Maryniu, moje lilie już już się rozkręcają, chociaż martagony już przestały zachwycać urodą. W tym roku były wyjątkowe, zakwitły w bardzo dużej ilości, aż żal, że nie mogłam się nimi dłużej cieszyć. Głównie pogoda pomieszała mi szyki, ale i tak będę o nich długo pamiętać

Nareszcie porządnie mi podlało i nie tylko rośliny na tym skorzystają, ale i ja, bo zamiast podlewać, zajmę się czymś innym.
Aniu-Annes 77, mam już nasuszonych sporo ziółek, które teraz tak cudownie pachną, że z upodobaniem zaciągam się ich zapachem

W zbieranie zaangażowana jest cała rodzinka, bo i eM i syn, pomagają mi gromadzić zapasy. Zdjęcia na pewno pokażę, emocje już mi tak nie buzują, to może pomyślę i o tym. Na razie tylko głowa mi się obracała na wszystkie strony i nawet nie sądziłam, że w jednym miejscu znajdę takie skarby.
Na działkę niestety się nie wybrałam, dopiero pojechałam w niedzielę. . Dzień wcześniej lało przez kilka godzin i ziemia jest nasączona wodą jak tort

. Mak bylinowy, kupiony specjalnie dla tego koloru, bo już raz taki miałam i szukałam właśnie takiego.
Jakie tempo? Aniu, ja się ruszam jak mucha w smole
Małgosiu-clem3, sikorki zawitały do mnie pierwszy raz i mimo iż domek odrobinę się zestarzał, to widać im się spodobał, skoro właśnie w nim wychowały kolejne pokolenie

Miałam na nie dobry widok, siadałam sobie z kawką i obserwowałam jak rodzice uwijają się z robaczkami w dzióbkach. Na koniec korzystały już nawet z karmnika, a po wylocie młodych one też z niego podbierały ziarenka
Nikomu źle nie życzę, ale rodzice Albercika, będą z nim mieli raczej ciężkie życie. I niestety nie tylko oni.....
Marysiu, na pewno widziałaś je nie raz, przecież to ważka

Tak się sprytnie ukryła wśród liści, że zupełnie zmieniła swoje oblicze. Czerwończyka spotkałam pierwszy raz, do tej pory takiego motylka nie znałam. Na łące, na którą jeżdżę po zioła jest ich mnóstwo. Są malutkie i bardzo płochliwe
Za każdym razem jak jadę na działkę, to rozkwita coś innego. Obawiałam się, że po ostatnich ulewach zastanę tylko mumie, ale nie było tak źle
Samych octów mam już siedem rodzajów, najbardziej smakuje mi tradycyjny jabłkowy, równie pyszny jest z kwiatów czarnego bzu i zupełnie przyzwoity z kurdybanka. Pozostałe będą miały raczej zastosowanie gospodarcze, czyli do mydła i do sprzątania
Aniu-anabuko1, rzeczywiście cały czas coś kwitnie i to w takiej ilości, że nawet jeśli coś nie jest tak dorodne jak zwykle, to w tłumie tego nie widać. Na takiej maleńkiej działce trudno mieć całe bogactwo roślin, ale staram się, żeby nudno nie było

Zupełnie się nie przejmuję, że nie wszystko pasuje do siebie kolorystycznie, jedne rośliny górują nad innymi, czasami coś ginie w tłumie, ale ja taki ogród lubię, w takim czuję się na właściwym miejscu.
Pustynniki w tym roku wyjątkowo skromnie zakwitły, chyba jeszcze ciągle odczuwają skutki przesadzania. Twoje pustynniki na pewną się pozbierają i za rok zakwitną tak jak powinny

Za czosnkami jest rodgersja kasztanowcolistna i coś mi się wydaje, że już się o nią kiedyś pytałaś, a ja chyba na pewno obiecałam Ci sadzonkę

Musiało mi to umknąć z pamięci, ale już zapisałam w notesie, to na wiosnę dostaniesz na bank
Jadziu, Czerwończyk nie odwiedza mojej działki, spotykam go jedynie na łąkach, na które jeżdżę po zioła. Za to tam występuje tłumnie, wespół z jeszcze jednym, takim bardzo ciemnym, ale nie udało mi się go uwiecznić. Ważka była niezwykle cierpliwa, albo miała lenia, bo dość długo się do niej przymierzałam. Przysiadła na dużej wysokości i miałam trudność, żeby chociaż w miarę wyraźnie ją pokazać. Błyszczała wśród liści jak brylancik
Gosiu-Margo2, po 30 latach pracy na porodówce, nie tak łatwo zmienić pracę. Jedynie mogłabym przejść do przychodni, ale tam dawno miejsca są pozajmowane i zwalniane są niezwykle rzadko. Kiedyś nie było takich problemów, co roku przychodził młody personel, a teraz nie ma tylu chętnych. Przez ponad dwadzieścia lat nie przyszła do nas ani jedna młoda położna, dopiero w tym roku kilka podjęło pracę. Coraz więcej dziewczyn odchodzi na emeryturę, jest nas coraz mniej i tak jest w każdym szpitalu. Zmieniać pracę na tak samo złą nie ma sensu

Jeszcze kilka lat dam radę, ale potem nie ma zmiłuj.
Lucynko, ano wpadłam i wcale tego nie ukrywam, a nawet przyznaję, że bardzo mi się to podoba

Ale działka naprawdę nie poszła na boczny tor, mydełkami i ziołami zajmuję się przed, albo po nocnym dyżurze, kiedy i tak na działkę nie jeździłam, albo nawet jak, to i tak nic nie robiłam. Mam dla niej tyle samo czasu co kiedyś

, czyli niewiele. Niestety przy pracy zmianowej tak po prostu jest, tylko tak się wydaje, że ciągle mam wolne. Działka sobie całkiem nieźle radzi, chociaż ciągle zarasta i mam wrażenie, że walczę z wiatrakami

Ale niech tam będą i wiatraki, sprawia mi to przyjemność, mam gdzie odetchnąć po pracy i od zgiełku miasta.
Dorotko, moja rodgersja jest nie do zdarcia. Co roku wychodzi z ziemi i cieszy mnie swym widokiem, przy okazji będąc ogromną ozdobą działeczki

Raczej unikam dużych roślin, nie mam dla nich tyle miejsca, ale rodgersja musi być.Szkoda, że Twoja ziemia nie jest jej przyjazna, ale gdybyś chciała jeszcze kiedyś spróbować, to wiesz, gdzie jej szukać
Po działce wracam tak zmęczona, że już nic mi się nie chce, gdyby jeszcze nie było tak upalnie, byłoby lepiej. Ale nie narzekajmy, zimna w całym roku mamy aż za dużo, cieszmy się latem, póki trwa.
Robienie mydełek nie jest skomplikowane, można robić nawet takie zwykłe, tylko na wodzie i tłuszczach i też wyjdą. Na początku tylko takie robiłam, dopiero od niedawna robię pełne ziół. Szafki mi się już nie domykają , tyle mam zasuszonych i utopionych w olejach dobroci. Nawet nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie. Już się zapisałam na kurs na początku sierpnia i oprócz mydła, tym razem potasowego będę się uczyć robić kremy do twarzy i ciała. To dopiero będzie polka, bo nie mam o tym zielonego pojęcia

Gdybyś chciała spróbować, pomogę
W niedzielę wreszcie udało mi się pojechać na działkę, bo od ostatniego pobytu minęły już dwa tygodnie. Albo mieliśmy gości, albo padało, albo byłam zmęczona po dyżurze i tak jakoś to minęło. Widok działki mnie zaskoczył, chociaż powinnam się tego przecież spodziewać. Było bardzo ciepło, na dodatek co jakiś czas padało i wszystko wykorzystało ten czas na bujny wzrost. Najbardziej było to widoczne po chwastach, które miejscami zupełnie zagłuszały kwitnące rośliny. Pracowałam jak mróweczka, ale przy takim upale, za dużo nie zdziałałam. Uporządkowałam dwie duże rabaty i padłam jak kawka, a nawet do kawki i już więcej nie dałam rady się ruszyć. Wyniosłam chyba z pięć dużych wiader chwastów, dziwiąc się jaką one mają chęć do życia. Ciągle są gnębione, tarmoszone, wyciągane, każdy nastaje na ich życie, a mimo wszystko niestrudzenie odrastają

Uporządkowałam również pomidory, bo przez ten czas mocno skoczyły do góry i zupełnie nie zrozumiały, po co podwiązałam je do sznurków. Myślałam, że wezmą dobry przykład z rosnącego nieopodal powojnika, ale nic z tego

Na przyszłość muszę poszukać mądrzejszych

Każdy ma już przynajmniej dwa, albo i nawet trzy pędy, część usunęłam, ale te ładnie i obficie kwitnące zostawiłam. Powycinałam małe wilczki, te wyrośnięte podwiązałam i wszystkie zasiliłam. Przy okazji wypieliłam pod każdym pomidorkiem, bo i tam porosły chwasty. No i to chyba tyle, sami widzicie, że za dużo nie zrobiłam, a zmachałam się jak przy ciężkiej robocie. Droga powrotna też nie była łatwa, ciągle panował upał, pot zalewał mi oczy, a język przysychał do podniebienia. W try miga wypiłam całe pół litra wody, która zabrałam sobie na drogę i wyschnięta na wiór dojechałam do domu. Miałam jeszcze ambitny plan pojechać po zioła, ale eM stanowczo mnie od tego odwiódł, niechybnie ratując mi życie

Za to pojechałam dzisiaj, z samego rana i tylko w jedno miejsce, bo w piekarniku rósł chlebek i nie mogłam sobie pozwolić na długie buszowanie. Ale niedługo sobie to odbiję
Droga do raju
Te niestety są pod ochroną i nie wolno ich zrywać
Za tym lasem jest kolejna łąka, ale tam dzisiaj nie dojechałam
Zmykam do pracy, a Wam życzę miłego wieczoru
