Witam wszystkich.
Niestety nie mam szklarni, ani tunelu foliowego, więc grzecznie jak co roku czekałam na Zimną Zośkę i dopiero wtedy wsadziłam do ziemi sadzonki , dżungla w domu na wszystkich stołach i parapetach- wiadomo. Jak pamiętamy, po Zimnej Zoście pogoda odwaliła nam psikusa z przymrozkami przez dwie noce. Wyciągałam więc z grządek posadzone i podwiązane już pomidory do misek i wracałam z nimi do domu. Uratowane wysadziłam ponownie. Ale wyglądają smutno i marnie. Już zaczynam tracić nadzieję na to że odbiją. Grządki były obornikowane na jesieni. Pomidory wysiewane w marcu, więc dopóki były w domu, były dwa razy zasilone w doniczkach nawozem do pomidorów. W domu rosły wzorcowo. Teraz mają żólte pomarszczone dolne liście, nie rosną nowe. Nie widzę żadnego przyrostu, nawet wilków. I moje pytanie brzmi: co można im dać aby ich nie przenawozić -nie zabić do końca, a wzmocnić? Kupiłam Magnicur, dostały go 6 dni temu, ale nie widzę poprawy. Wymyśliłam jeszcze tzw Emy- EMA5 dokładnie. Czy ktoś to stosował? Czy mam po prostu odpuścić i czekać aż pogoda pozwoli im dojść do siebie? Czy nie da się ich uratować? Czy jednak jeszcze coś można zastosować? Jak wy sobie radzicie? Chciałabym wstawić zdjęcia, ale chwilowo jeszcze nie umiem. Pozdrawiam i z góry dziękuję za podzielenie się waszymi pomysłami.
Aha dopiszę: były hartowane, tydzień przed wysadzeniem były w dzień na dworze, w nocy w garażu, były też psiknięte miedzianem przed posadzeniem. I przeglądam wasze wątki pomidorowe, staram się szukać informacji, ale ja tyle tym biednym pomidorom już zrobiłam że wolałam założyć nowy wątek
