Witam wszystkich odwiedzających.
Cudowną dziś pogodę mieliśmy. W południe termometr pokazywał nawet 10stopni na plusie. Bardzo dużo śniegu stopniało. Trochę się tego obawiam, bo słyszałam, że ma znowu nadejść ochłodzenie z minusowymi temperaturami, a ogród został prawie bez ciepłej kołderki
Rozebrałam choinkę, spakowałam do pudeł wszystkie ozdoby świąteczne, pościerałam kurze i wpuściłam do domu świeżego powietrza. Muszę przyznać, że aż lżej się mi teraz oddycha.
Ewelinko, w Lilypolu już można zamawiać

Ja chyba, jak już tradycyjnie od kilku lat, skuszę się na kilka piękności.
Muszę przyznać, że lilie z tego źródła najlepiej mi kwitną i nie ma żadnych pomyłek.
O różach napisałam już u Ciebie. NA stałe nie uprawiam nic w donicach. Czasami tylko w sezonie, gdy nie mam miejsca i muszę coś pokombinować, żeby posadzić
Doroko, Ty z dalii rezygnujesz, a ja domawiam

Mam nadzieję że mnie nie poniesie i nie zrobi się ich jakaś większa kolekcja. Muszę się pilnować, bo bardzo mi się podobają
Nasionek troszkę zamówiłam sobie, trochę pomidorków, papryk, kwiatów, ziół.
Pomidorów na pewno wszystkich nie wysieję, bo mam jeszcze z ubiegłego roku i jedna forumka przysłała mi swoje ulubione odmiany. Mam z czego wybierać i jeszcze nie zdecydowałam się na konkretne odmiany.
Pewna jestem, że będę mieć je tylko w gruncie, więc wybieram przeznaczone do takiej uprawy odmiany.
Natalko, miałam taką mieszankę zatrwianu, mix kolorów. Najwięcej było chyba białego, który najmniej mi się podobał, ale trafiły się też niebieskie, fioletowe, różowe. Te były cudne
Aniu, specjalistką od sałat jest Dominika - Amanita, więc może ją poproś o doradzenie konkretnych odmian.
Ja je bardzo lubię i dużo sieję, ale kompletnie nie pamiętam nazw. Jakoś tak się dzieje, że wszystkie mi się udają (no chyba że trafią się jakieś stare nasiona) czy to lodowe, masłowe, strzępiaste, wczesne, późne.
Sieję je od razu do ziemi, a potem przerywam jak są za gęsto. Raczej nie rozsadzam, bo sałata długo odchorowuje przesadzanie. Dużo podlewam i to w zasadzie tyle
Choć niezbyt lubię pokazywać stare zdjęcia z minionego sezonu, to dziś wzięło mnie na wspomnienia. Zaczęłam przeglądać zdjęcia z ubiegłego roku i bardzo zatęskniłam za letnimi widokami a zwłaszcza za różami.
Postanowiłam, że napiszę o kilku różach, które bezapelacyjnie byłe naj, naj i najbardziej mnie zachwyciły.
Pierwszą z nich jest róża historyczna. Kwitnie tylko jeden raz, ale kiedy to robi to klękajcie narody. Jest zjawiskowa, bardzo zdrowa i mrozoodporna a przy tym rozrasta się w szalonym tempie.
Potrzebuje bardzo dużo miejsca.
W sprzyjających warunkach pogodowych może kwitnąć nawet 3 tygodnie, ponieważ nie rozwija wszystkich pąków w jednym momencie, lecz stopniowo.
h[img]ttp://img1.garnek.pl/a.garnek.pl/034/179/34179821_800.0.jpg/zdjecie.jpg[/img]
Kolejne dwie róże o których chciałam napisać to róże Poulsena.
Pirouette, wreszcie po co najmniej pięciu latach uprawy zachwyciła swoim wyglądem.
Po dwóch latach przesadziłam ją, bo miejsce jej nie odpowiadało. Nie rosła tam, chorowała, Tak mnie już denerwowała, że miałam ochotę ją wyrzucić, ale wiedziałam ze zdjęć jak potrafi wyglądać, więc przesadziłam i dałam szansę. W pierwszym roku trochę to odchorowała, ale w kolejnych latach pięknie zaczęła rosnąć. Wreszcie mnie zachwyciła
Granny, też chyba z pięć lat u mnie, i również przesadzana.
Kolejną różą, która zawładnęła moim sercem to Colette.
To młoda róża, latem miała dwa sezony. Do tego cudowny kolor i kształt kwiatów
Jest też kilka wspaniałych angielek, które po raz pierwszy naprawdę pokazy się z pięknej strony.
I muszę przyznać, że przynajmniej w moim przypadku, sprawdza się opinia, że angielki potrzebują co najmniej trzy lata, aby się pokazać.
Wśród nich chyba najbardziej zadziwiła mnie St Swithun.
Chyba dwa lata tak średnio sobie rosła, pędy przeciętne, kwiatów też nie za dużo.
W tamtym roku tak się rozszalała, że nie mogłam jej okiełznać.
Do tej pory była przeciętną angielką, ale od ubiegłego roku należy do moich ulubionych
Drugą angielką, która wreszcie przekonała mnie do siebie jest The Pilgrim.
Przesadzana dwa razy i jak to po takim przesadzaniu bywa, musiała zaczynać od nowa. Choć mam ją chyba już 6 lat, to dopiero minionego lata zawładnęła moim sercem.
Ostatnią angielką, na którą chciałam zwrócić uwagę to Lady of Shalott. Też nie miała łatwo i chyba tym bardziej ją doceniam. Jednego sezonu, chyba dwa lata temu, tak mi chorowała, że myślałam że już po niej. Pędy zamierały, pąki usychały. Stosowałam opryski, trochę w ciemno, bo do dziś nie wiem na sto procent co jej było. W tamtym roku nastąpiło cudowne odrodzenie
Jeszcze jedną różą z której byłam bardzo zadowolona była Rose de Tolbiac.
To młodziutka róża, sadzona jesienią 2016, czyli na zdjęciu nie ma nawet pełnych dwóch lat.
Pokazała jednak co potrafi i mam nadzieję że w kolejnych latach będzie już tylko lepiej
Trafiła z kwitnieniem w największe upały i kwiaty momentalnie ugotowały się na krzaku. Liczę że w tym roku, jako dojrzalsza róża na dłużej obsypie się pięknymi kwiatami.
