Witajcie Kochani po bardzo długiej przerwie

Odczuwam z tego powodu lekkie zawstydzenie

, ale niestety nie bardzo miałam na to wpływ. Pewnie gdybym miała inny nastrój, to zaglądałabym od czasu do czasu, ale stres jaki odczuwałam zagarnął wszystkie moje myśli i działania. Już samo ciągłe siedzenie w domu było bardzo przygnębiające, a do tego jeszcze kłębiące się w mojej głowie myśli, powodowały brak racjonalnego myślenia. Byłam skupiona tylko na jednym, mianowicie na konieczności podjęcia decyzji co do samej operacji, jak i miejsca jej wykonania, w końcu padło na Gdańsk i mam nadzieję, że to był dobry wybór

Myślałam, że jestem bardziej odporna na stres, a tymczasem okazało się, że to wszystko mnie przerosło. Wiedziałam, że sama muszę podjąć decyzję i to chyba było najgorsze. No, bo jak tu się zdecydować wiedząc, że potem nie będzie już odwrotu? Zawsze co swoja noga, to swoja, nawet jak boli. W tej chwili nie jestem już w 100% naturalna, wymieniono mi części i podobno mam być jak nowa.
W poniedziałek minęły dwa tygodnie jak jestem po operacji, od ponad tygodnia jestem w domu i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Przede mną jeszcze długa rehabilitacja, ale maleńkimi kroczkami dojdę do siebie.
Na działkę nawet nie zaglądałam, oczywiste więc jest, że żadnych zdjęć ani zaległych, ani aktualnych nie posiadam i w tym temacie nic się nie zmieni. Pojechaliśmy tylko wykopać cebule kwiatów, bo eM sam pewnie by ich nie znalazł. Za jakiś czas, jak już nie będę poruszać się o kulach, pojedziemy po dalie i pozostanie mi już tylko czekanie na nowy sezon, który mam nadzieję, będzie dużo lepszy.
Znalazłam jeszcze kilka zdjęć z września. Są jakie są, bez ulubionych przeze mnie szczególików i zbliżeń, ale na rabaty już nie wchodziłam. wszystko Wam zrekompensuję w przyszłym roku
Maryniu, pysznogłówkę wysiej koniecznie, ogromnie ją lubię i od kilku lat się z nią nie rozstaję. Szkoda tylko, że jest jednoroczna, ale jej urok wart jest corocznego wysiłku

Za życzenia dziękuję, chłonę je w tej chwili jak gąbka
Danusiu, niestety ogólnie w tym roku jeżówki mnie zawiodły, ale na szczęście było kilka, które bardzo się starały poprawić mój nastrój, między innymi właśnie Delicious Candy

Też tak myślę, że działeczka chciała sprawić mi przyjemność, mimo iż zupełnie o nią w tym roku nie dbałam. Liczę, że w przyszłym sezonie sobie to odbijemy
Operowałam się w końcu w Gdańsku, bo Olsztyn nie oferował mi takich możliwości, z jakich chciałam skorzystać. Na zusowską rehabilitacje nie mam co liczyć, najbliższy termin jaki mi zaoferowano to luty przyszłego roku, a do tej pory to ja dawno będę sprawna, a przynajmniej będę już myśleć o zakończeniu rehabilitacji, a nie o jej podjęciu
Wandziu, czekałam na tego pająka kilka lat i naprawdę było warto i ogromnie liczę na coroczne kwitnienie. Kilka razy już ledwo dychał, strasznie był anemiczny, a tym roku jakoś zebrał się w sobie i mnie zaskoczył

Też je lubię, ale jakoś nie mam do nich szczęścia, albo rośnie nie to, co miało być, albo nie powala urodą. Mam właśnie takiego jednego , z którym na pewno się pożegnam. Już w tym roku miał wylądować na kompostowniku, ale z wiadomych powodów było to niemożliwe i tylko dlatego jeszcze tkwi na rabacie.
Klaudio, witam Cię w swoich zielonych progach

Nie zawsze wykazuję się taką cierpliwością, ale tego maluszka najzwyczajniej w świecie było mi żal. Taki był biedak rachityczny, a jednak miał ogromną wolę przetrwania i pokazania mi na co go stać

Nie miałabym serca pozbyć się go zanim zakwitnie. I jak widać dobrze, że tego nie zrobiłam
Aniu, nasiona werbeny lubią przemarznąć, dlatego warto sypnąć je na rabatę już jesienią. W tym roku miałam już las werben, wyglądało to niezwykle urokliwie, chociaż nadmiar siewek na pewno będzie moim problemem

Już we wrześniu eM wyrwał większość, żeby się dalej nie siały, ale co się miało wysiać, to i tak się już wysiało

Tak więc siewki masz zapewnione, tylko bardzo proszę, żebyś się przypomniała, bo w tym roku jestem bardzo nieogarnięta

Pysznogłówkę cytrynową i aksamitkę z przykwiatkiem mam od Lucynki

i obie warte są grzechu

W tym roku niestety już żadnych zdjęć ani relacji nie będzie. W zapasie nic nie mam, na działkę nie jeżdżę, to nie mam skąd czerpać, ale obiecuję, że w następnym roku wszystko nadgonię.
Za pozdrowienia
Lucynko, już nawet przestałam się złościć, że nie mogę pojechać na działkę, tylko mi smutno

Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze i w tym roku musiałam pomyśleć o tych ważniejszych. Na szczęście najważniejsze jest już za mną, teraz tylko czekać na powrót do całkowitej sprawności.
Kobea zakwitła chyba wbrew wszystkiemu

Już po jej posadzeniu zrobiło się tak straszliwie zimno, że już myślałam, że nic z nich nie będzie. Biedule zrobiły się zupełnie białe i długo trwało, zanim zaczęły ponownie rosnąć.
Na szczęście operacja jest już za mną, cieszę się, że zdecydowałam się na nią w możliwie jak najkrótszym czasie, bo jak będzie z planowanymi zabiegami w najbliższym okresie, nie wiadomo.
Konsultację odbyliśmy niejedną, w końcu zdecydowałam się na Gdańsk. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, w końcu po to się zoperowałam
Życzenia przytulam z ogromną chęcią, potrzebuję ich jak nigdy
Florku, pająk mnie zachwycił, a większości dalii właściwie nie widziałam

W następnym roku przyjrzę im się uważniej
Marysiu, dopiero teraz pomału wychodzę na prostą i zapewne w krótkim czasie zacznę się cieszyć nadchodzącymi dniami. Właściwie to nawet już się cieszę, głowę mam wolną od trosk, czego chcieć więcej?
Też mam kilka takich róż, które mimo iż dogadzam im jak każdej innej, to rosną jak chcą, a właściwie nie rosną wcale. Tyle nasłuchałam się zachwytów nad Boscobel, a mój ledwo ze dwa pędziki wytwarza w trakcie sezonu. Ledwo go widać i chyba trzeba będzie się z nim rozstać. No, chyba, że wykorzysta czas jaki dostał w tym sezonie i razem z wiosną ruszy z kopyta

w tym roku na kompostowniku miała wylądować różowa borówka, krzaczor z niej zrobił się ogromny, a w tamtym roku zjadłam z niego jedną jedyną, na dodatek zieloną borówkę

Decyzja zapadła, tylko możliwości się skończyły i borówka została. I dobrze się stało, bo w tym roku borówek było już więcej, dojrzały w odpowiednim czasie i na dodatek były pyszne. W marcu wytnę jej połowę pędów, bo zanadto się rozszalała. Ona rośnie zupełnie inaczej niż znana nam borówka amerykańska, ma bardzo dużo dość wiotkich gałązek. Przynajmniej na razie tak wygląda, wytnę część i zobaczę co z tego wyniknie
Soniu, liliowcowy kwiat zobaczyłam zaledwie jeden, drugi rozwinął się pod moją nieobecność. Ale i tak szczęściara ze mnie, bo skoro były tylko dwa pąki, to mogło się zdarzyć, że nie zobaczyłabym żadnego i dalej nie wiedziałabym, że on taki cudny

Delicious Candy, to jedna, zaledwie trzyletnia sadzonka. Niewiele jeżówek w tym roku dobrze rosło, mam wrażenie, że kilka jeszcze wypadnie, a ta zaskoczyła mnie wigorem. Na wiosnę nie kupię żadnej, muszę się zorientować ile wypadło i może jesienią, albo dopiero kolejną wiosną uzupełnię braki. Bardzo im zaszkodziła tegoroczna byle jaka zima, one chyba lepiej znoszą trzydziestostopniowe mrozy, niż taką zimę jak ostatnia.
Pomidorki jeszcze ciągle jemy. Te na działce już się skończyły, ale balkonowe dalej mają owocki

W sobotę Filip już je zlikwiduje, bo słonka jest już za mało, żeby zdążyły dojrzeć.
Wszystko już na szczęście jest za mną, teraz tylko rehabilitacja i będę jak nowa

Zdrówko mi się przyda, dziękuję
Małgosiu, jeżeli zajrzałaś na priv, to wszystko już wiesz, dziękuję za troskę

Nie miałam siły pisać wcześniej, sama musiałam się w tym ogarnąć
Pysznogłówka cytrynowa jest rewelacyjna, zaproś ją koniecznie do siebie
Dorotko, w tej chwili jestem traktowana lepiej niż królowa

Ponieważ zakres ruch mam na razie niewielki, poza tym wielu ruchów po prostu nie można mi wykonać, to cała rodzinka jest zaangażowana w pomoc.

Na szczęście dzisiaj ściągnięto mi szwy, to już będę mogła umyć się sama, bo do tej pory eM zawijał mnie streczem, żebym mogła wejść pod prysznic

Dopiero za sześć tygodni będę mogła prawdopodobnie więcej przy sobie zrobić, to zaangażowanie rodzinki będzie mniejsze.
Dużo czasu upłynęło od zadanych pytań, ale co tam. Tak, te kuleczki to nasiona, a z hortensją to to różnie bywa. Za pierwszym razem korzenie miała jeszcze w tym samym sezonie. Na jesieni odcięłam, zakopałam w ziemi i dalej rosła sobie w gruncie, ale ciągle jeszcze w doniczce, którą były zasłonięte gałązki. Za to w następnym roku, mimo takiego samego postępowania, nie urósł żaden korzonek

W tym roku wszystko powtórzyłam, ale nie miałam możliwości, żeby tam zajrzeć. Zostawię wszystko nieruszone do wiosny i dopiero wtedy zobaczę co i jak. Nawet jeśli są korzonki, to nic im się nie stanie.
Całe szczęście, że we mnie wierzyłaś, bo ja tej wiary nie miałam do końca
Jadziu, niestety dynia musi tam pozostać, aż się rozpadnie. Z jednej strony wrosła w siatkę, a z drugiej wcisnęła się w kompostownik sąsiada i nie można jej ruszyć. Zresztą w tym roku większość moich dyniek, pozbawiona nadzoru przeniosła się za siatkę. Zbiór był jednak wyjątkowo mizerny, bo urosło zaledwie siedem owoców. W tej chwili już się suszą, jak już odrzucę kule, to zacznę coś z nich robić.
Najlepiej rosły i owocowały pomidory na balkonie. Te na działce zaatakowała ZZ, część udało mi się uratować, ale kilka krzaków było zupełnie do wyrzucenia i nie zobaczyłam ani jednego owocka
Swobodnie pochodzę dopiero w przyszłym roku, na razie ciągle jestem jeszcze uziemiona, ale z każdym dniem jest ciuteńkę lepiej
Dziękuję za życzenia, wszystkie mi się przydają, dzięki nim jestem silniejsza
Beatko, nic tylko korzystać, większość roboty już za mną
Ewelinko, jak widzisz nawet nie bardzo jest co nadrabiać, taki rok

Kręgosłup na szczęście, póki co mam zdrowy. To bioderko odmówiło współpracy i trzeba było je wymienić.
Dzięki Waszym życzeniom, powrót do zdrowia na pewno będzie łatwiejszy, dziękuję za życzenia i uściski
Ewuniu, niestety nowych fotek nie będzie. Na działkę pewnie dopiero pojadę pod koniec listopada, jak już pewniej stanę na nogach, tak więc niestety nowych zdjęć w tym roku nie będzie. Zdrówko mi naprawiono, optymizm już odnalazłam, siły zdobywam

Za wszystko dziękuję
Do zobaczenia w Waszych wątkach
