uwaga zapiąć pasy będzie mały wykład (ja się męczyłem pół dnia (fakt-parę lat temu) żeby strawić autentycznie naukowy wykład na ten temat. A to co zrozumiałem pokrótce przedstawię:
Są gatunki roślin podatne na bodźce zewnętrze takie jak światło, czy temperatura, naukowo to się nazywa
tropizm , roślina wygina się do światła, albo ucieka w odwrotną stronę , bo bodziec temperaturowy jest silniejszy, ale są też gatunki reagujące na te bodźce uruchomieniem autonomicznych bodźców blokujących reakcje ruchowe. Taka prawie autoagresja.
Skutkiem czego w przypadku Cymbidium, jest zatrzymanie wzrostu pędu odrzucanie już zaawansowanych pąków w końcu klapa po całości.
Jak ścinam do wody pęd rozwija się do ostatniego pączka i nie ma żadnego problemu. Tak na chłopski rozum nie ma sygnału blokowana tropizmu z mózgu, bo mózg został w doniczce...
Z obserwacji paru lat wynika, że bezpieczniej jest ściąć pęd do wody niż liczyć na to że kwiat nie zareaguje destruktywnie na przenosiny, czy nawet obrócenie doniczki gdy stoi na oknie, oczywiście kiedy jest pod pąkiem.
No i tyle.. mam nadzieję, że nie zrobiłem wody z mózgu, tylko w miarę przystępnie naświetliłem problem...
