To ja Wam powiem ciekawostkę.
Pierwszy wysiew arbuzów zrobiłam w połowie kwietnia. Nasionka najpierw moczyłam kilka godzin, później poszły na mokre waciki i w woreczki strunowe, by ostatecznie leżakować na grzejniku.Wysiałam kilka odmian, z czego większość ładnie wykiełkowała ale Asahi Miyako i Sugar Baby miały zerowe wschody.
Więc 28 kwietnia dosiałam te dwie odmiany. Nie chciało mi się bawić w waciki, namaczanie itp więc wzięłam dwa pudełka po lodach 1l, nasypałam ziemi i powtykałam nasiona prosto z paczuszek (specjalnie dużo bo przecież wcześniejsze tak słabo kiełkowały ), podlałam i postawiłam pod grzejnikiem. Po 3 dniach miałam już wschody. To co wzeszło ( 10 Asahi i 8 Sugar Baby) poprzesadzałam do indywidualnych doniczek. Po czym pogrzebałam w tych pojemnikach po lodach, by zobaczyć czy coś jeszcze może zaczęło kiełkować. Nasion w ziemi było sporo ale żaden nie miał nawet kiełeczka, więc stwierdziłam, że to pewnie "ślepaki". Pudełka z tymi niewykiełkowanymi nasionami postawiłam pod stołem na tarasie, by później je uprzątnąć i o nich zapomniałam. Dziś sprzątałam taras i je znalazłam. Chciałam je opróżnić a tam lasek wykiełkowanych arbuzików. Naliczyłam 18 Sugar Baby i 9 Asahi. I pytam się JAKIM CUDEM? 7 dni i nocy stały na tarasie, pod stołem więc nawet nie na słońcu. U nas, na Podlasiu, noce zimne, po 2-3 stopnie. Wczoraj w dzień było ledwie 10 stopni, deszcz, wiatr i zimnica. I one wbrew wszelkim przeciwnościom, nie dość, że wykiełkowały to jeszcze sobie wesoło rosły. Cześć miała jeszcze łupinki ale kilka już rozłożyło listki. Taką miały wolę życia, że nie miałam serca ich wywalić na kompost więc też dziś poszły w indywidualne doniczki. Mam nadzieję, że z tych wojowników będą jakieś hardcorowe arbuzy.
