Permakultura cz.1
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1078
- Od: 14 paź 2014, o 12:05
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Warszawa/północne Mazowsze
Re: Permakultura
Droga Gieniu...
Nie wiem jak u Ciebie, ale w moich stronach bywały nieużytki. Niedużo ale były. Wypalanie rowów i poboczy to była normalka. Miedze były pastwiskiem dla krów gdy już zebrano zboże. Czy pamiętasz jak wyglądała uprawa chociażby ogórków pół wieku temu? Rosły po prostu na polu. Dlaczego nic ich nie brało? To były " gorzkie " gatunki. W okolicach ogonka była gorycz nie gorsza od piołunu. Mączniaki nie miały szans. Ówczesne kartofle były odporne na zarazę ziemniaczaną. Kto jeszcze pamięta Almy i Amerykany? Te drugie głównie dla świń. Jedynym problemem była stonka. Jak kartofle nie chorowały, to i na pomidory nie przenosiło.Jak ogórki nie chorowały to i nie przenosiło na dynie. W sadach były stare gatunki, a palenie liści i śmieci na wiosnę w sadach ograniczało grzyby i robactwo. Czy ktoś widział dzisiaj wróble? Bo ja nie! Kiedyś była ich masa.
Za Gierka zaczęły się zmiany. Profesor Pieniążek przywlókł amerykańskie, kompletnie nie odporne gatunki jabłek. Zaczęło się pryskanie. Z Czech przyszły słodkie ogórki i mączniak jęknął z zachwytu. Zaczęło się pryskanie. I tak dalej....
Idiotyczne wytępienie wron pociągnęło za sobą łańcuch fatalnych zdarzeń.
Po prostu zniszczono naturalny system ekologiczny , który tworzył się od czasu neolitu przez tysiące lat. I żadne permakultury tu nic nie pomogą.
Nie wiem jak u Ciebie, ale w moich stronach bywały nieużytki. Niedużo ale były. Wypalanie rowów i poboczy to była normalka. Miedze były pastwiskiem dla krów gdy już zebrano zboże. Czy pamiętasz jak wyglądała uprawa chociażby ogórków pół wieku temu? Rosły po prostu na polu. Dlaczego nic ich nie brało? To były " gorzkie " gatunki. W okolicach ogonka była gorycz nie gorsza od piołunu. Mączniaki nie miały szans. Ówczesne kartofle były odporne na zarazę ziemniaczaną. Kto jeszcze pamięta Almy i Amerykany? Te drugie głównie dla świń. Jedynym problemem była stonka. Jak kartofle nie chorowały, to i na pomidory nie przenosiło.Jak ogórki nie chorowały to i nie przenosiło na dynie. W sadach były stare gatunki, a palenie liści i śmieci na wiosnę w sadach ograniczało grzyby i robactwo. Czy ktoś widział dzisiaj wróble? Bo ja nie! Kiedyś była ich masa.
Za Gierka zaczęły się zmiany. Profesor Pieniążek przywlókł amerykańskie, kompletnie nie odporne gatunki jabłek. Zaczęło się pryskanie. Z Czech przyszły słodkie ogórki i mączniak jęknął z zachwytu. Zaczęło się pryskanie. I tak dalej....
Idiotyczne wytępienie wron pociągnęło za sobą łańcuch fatalnych zdarzeń.
Po prostu zniszczono naturalny system ekologiczny , który tworzył się od czasu neolitu przez tysiące lat. I żadne permakultury tu nic nie pomogą.
- asprokol
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1892
- Od: 1 cze 2012, o 21:53
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: południowa wielkopolska
Re: Permakultura
Jeżeli dodamy do tego cudowne grzyby wirusy i pasożyty przywleczone z Chin to można sobie pisać bajki o naturze i pryskaniu skrzypem wrotyczem i pokrzywami.
-
- 500p
- Posty: 532
- Od: 21 lut 2020, o 14:41
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Re: Permakultura
Ja Cię tylko proszę o radę co zrobić żeby rzodkiewkę mieć zdrową, bo mi w tym roku wszystko robaki podziurawiły z wierzchu i w środku - w końcu całą wyrwałem partię. Teraz muszę czekać 3-4 lata chyba że mi zdradzisz ten sposób.anulab pisze:Dużo filmów zza wschodniej granicy ostatnio oglądam dzięki czemu język sobie
przypomniałam , czasami włączam tłumacza . Najważniejsze było nie to co pokazywał
a to co mówił .
Nie chodziło mi , że na pewnych glebach ślimaki nie występują zupełnie, ale o to że łatwiej
ich się pozbyć i nie są aż tak dużym problemem . Gleba piaszczysta szybciej przesycha ,więc
warunki mniej sprzyjają . O tym właśnie ten Pan mówił . Zarośla , ściółki , wysoka trawa
sprzyjają im .
Co do kleszczy , to jak mnie pamięć nie myli były kiedyś stosowane co roku opryski parków ,
lasów . Teraz czasami jakaś gmina próbuje to robić , to zaraz wrzask , że chemia .
A permetryna pozyskiwana jest z chryzantemy .
Gieniu , gdyby na waszych działkach gleba byłaby zwięzła tak łatwo nie wygralibyście walki ze ślimakami .
A co do ślimaków, to informacji o nich jest mnóstwo - o nagich są całe opracowania i metodologie zwalczania. Ja mam glinę i do tego nie koszę trawy, mam rośliny użytkowe wymieszane z chwastami, całe połacie sałaty nie ruszone przez ślimaki - dziwne. Może wolą skubać nieskoszoną trawę ze ścieżek? Mam ślady np. na funkiach i pewnie to kwestia tego że ślimaki są małe - jak urosną może zaczną kosić wszystko?
Zauważyłem, że tam gdzie jest super wypielone, to ślimaki zjadają mi warzywa i to ma sens, bo przecież coś muszą jeść.
I teraz kwestia tej chemii. Wystarczy zbadać historię pryskania i zabijania, żeby zauważyć pewną prawidłowość - problem znika na chwilę a potem narasta. Najłatwiej zabić - to umie nawet bakteria. Zabijanie nie jest złe - na tym się opiera natura.
Wydaje mi się, że niektórzy mądrzy ludzie widzą, że chemia to ślepy zaułek i próbują zaprzęgać istniejące w przyrodzie rozwiązania.
Dlaczego np. stawia się wieże z budkami dla nietoperzy czy np. jerzyków
Chyba chodzi o to, żeby zabijać komary, meszki czy muchy. Tylko ten sposób zabijania nie jest bez sensu - rozpoczyna się samopodtrzymujący się proces kontroli populacji much i komarów. I do tego jest darmowy.
Ogród z zaroślami i wysoką trawą to nie tylko raj dla ślimaków - mogą tu też lepiej żyć ich wrogowie i jest szansa na równowagę. Zacznij pryskać, to ich wrogowie umrą choćby zjadając ślimaki, za to nowe pokolenie ślimaków już będzie mieć lżej. Wtedy już tylko pozostaje pryskanie albo plaga.
Przykład - jak się pozbyć komarów czy muszek? Rozwiązanie to jak najwięcej zarośli i drzew, żeby pająki miały gdzie postawić sieci. Jak widzę pajęczynę i mi nie przeszkadza w chodzeniu, to po co ją niszczyć?
- ullak
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1678
- Od: 10 mar 2015, o 11:45
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Kozienice
Re: Permakultura
Ja stosuję dwa sposoby, pierwszy to schować rzodkiewkę pod moskitierą, drugi siać na zbiór jesienny.Andrzej997 pisze: Ja Cię tylko proszę o radę co zrobić żeby rzodkiewkę mieć zdrową, bo mi w tym roku wszystko robaki podziurawiły z wierzchu i w środku - w końcu całą wyrwałem partię. Teraz muszę czekać 3-4 lata chyba że mi zdradzisz ten sposób.
Andrzej997 pisze:Ja mam glinę i do tego nie koszę trawy, mam rośliny użytkowe wymieszane z chwastami, całe połacie sałaty nie ruszone przez ślimaki - dziwne. Może wolą skubać nieskoszoną trawę ze ścieżek? Mam ślady np. na funkiach i pewnie to kwestia tego że ślimaki są małe - jak urosną może zaczną kosić wszystko?
Moje też jakoś nie za bardzo interesują się sałatą. Te duże też wolą raczej martwą materię (i grzyby).
Słomiany zapał, czyli u leniwego ogrodnika
Tilling the soil is the equivalent of an earthquake, hurricane, tornado, and forest fire occurring simultaneously to the world of soil organisms.
USDA
Tilling the soil is the equivalent of an earthquake, hurricane, tornado, and forest fire occurring simultaneously to the world of soil organisms.
USDA
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 9923
- Od: 22 lut 2011, o 18:41
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: województwo mazowieckie
Re: Permakultura
Co tak naprawdę zadziałało to ja do końca nie wiem . To będzie dłuższy elaborat .
Po pierwsze dobre nasiona , ubolewam że profesjonalne teraz są bez różowej
zaprawy . Po drugie uprawa z rozsady daje gwarancję , że robaka nie będzie .
Rozsada to tylko tydzień , wysadzam gdzie jest miejsce . Po 3 nasiona do mikro
doniczki w multipalecie . Przy siewie do gruntu ziemia musi być cały czas wilgotna .
Po trzecie można okryć włókniną jak już koleżanka pisała . Po czwarte stosuję Perlkę ,
preparaty bilogicznie aktywne na śmietkę , octan wapnia . Nie siać do suchej gleby .
Sieję co tydzień mniejsze ilości , tylko wiosną na pierwszy zbiór w tunelu większą
partię .
Wracając do ślimaków , jeśli stosujemy mordercze granulki czy te oparte na fosforanie
żelaza czy na metaldehydzie jednorazowo stosuje małą ilość . Atrakant jaki zawierają
dość szybko wietrzeje . Na te niebieskie mam kwiatki karmiki by inne stworzenia nie miały do nich dostępu
a ślimak wlezie .
Po pierwsze dobre nasiona , ubolewam że profesjonalne teraz są bez różowej
zaprawy . Po drugie uprawa z rozsady daje gwarancję , że robaka nie będzie .
Rozsada to tylko tydzień , wysadzam gdzie jest miejsce . Po 3 nasiona do mikro
doniczki w multipalecie . Przy siewie do gruntu ziemia musi być cały czas wilgotna .
Po trzecie można okryć włókniną jak już koleżanka pisała . Po czwarte stosuję Perlkę ,
preparaty bilogicznie aktywne na śmietkę , octan wapnia . Nie siać do suchej gleby .
Sieję co tydzień mniejsze ilości , tylko wiosną na pierwszy zbiór w tunelu większą
partię .
Wracając do ślimaków , jeśli stosujemy mordercze granulki czy te oparte na fosforanie
żelaza czy na metaldehydzie jednorazowo stosuje małą ilość . Atrakant jaki zawierają
dość szybko wietrzeje . Na te niebieskie mam kwiatki karmiki by inne stworzenia nie miały do nich dostępu
a ślimak wlezie .
-
- 500p
- Posty: 532
- Od: 21 lut 2020, o 14:41
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Re: Permakultura
anulab - dzięki za porady - są szczegółowe i na pewno się przydadzą.
P.S.
Aktualnie stosuję do kanapek i jajecznicy szczypiorek. Rośnie zdrowo już drugi rok i nic się z nim złego nie dzieje.
P.S.
Aktualnie stosuję do kanapek i jajecznicy szczypiorek. Rośnie zdrowo już drugi rok i nic się z nim złego nie dzieje.
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 9923
- Od: 22 lut 2011, o 18:41
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: województwo mazowieckie
Re: Permakultura
Mój szczypior właśnie kwitnie . Kwiaty są jadalne , smakują podobnie
do szczypioru .
do szczypioru .
Re: Permakultura
dziad_Jag napisał: Idiotyczne wytępienie wron pociągnęło za sobą łańcuch fatalnych zdarzeń.
Nie rozumiem. Proszę jaśniej bo sam jestem zainteresowany tępieniem wron.
Nie rozumiem. Proszę jaśniej bo sam jestem zainteresowany tępieniem wron.
-
- 50p
- Posty: 81
- Od: 28 wrz 2019, o 21:59
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Kraków
Re: Permakultura
Gieniu, ja też w dzieciństwie "włóczyłam się" po lasach, łąkach i najróżniejszych dzikich miejscach. Zbierałam grzyby, czarne jagody, borówki brusznice, leśne maliny, przechodziłam przez wysokie trawy i leśne gąszcze i nie złapałam kleszcza ani razu, z wyjątkiem wyprawy na jagody do "innego" lasu. Stamtąd przyniosłam 3 kleszcze, mama i siostra też wróciły z kleszczami.
Kolejnego kleszcza złapałam (10 lat później) w Puszczy Niepołomickiej, dokąd pojechaliśmy na niedzielny spacer z dziećmi. I jeszcze jednego w zeszłym roku. A sporo łażę po łąkach, zaroślach i nieużytkach. Może kleszcze za mną nie przepadają
Może wypalanie miedz i rowów działało rewelacyjnie, ale jak rozmawiałam z dość wiekowymi ludźmi z okolicy to wszyscy zgodnie twierdzą, że to jakaś histeria z tymi kleszczami. Przecież dawniej też były kleszcze, i to dużo więcej niż teraz. Wieczorem wyciągało się kleszcze i po kłopocie. Bo problemem nie są kleszcze, tylko choroby, jakie przenoszą, a im więcej kleszczy, tym większe ryzyko zakażenia.
Jeśli chodzi o wypalanie nieużytków, to mam niestety same negatywne doświadczenia. W poprzednim miejscu zamieszkania wypalanie traw na nieużytkach było prawie normą. Po jednej stronie drogi był rów i nasyp kolejowy. Zawsze wiosną ktoś musiał podpalić suche trawy i to najczęściej przy bardzo silnym wietrze. Auta jechały tylko jedną stroną, jak w ogóle mogły jechać, bo płomienie często uniemożliwiały przejazd. To samo działo się po drugiej stronie torów, tylko tam teren do wypalania był większy. A ponieważ ludzie często traktują pobocza, rowy i nieużytki jak darmowe śmietniki, paliły się przy okazji najróżniejsze plastiki.
Dawno temu, sąsiad palił wiosną zeszłoroczne liście. Była tego spora kupka, a że nie było wiatru i jeszcze trochę wilgotno, to tak leniwie się tliło. Sąsiadowi nudziło się tak stać przy ognisku, podszedł więc do ogrodzenia, żeby pogadać z moim teściem. Ze dwa razy teść zwrócił mu uwagę, że może by bardziej pilnował ogniska, bo wiatr się ruszył, ale sąsiad machał tylko ręką, że wszystko ma pod kontrolą. Jak powiało, zakręciło żarem, zapaliła się sucha trawa, sąsiad popędził po łopatę. A ponieważ ważył ze 120 kilo i miał chorą nogę, a do domu 60 metrów, zajęło mu to trochę czasu. Szczęśliwie trawa nie była wysoka, ale -jak to w starym ogrodzie - tu jakieś łęty zostwione na jesieni, trochę suchych liści, a wiatr coraz silniejszy i w kierunku domu. Sąsiad przystąpił do gaszenia. Łopatą uderzał na płasko, ale nie zauważył, że biorąc duży zamach do następnego uderzenia, przerzucał trochę żaru za siebie. Gasił ogień przed sobą, a rozniecał za sobą. Zanim się zorientował, był już otoczony płomieniami. Szczęśliwie teść, widząc co się dzieje przerzucił węża przez ogrodzenie i odkręcił wodę. Udało się ugasić to "ognisko", ale sąsiad miał poparzoną dolną połowę brzucha. I dobrze, że na tym się skończyło.
Tu, gdzie teraz mieszkamy, graniczymy z lewej strony z pustą działką. Właścicielem jest wiekowy pan, który kupił ją ponoć dla córki, ale że córka nie kwapi się, żeby budować dom, więc tak sobie rośnie trawa na ponad metr w górę, koszona raz w roku późnym latem. Kilka lat temu wynajął do skoszenia tej 30 arowej łączki jakiegoś faceta, który owszem trawę skosił, potem z grubsza pozgrabiał i tak zostało do wiosny. Wiosną sąsiad przyjechał, popatrzył na kupki siana i doszedł do wniosku, że to trzeba spalić. Furda, że wieje, a wiatr co chwilę zmienia kierunek.
Tu zagrabił, tu podpalił i zanim się obejrzał już dookoła był ogień i dym. A cała ta akcja metr od ogrodzenia, 7 metrów od ściany naszego domu. Szczęśliwie dwóch synów było w domu i widząc, co się dzieje ruszyli na pomoc.
Niestety zdarzają się też debile, bo naprawdę nie wiem jak ich inaczej nazwać, którzy odczuwają tak wielką potrzebę wypalania nieużytków, że nie liczą się niebezpieczeństwem spalenia komuś domu. Żeby to jeszcze było ich pole, ale gdzie tam.
Przechodzi taki, zobaczy, że teren zarośnięty nawłocią, suchymi chwastami i trawą. Po obu stronach las, w lesie sucho, aż trzeszczy. Dalej domy i silny wiatr w kierunku domów. To przecież trzeba wypalić,żeby porządek był. Więc podpali, popatrzy trochę i pójdzie. Co go obchodzi cudzy dom, a tym bardziej jakieś zwierzęta czy owady. Miałam wątpliwą przyjemność gaszenia takiego pożaru. Naprawdę niewiele brakowało, żeby nam się chałupa spaliła i żadna straż nie byłaby w stanie ugasić ognia, gdyby dotarł do lasu. Las, to trochę za dużo powiedziane, raczej lasek, 50x100m, ale z wiekowymi drzewami, pełno suchych gałęzi na drzewach i na ziemi. Rozpoczynał się zaraz za ogrodzeniem, czyli 10 m od ściany naszego starego (drewnianego) domu. Akurat wracałam po pracy z zakupami, po drodze odebrałam dzieci ze świetlicy szkolnej. Wysiadamy z autobusu i widzę chmurę dymu jakoś tak blisko domu. A słońce świeci, wiatr wręcz porywisty, od długiego czasu zero deszczu. Biegiem pędzimy do domu. Nawet nie wchodziłam na podwórko, zakupy rzuciłam za bramą. Najstarszemu synowi kazałam pobiec pod dom i przerzucić mi przez ogrodzenie łopatę, jak znajdzie to dwie, ale ważne, żeby szybko. Potem miał dołączyć do nas, bo ja z młodszymi przez podwórko sąsiadki (najkrótsza droga) biegłam w stronę pożaru. Linia ognia dotarła już do połowy nieużytku, płomienie sięgały 2-3 metry do przodu, nie dało się podejść, wszystko trzeszczało. Przed ogrodzeniem domu po drugiej stronie nieużytku stało trzech facetów. Krzyczą, że już dzwonili po straż. I stoją sobie dalej. Ja nie miałam czasu czekać. Musiałam zacząć gaszenie od tyłu, wzdłuż linii ognia, za mną najstarszy syn z drugą łopatą i dwóch młodszych z prowizorycznimi miotłami z gałęzi. Mieli wtedy 9,7 i 6 lat. Ja gasiłam największy ogień, oni dogaszali resztki. Wyścig z czasem. Udało się,ugasić niecałe 20 metrów od lasu. Zobaczyliśmy strażaków jak biegną przez pogorzelisko. Popatrzyłam na tych czekających po drugiej stronie pogorzeliska. Oni też ugasili swoją część. Może na początku nie wiedzieli, jak się za to zabrać.
Gdybyśmy przyjechali 10 min później, nie byłoby do czego wracać.
Kolejnego kleszcza złapałam (10 lat później) w Puszczy Niepołomickiej, dokąd pojechaliśmy na niedzielny spacer z dziećmi. I jeszcze jednego w zeszłym roku. A sporo łażę po łąkach, zaroślach i nieużytkach. Może kleszcze za mną nie przepadają
Może wypalanie miedz i rowów działało rewelacyjnie, ale jak rozmawiałam z dość wiekowymi ludźmi z okolicy to wszyscy zgodnie twierdzą, że to jakaś histeria z tymi kleszczami. Przecież dawniej też były kleszcze, i to dużo więcej niż teraz. Wieczorem wyciągało się kleszcze i po kłopocie. Bo problemem nie są kleszcze, tylko choroby, jakie przenoszą, a im więcej kleszczy, tym większe ryzyko zakażenia.
Jeśli chodzi o wypalanie nieużytków, to mam niestety same negatywne doświadczenia. W poprzednim miejscu zamieszkania wypalanie traw na nieużytkach było prawie normą. Po jednej stronie drogi był rów i nasyp kolejowy. Zawsze wiosną ktoś musiał podpalić suche trawy i to najczęściej przy bardzo silnym wietrze. Auta jechały tylko jedną stroną, jak w ogóle mogły jechać, bo płomienie często uniemożliwiały przejazd. To samo działo się po drugiej stronie torów, tylko tam teren do wypalania był większy. A ponieważ ludzie często traktują pobocza, rowy i nieużytki jak darmowe śmietniki, paliły się przy okazji najróżniejsze plastiki.
Dawno temu, sąsiad palił wiosną zeszłoroczne liście. Była tego spora kupka, a że nie było wiatru i jeszcze trochę wilgotno, to tak leniwie się tliło. Sąsiadowi nudziło się tak stać przy ognisku, podszedł więc do ogrodzenia, żeby pogadać z moim teściem. Ze dwa razy teść zwrócił mu uwagę, że może by bardziej pilnował ogniska, bo wiatr się ruszył, ale sąsiad machał tylko ręką, że wszystko ma pod kontrolą. Jak powiało, zakręciło żarem, zapaliła się sucha trawa, sąsiad popędził po łopatę. A ponieważ ważył ze 120 kilo i miał chorą nogę, a do domu 60 metrów, zajęło mu to trochę czasu. Szczęśliwie trawa nie była wysoka, ale -jak to w starym ogrodzie - tu jakieś łęty zostwione na jesieni, trochę suchych liści, a wiatr coraz silniejszy i w kierunku domu. Sąsiad przystąpił do gaszenia. Łopatą uderzał na płasko, ale nie zauważył, że biorąc duży zamach do następnego uderzenia, przerzucał trochę żaru za siebie. Gasił ogień przed sobą, a rozniecał za sobą. Zanim się zorientował, był już otoczony płomieniami. Szczęśliwie teść, widząc co się dzieje przerzucił węża przez ogrodzenie i odkręcił wodę. Udało się ugasić to "ognisko", ale sąsiad miał poparzoną dolną połowę brzucha. I dobrze, że na tym się skończyło.
Tu, gdzie teraz mieszkamy, graniczymy z lewej strony z pustą działką. Właścicielem jest wiekowy pan, który kupił ją ponoć dla córki, ale że córka nie kwapi się, żeby budować dom, więc tak sobie rośnie trawa na ponad metr w górę, koszona raz w roku późnym latem. Kilka lat temu wynajął do skoszenia tej 30 arowej łączki jakiegoś faceta, który owszem trawę skosił, potem z grubsza pozgrabiał i tak zostało do wiosny. Wiosną sąsiad przyjechał, popatrzył na kupki siana i doszedł do wniosku, że to trzeba spalić. Furda, że wieje, a wiatr co chwilę zmienia kierunek.
Tu zagrabił, tu podpalił i zanim się obejrzał już dookoła był ogień i dym. A cała ta akcja metr od ogrodzenia, 7 metrów od ściany naszego domu. Szczęśliwie dwóch synów było w domu i widząc, co się dzieje ruszyli na pomoc.
Niestety zdarzają się też debile, bo naprawdę nie wiem jak ich inaczej nazwać, którzy odczuwają tak wielką potrzebę wypalania nieużytków, że nie liczą się niebezpieczeństwem spalenia komuś domu. Żeby to jeszcze było ich pole, ale gdzie tam.
Przechodzi taki, zobaczy, że teren zarośnięty nawłocią, suchymi chwastami i trawą. Po obu stronach las, w lesie sucho, aż trzeszczy. Dalej domy i silny wiatr w kierunku domów. To przecież trzeba wypalić,żeby porządek był. Więc podpali, popatrzy trochę i pójdzie. Co go obchodzi cudzy dom, a tym bardziej jakieś zwierzęta czy owady. Miałam wątpliwą przyjemność gaszenia takiego pożaru. Naprawdę niewiele brakowało, żeby nam się chałupa spaliła i żadna straż nie byłaby w stanie ugasić ognia, gdyby dotarł do lasu. Las, to trochę za dużo powiedziane, raczej lasek, 50x100m, ale z wiekowymi drzewami, pełno suchych gałęzi na drzewach i na ziemi. Rozpoczynał się zaraz za ogrodzeniem, czyli 10 m od ściany naszego starego (drewnianego) domu. Akurat wracałam po pracy z zakupami, po drodze odebrałam dzieci ze świetlicy szkolnej. Wysiadamy z autobusu i widzę chmurę dymu jakoś tak blisko domu. A słońce świeci, wiatr wręcz porywisty, od długiego czasu zero deszczu. Biegiem pędzimy do domu. Nawet nie wchodziłam na podwórko, zakupy rzuciłam za bramą. Najstarszemu synowi kazałam pobiec pod dom i przerzucić mi przez ogrodzenie łopatę, jak znajdzie to dwie, ale ważne, żeby szybko. Potem miał dołączyć do nas, bo ja z młodszymi przez podwórko sąsiadki (najkrótsza droga) biegłam w stronę pożaru. Linia ognia dotarła już do połowy nieużytku, płomienie sięgały 2-3 metry do przodu, nie dało się podejść, wszystko trzeszczało. Przed ogrodzeniem domu po drugiej stronie nieużytku stało trzech facetów. Krzyczą, że już dzwonili po straż. I stoją sobie dalej. Ja nie miałam czasu czekać. Musiałam zacząć gaszenie od tyłu, wzdłuż linii ognia, za mną najstarszy syn z drugą łopatą i dwóch młodszych z prowizorycznimi miotłami z gałęzi. Mieli wtedy 9,7 i 6 lat. Ja gasiłam największy ogień, oni dogaszali resztki. Wyścig z czasem. Udało się,ugasić niecałe 20 metrów od lasu. Zobaczyliśmy strażaków jak biegną przez pogorzelisko. Popatrzyłam na tych czekających po drugiej stronie pogorzeliska. Oni też ugasili swoją część. Może na początku nie wiedzieli, jak się za to zabrać.
Gdybyśmy przyjechali 10 min później, nie byłoby do czego wracać.
- kuneg
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1819
- Od: 29 sty 2021, o 08:11
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Wrocław / okolice Trzebnicy
Re: Permakultura
Komu brakuje wron i wróbli?
Zapraszam do Wrocławia.
Zapraszam do Wrocławia.
-
- 50p
- Posty: 50
- Od: 17 paź 2017, o 13:16
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Wrocław/Biskupin
Re: Permakultura
Wrony we Wrocławiu są uciążliwe, jak coś się posadzi i zobaczą świeżo poruszoną ziemię to od razu kopią tam dziury, żeby znaleźć nasiona. Trzeba zawsze przykrywać agrowłókniną.
Od wróbli jest chyba więcej mazurków
Od wróbli jest chyba więcej mazurków
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 9923
- Od: 22 lut 2011, o 18:41
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: województwo mazowieckie
Re: Permakultura
U mnie zdecydowanie tylko mazurki .
Oglądałam program o nowych nasadzeniach lasów czy też
odnawianych po wycince . Pan pokazywał jak wyglądają sadzonki
opanowane przez pędraki , mrówki i inne stworzenia . Stosują środki ,
ręczne zbieranie ( strząsanie z drzew ) . Metody naturalne , pożyteczne
nicienie , beauveria bassiana i potępianą chemię . O metodach naturalnych
mówił otwarcie o chemii tylko wspomniał . Takie naturalne środowisko a tak trudno
nową roślinę utrzymać przy życiu .
Oglądałam program o nowych nasadzeniach lasów czy też
odnawianych po wycince . Pan pokazywał jak wyglądają sadzonki
opanowane przez pędraki , mrówki i inne stworzenia . Stosują środki ,
ręczne zbieranie ( strząsanie z drzew ) . Metody naturalne , pożyteczne
nicienie , beauveria bassiana i potępianą chemię . O metodach naturalnych
mówił otwarcie o chemii tylko wspomniał . Takie naturalne środowisko a tak trudno
nową roślinę utrzymać przy życiu .
- kuneg
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1819
- Od: 29 sty 2021, o 08:11
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Wrocław / okolice Trzebnicy
Re: Permakultura
Ciekawe, co to było sadzone i na jakich glebach?
U mnie jakoś nie zauważyłam, żeby samosiejki tego, co rośnie za płotem, miały jakikolwiek problem.
To ja mam problem, jak nie powyrywam, póki młode. Jak przegapię między krzewami owocowymi, to późniejsze wycinanie przy glebie powoduje tylko rozkrzaczenie. Istny atak klonów.
To samo z orzechami włoskimi. Wronowate sadzą sobie, a ja potem wyrywam. Plaga.
Dęby, głogi, robinie i sporo innych gatunków świetnie sobie radzi, mimo prób ograniczania ich dookoła przez ludzi.
Las sam by wyrósł u mnie.
Padają za to krzewy owocowe podgryzane przez mrówki - porzeczka czarna, agrest, kamczacka, czy winorośl. Pędraków też w glebie u mnie nie brakuje. Widać lubią to, co ja
U mnie jakoś nie zauważyłam, żeby samosiejki tego, co rośnie za płotem, miały jakikolwiek problem.
To ja mam problem, jak nie powyrywam, póki młode. Jak przegapię między krzewami owocowymi, to późniejsze wycinanie przy glebie powoduje tylko rozkrzaczenie. Istny atak klonów.
To samo z orzechami włoskimi. Wronowate sadzą sobie, a ja potem wyrywam. Plaga.
Dęby, głogi, robinie i sporo innych gatunków świetnie sobie radzi, mimo prób ograniczania ich dookoła przez ludzi.
Las sam by wyrósł u mnie.
Padają za to krzewy owocowe podgryzane przez mrówki - porzeczka czarna, agrest, kamczacka, czy winorośl. Pędraków też w glebie u mnie nie brakuje. Widać lubią to, co ja