Poczułam się zobligowana przez
Marysię, coby wreszcie zakończyć poprzedni sezon i zauważyć, że nastała pora roku poprzedzająca wiosnę, czyli czas, na który wszyscy czekamy. Łącznie ze mną
Na razie ciągle w życiu mam pod górkę i nie mogę doczekać się chwili, kiedy wszystko wreszcie się odmieni. Trochę mam już dość emocji, które temu wszystkiemu towarzyszą, ale niedługo powinno się to skończyć. Najpierw jedna operacja, potem zupełnie nieudany sezon ogrodowy i kiedy już myślałam, że to co złe już jest za nami, to okazało się, że w styczniu na operację położył się eM, a w lutym z kolei ja muszę ponownie położyć się do szpitala. "Wisienką na torcie" okazał się na dodatek covid, z którym aktualnie się borykam

Na szczęście przebiega łagodnie, tyle tylko, że zupełnie odizolowałam się od rodziny i to chyba doskwiera mi najbardziej. Wychodzę jedynie do łazienki, a tak cały czas jestem sama. To tak tyle słowem wstępu, żebyście nie myśleli, że o Was zapomniałam
W połowie września wyjechaliśmy na urlop w Bieszczady. Nie byliśmy tam ponad trzydzieści lat, aż nie mogę uwierzyć, że jakoś nigdy nie było nam po drodze. Miała być piękna polska jesień, a w rzeczywistości zastaliśmy potwornie zimną, mglistą i deszczową jesień. Jeszcze w piątek było 15 stopni, a sobotę zaledwie 4. Jedynie dwa dni były z przyzwoita pogoda, a reszta niestety do większej bani

Nie przeszkodziła nam to jednak w zdobywaniu szczytów i w moim przypadku było to prawdziwe wyzwanie, ale dałam radę. Wychodziliśmy w trasę najwcześniej, a schodziliśmy prawie ostatni. Wyprzedzali mnie wszyscy: i staruszkowie i kobiety z dzieckiem na ręku

, ale i tak byłam z siebie dumna. W tym roku mamy zamiar to powtórzyć, licząc jednak na lepszą pogodę. Bieszczady mimo niesprzyjającej aury, zauroczyły nas ponownie. A, no i stamtąd przywiozłam sobie najpyszniejszą miętę jaką piłam do tej pory. Zwykła, polna- tej ogrodowej do niej daleko

Pewnie gdzieś w mojej okolicy też rośnie, a jednak jeszcze na nią trafiłam
Goryczka trojeściowata o tej porze występuje w Bieszczadach masowo. Gdybyśmy byli ze dwa tygodnie wcześniej, byłaby jeszcze piękniejsza
Połonina Caryńska
Widok z Wielkiej Rawki
Takie błoto było na szlakach
Owce wrześniówki
Wróciliśmy na początku października. Zaraz następnego dnia pojechałam na działkę. Po drodze widziałam już ślady niewielkiego, ale jednak, przymrozku. Na działce jedynie kilka dalii był lekko przymrożonych, ale jeszcze wszystko wyglądało całkiem całkiem

Może zapału do pracy jakiegoś wielkiego nie miałam, ale nawet bez niego udało mi się cokolwiek zrobić

Już pod koniec pobytu, tak sobie łażąc leniwie, pomyślałam, że może dobrze by było wykopać szałwie Amistad, co prawda to dopiero początek października, ale przymrozki mogą przyjść w każdej chwili, na co miałam dowód już dzisiaj. I jak pomyślałam, tak zrobiłam i to był strzał w dziesiątkę, bo w nocy przyszedł taki mróz, że przemroziło wszystko i wszystko nadawało się do wyrzucenia na kompost. Nawet stojące w domku szałwie ucierpiały od mrozu, ale na szczęście nie aż tak mocno. Te, które zostały w gruncie nie nadawały się już do niczego. Tym razem pojechałam na działkę z Filipem, to od razu wykopaliśmy i zabraliśmy do domu dalie. W czasie jakiejś chwili przerwy, zadarłam do góry głowę i na magnolii wypatrzyłam jakieś dziwne, nieznane mi szyszki? owoce? Wszystkie wisiały wysoko, ale Filip wdrapał się na drabinkę i sięgnął jedną. Mojej magnolii od czasu do czasu udaje się wyprodukować kilka owocostanów, ale nigdy nie były one dojrzałe, a tymczasem teraz było ich spokojnie ponad dwadzieścia. Są to dość spore szyszki, zdrewniałe, wielkości około 8-10 centymetrów i z każdego okienka wychylała się czerwona jagoda. Część była we wnękach, część zwisała na długich niteczkach, a pozostałe wysypały się na ziemię
I to był chyba mój ostatni pobyt na działce. Z roweru jednak ciągle nie zsiadałam. Skończyły się wyjazdy na działkę, a zaczęły wyjazdy na wycieczki rowerowe. Jak tylko mogłam to dosiadałam stalowego rumaka i gnałam przed siebie. Musiałam wykorzystać czas, jaki pozostał do zimy. Ale i zimą jeszcze sobie pojeździłam. Jeszcze nigdy nie jeździłam rowerem w styczniu, a w tym roku to mi się udało
Ostatnie komponenty na mydełko
Jeszcze kilka zdjęć z jesieni
I nareszcie oczekiwana przez
Marysię zima
Pierwsza, listopadowa
I druga, świąteczna
I na zakończenie, jedno z moich ostatnich mydełek
Pozdrawiam wszystkich zaglądających
