Przepraszam, że nie odpowiadałam tak długo, ale niemal cały lipiec byłam "wyjechana"

z maleńką przerwą na przepakowanie.
Niestety najbardziej obfite w pąki zakwitły pod moją nieobecność, ale gymnole jednak mnie kochają i powitały mnie kwiatami
Wakacje miałam cudne, gorące bardzo mi się podobała Sahara oraz ujeżdżanie wielbłądów, niestety jeden trafił mi się narowisty i zrzucił mnie ze swego grzbietu. Teraz mam wybity bark (było podejrzenie złamania) i łapę na temblaku. Co nie odstrasza mnie od Cameli, chętnie pojechałabym na nich przez pustynię jeszcze raz.
Arturze, z opuncjami pożegnałam się definitywnie, zajmują za dużo miejsca, a poza tym wybrałam miłość do gymnoli i nawet dla nich mam za bardzo ograniczone miejsce. By cokolwiek wprowadzić musiałabym z jakimś rozstać. A przecież nie rozstanę się z taką kochaną lobivią:

Tyle zdążyła pokazać mi tuż przed wyjazdem, resztę rozwinęła beze mnie.
