U mnie kolejny dzień pada a do tego jest tak okropnie zimno, że nawet pies nosa nie chce wystawić

Uprzykrzyła mi się już ta pogoda. Co innego ciepły majowy deszczyk a co innego taka szaruga jak teraz. Pomidorki i ogólnie wszystkie rozsady przykryte białą agro cały dzień, a po południu dołożyłam im kolejną warstwę. Trudno, co będzie, to będzie. Do domu nie dam rady tego przenieść.
Niedawno kupione Million Bells posadziłam do ceramicznych donic. Też ciężkie jak diabli. Dwie mniejsze donice wniosłam do domu a te duże zsunęłam wszystkie pod ścianę i przykryłam starą kołdrą. Coś czuje że teraz taka zabawa będzie każdego wieczoru. W przyszłym tygodniu ma być u nas 0 stopni

Nie wygląda to optymistycznie. Przy tak niskich temperaturach będę musiała okryć posadzone selery, buraczki, które już wschodzą oraz marchew i pietruszkę, aby zabezpieczyć je przed przedwczesną jarowizacją.
Bożenko, jarmuż próbowałam wysiewać, ale oczywiście jak dopadł go mączlik tak nic z niego nie zostało. Nie dał rady urosnąć tak go to dziadostwo umęczyło. W końcu wyrwałam. Zbioru żadnego się nie doczekałam.
W tym roku znowu próbuję, ale będę je osłaniać. Teraz stoją w uciętych butelkach po wodzie mineralnej. Dziurkę od nakrętki zabezpieczyłam gazą, którą zamocowałam za pomocą recepturki. Dziadostwo nie ma jak dostać się do środka z żadnej strony. Zastanawiam się co dalej, jak mi się już w tych butelkach nie będą mieścić. Chyba zrobię z kijów jakąś konstrukcję i rozłożę na niej firankę. Od dołu mocno przytwierdzę i zobaczymy. Chciała bym wreszcie doczekać się swojego jarmużu. Często kupuję. Moje dziewczyny lubią chipsy a ja kotleciki.
Co do wysiewu, to chyba lepiej jest to robić gdzieś w sierpniu, na zbiór jesienny a nawet zimowy.
Teraz mam chyba pięć sadzonek, ale jesienią wysieję więcej.
W tym roku nie robiłam dużo rozsady kapusty z powodu właśnie mączlika, ale jak sprawdzi mi się ten sposób z firankami, to na przyszły rok nakupuję firanek w lumpeksie i więcej posadzę.
Wandziu u mnie jest taki problem z roślinami doniczkowymi, że latem gdy wyjeżdżamy, to oznacza już raczej ich koniec. Dopóki regularnie o nie dbam, czyli podlewam to kwitną rewelacyjnie. Wylewają się z donic. Przepięknie wyglądają. Żadne petunie czy surfinie im nie dorównują.
Zasilam je nawozami do surfini/petuni. Różnymi, nie mam jednego. Po prostu jaki uda mi się kupić.
Dorotko, kwiatuchy juz posadzone a teraz będę miała zabawę z ich okrywaniem. Są w glinianych donicach, bardzo ciężkich i tylko dwie najmniejsze udźwignę żeby wnieść do domu.
Po takiej dawce podlewania warzywka ruszą z kopyta.
Warzywka już mi chyba wszystkie powychodziły. Nie jestem jeszcze pewna pietruszki - czy to ona, czy może chwast tak ładnie równiutko wyłazi.
Zdjęć z ogrodu jak na razie nie ma, ale robiłam dziś zapas przyprawy z lubczyku na zimę i podzielę się nim z Wami. Może ktoś skorzysta.
Nie lubię suszonego ani mrożonego lubczyku, więc znalazłam inny sposób. To takie a'la pesto.
Robię wszystko na oko, więc nie podam dokładnie proporcji.
Do lubczyku (całe gałązki, nawet z grubszymi łodyżkami) dodaję dobrej jakości oleju o neutralnym smaku (ja używał słonecznikowego) i sól niejodowaną, do przetworów. Tej soli musi być naprawdę sporo bo to jest jedyny konserwant.
Na półtora koszyczka takiego jak na zdjęciu dałam trzy czubate łyżki. Oleju nie za dużo tyle tylko, żeby blender dawał radę.
I to wszystko. Blendujemy, przekładamy do wyparzonych słoiczków i trzymamy w lodówce. Bez żadnej pasteryzacji. Zaczynam używać kiedy świeży lubczyk już się do niczego nie nadaje, czyli jakoś na jesieni. Przyprawa zrobiona rok temu jeszcze do dziś jest dobra.
Do rosołu który gotuję w 5 litrowym garnku dodaję pół łyżeczki.
Ważne jest jeszcze żeby lubczyk wysuszyć dobrze przed zmieleniem. Nie może być mokry.
