Nareszcie z ulgą mogę powiedzieć, że swoje kłopoty ze zdrowiem mam już za sobą. Przez covida termin operacji mocno mi się przesunął i koniec końców odbyła się ona dopiero 21 marca. Bardzo szybko doszłam do formy i co prawda zaszaleć nie mogłam, ale już po kilku dniach prowadziłam w miarę normalne życie. Największym utrudnieniem był dla mnie zakaz jazdy na rowerze przez dwa tygodnie, a brak zimy spowodował, że mimo wczesnej wiosny, już zdążyłam zrosnąć się z siodełkiem

Już w styczniu kilka razy się przejechałam, a od początku lutego właściwie nie poruszałam się inaczej niż rowerem. Na działkę niestety było zbyt zimno, dlatego wybrałam się na nią dopiero w tygodniu poprzedzającym operację. Dwa wyjazdy po trzy godziny musiały mi wystarczyć. Przycięłam wszystkie hortensje i borówki, usunęłam stare liście ciemiernikom i epimediom oraz zgrabiłam zalegające wszędzie liście i kwiaty hortensji. Niewiele zrobiłam, ale szczerze mówiąc od razu zrobiło się schludniej.
Kilka dni po operacji wybrałam się z eMem ponownie. EM musiał wysprzątać domek dla ptaków, a ja teoretycznie miała się tylko poprzyglądać, ale nie wytrzymałam i przycięłam powojniki. Zebrałam potem w od niego burę, ale co zrobiłam, to moje

Tak naprawdę, to nie miało to żadnego wpływu na moje samopoczucie, zrobiłam tylko tyle ile mogłam, ale sami wiecie jak to jest. Zawsze ktoś wie lepiej, co jest dla was dobre

Są troszkę za wysoko przycięte, ale już nie muszą się wysilać i odżywiać całości, tylko tyle ile potrzeba.
Ziemia na działce już zdecydowanie wysycha, od dawna nie padało i deszcz bardzo by się przydał, ale z drugiej strony wolałabym, żeby nie padało, bo to uniemożliwi mi wyjazd na działkę. I tak źle i tak niedobrze

Mam jednak sporo wolnego, to mam nadzieję, że coś tam uda mi się podziałać. Co by się nie działo, to i tak mam co robić nawet w domu. W połowie marca zaczęłam pierwsze w tym roku wysiewy. Na początek wzięłam się za pomidory, szałwię lekarską, dalie i rozplenicę Majestat. W tej chwili to, co wysiałam wcześniej już jest popikowane a posiane w ubiegłym tygodniu roślinki wschodzą bardziej lub mniej ochoczo. Najgorzej jak na razie spisuje się kobea, bo na wysianych jedenaście nasion, wzeszło tylko jedno i jak na razie nie wygląda, żeby coś się miało w tym temacie zmienić. Więcej nie będę siała, jak ma być jedna, to niech tak będzie. Jeszcze daję jej szansę, chociaż wysiałam ja już prawie trzy tygodnie temu, to nie wiem, czy mogę liczyć na cud.
Jadziu, to już na szczęście przeszłość. Odtrąbiono koniec pandemii, zlikwidowano oddziały covidowe, podobno wracamy do normalności

Oby, bo nie chciałabym ponownie przez to przechodzić.
Zima już chyba za nami. Co prawda ostatnio znowu zrobiło się zimno, ale wiosnę już nie tylko czuć w powietrzu, ale i widać

Byłam ostatnio z Filipem na spacerze w pobliskim lasku i tam naprawdę już się dzieje. Powszechnie kwitnie złoć, odkryliśmy kilka zawilców, a spod liści wszędzie wyrastają spore kępy czosnku winnicowego. Niestety komórkę pozostawiłam w domu i nie mam ani jednego zdjęcia na dowód, a szkoda, bo tam jest naprawdę magicznie. Za jakiś czas wybiorę się tam ponownie i pokażę przynajmniej stary, przepiękny buk, który tam rośnie.
Zimowa "truskawka"
Dorotko, mydeł innych niż własne już nie tykamy. Nawet eM sam się do nich przekonał, chociaż jemu zajęło to najwięcej czasu. W każdym razie w tej chwili nawet jak gdzieś wyjeżdża, to zabiera ze sobą moje mydełko. Chemii już prawie nie kupuję. Robię nie tylko mydło, ale również proszek i płyn do prania, płyn do zmywania naczyń, szampon, masła i balsamy do ciała, a ostatnio nawet ukręciłam krem do twarzy

Przy najbliższej okazji zamówię składniki i pożegnam się także z tabletkami do zmywarki. Jestem pozytywnie zafiksowana, mogłabym to robić codziennie, ale i tak mam już spore zapasy i muszę się ograniczać
Na szczęście choroby już za nami, ja już pomału zapominam, eM będzie musiał pamiętać dłużej, bo przez pięć lat, co kwartał musi jeździć do Warszawy na wlewy. Trochę to uciążliwe, ale nie jest źle i razem na pewno damy radę.
Na zostanie mistrzem pióra raczej się nie zdecyduję, to jednak nie moja bajka. Tak od czasu do czasu coś skrobnąć na forum mogę, ale żeby tak na stałe, to ja się na to nie piszę. Trzeba mieć nie byle jaką fantazję, żeby napisać książkę, a ja wolę je czytać, niż pisać. Ale miło mi, że jesteś moją wierną fanką
Lucynko, covid i optymizm, niestety nie szły ze sobą w parze. Może na koniec trochę się z tym wszystkim otrzaskałyśmy, już było wiadomo co robić, ale łatwo nie było. Nie chciałabym przeżywać tego ponownie, po tym czasie, mam po prostu dość.
W tej chwili już wiosnę na działce nie tylko widać, ale i słychać i czuć

Jeszcze do Ciebie nie zaglądałam, ale mam nadzieję, że i na Twojej działeczce szarzyzna ustąpiła miejsca kolorowym kwiatom. To podobno najpiękniejsza pora roku, chociaż osobiście wolę lato. Wiosna ma o tyle przewagę, że wszystko się budzi z zimowego snu, zakwita kolorami, szczerzy na nas zielone kły. Niestety zrobiło się ponownie zimno, nie wiem kiedy uda mi się pojechać na działkę, ale już przytupuję z niecierpliwością
Danusiu, nie może tak być, że u mnie cały czas zima. Nawet u mnie nie ma już po niej śladu, tylko z forum nie miałam kiedy jej wygonić. Już się poprawiam i liczę, że nadejdą wreszcie ciepłe, pełne słońca dni.
Na wysiadanie nie ma już czasu, poza tym zrobiło się spokojniej, a ja lubię swoją pracę. Takie skrzywienie zawodowe
Krysiu, skoro spodobała Ci się prymulka, to się za nią oglądnę dla Ciebie. W ubiegłym roku wszystkie dzieliłam, część rozdałam, ale chyba i u mnie zostało więcej niż po jednej sztuce. Na razie nie kwitną, ale jak już pokażą swoją urodę, to zamienię się w tropiciela
Epimedia mam od niedawna, a już zdążyły mnie oczarować. Są tak pełne uroku, że mogłyby nim obdzielić inne rośliny bez uszczerbku dla swojej urody. Ładnie się rozrastają, tylko jeden ledwo dycha. Wygląda, że jakieś zwierzę wykopało i rozdarło roślinkę, leżał biedak na wierzchu i nie wiem czy uda mi się go uratować. Zabrałam go domu i próbuję reanimować, ale skutek na razie mizerny. Dmucham na niego i chucham, może się biedaczysko odczochra.
Miłek amurski zaszczycił mnie w tym roku jednym kwiatkiem
Marysiu, tego dnia bałwanka spotykałam co chwilę, tylko wszystkie, mimo sporej ilości śniegu, były bardzo mikre. Tak jakoś bez fantazji, bałwan, to powinien być bałwan, a nie bałwanek. No, ale i takie dobre, zawsze to było na czym oko zawiesić
Na wyciągnięcie ręki mamy tylko jeziora, a ja lubię zmienić sobie otoczenie, popatrzeć na coś innego. Najchętniej na morze, ale Bieszczady ze swoją magią, też mnie ciągną. W tym roku też się na nie szykujemy i niech tylko nic nie stanie mi na drodze, bo nie ręczę za siebie
Taką informację o covidzie udzielił mi sanepid. Testy antygenowe dość szybko pokazują ujemny wynik, ale PCR są dokładniejsze i wynik pozytywny może wychodzić przez kilka tygodni. Co prawda na operację nie zgodził się również anestezjolog, to i tak musiałam czekać. Najważniejsze, że już mam to za sobą i już się nie stresuję
Małgosiu, problem z murarkami pomógł mi rozwiązać syn. Nadwyżkę kokonów zabrał na uczelnię. UWM ma swoje ogrody, w nich domki dla murarek i tam znalazły dla siebie azyl. W następnym roku pomyślę o wysyłce, ale to zawsze jakiś tam kłopot. Ale jak nie rozdam ich na miejscu, to zawsze będzie to jakieś wyjście. Rozmnażają się jak szalone i co roku jest ich stanowczo za dużo, a ja jak ten Kopciuszek przebieram kokony
Moniko, zajrzałam do Ciebie na chwilkę, jaką Ty masz wiosnę

Moja w takim razie dopiero w powijakach, ale do tego już zdążyłam przywyknąć. Gdyby tak chciało zrobić się trochę cieplej, to i u mnie by wszystko skoczyło. Kilka dni było cieplejszych, a teraz znowu zimno i nie widać, żeby szybko miało się to zmienić. Ubiegły rok był paskudny pogodowo, to tym bardziej tęsknię za ciepłem.
Niestety szczepienia nie chronią w pełni przed covidem, też byłam po trzech szczepieniach

Tyle tylko, że przeszłam łagodnie, aktualnie chorują rodzice eMa, ale im jakoś nie przyszło do głowy, że to może być covid i beztrosko sobie chodzili po świecie i zarażali innych. Nóż mi się w kieszeni otwiera na coś takiego, no ale co im zrobię? Całe szczęście, że się z nimi w tym okresie nie kontaktowaliśmy, bo oboje z eMem jesteśmy w tej chwili łatwym łupem dla infekcji, ale inni mogli nie mieć tyle szczęścia.
Wiosna już na szczęście zawitała, u mnie jeszcze bardzo skromniutko, ale i tak mnie cieszy. Już nawet to, że dni stały się dłuższe, bardzo poprawia mi humor, a jakby jeszcze tak na całego zaświeciło słoneczko, to byłaby pełnie szczęścia.
Martuś, wybacz Kochana, ale nie forum miałam ostatnio w głowie. Ale już mam ją wolną od kłopotów, to niech tylko będzie co pokazać, to na pewno tu będę. Jeszcze nieśmiało, ale jednak już wiosnę widać. Pierwsze krokusy, motyle, pszczoły, wszystko ma już dosyć chowania się pod ziemią czy w skorupach, gramolą się i rośliny i zwierzęta, wychodzą z nor. Tylko jeszcze zimno ździebko, wszyscy potrzebują słońca. We wtorek było 16 stopni, a dzisiaj zaledwie 8 i taki przenikliwy wiatr, że bez czapki i rękawiczek daleko nie ujdziesz.
Na działce, tak, żeby coś porobić byłam zaledwie dwa razy. Pogoda nie pozwalała na częstsze wypady, a i teraz do tego nie zachęca. Koniec ubiegłego tygodnia i początek tego były ładne i ciepłe, ale świeżo po zabiegu mogłam sobie pozwolić jedynie na spacer. Z braku czegoś innego i to dobre, ale jednak to tylko namiastka przyjemności. Na dodatek przez sześć tygodni nie wolno mi dźwigać, to muszę sobie przemyśleć czynności, żeby się nie zapomnieć
Aniu, tyle mojego z tego słonka, że było mi przyjemnie. Cukierek lizany przez papierek niekoniecznie będzie słodki, tak samo i z wiosną. W mieście aż tak jej nie widać, a z konieczności wypady na działkę tylko pod kontrolą eMa. Za chwilkę to się na szczęście zmieni, żeby tylko było cieplej, to w domu mnie nie uświadczysz
Bieszczady polecam, to jednak już góry, ale nie za wysokie, takie akurat. Mają coś w sobie, że chce się tam wracać.
To nie moje drzewo, ale przyznacie, że jak na tę porę roku, to nieźle obsypane owocami
I z domowych parapetów
Przechowywana przez eMa hortensja "Uciekająca Panna Młoda" za chwilę zakwitnie. W ubiegłym roku ledwo przeżyła, teraz odwdzięcza się za troskę
Przez ograniczenie uśmieszków, nie mogę się z Wami pożegnać tak jakbym chciała. Musicie sobie wyobrazić, że macham Wam łapką, albo ślę buziaczki