Witam Wszystkich serdecznie. Jestem tu nowa i o swojej praktyce w uprawie roślin doniczkowych mogę powiedzieć podobnie. Ale chęci mam duże i szybko się uczę
Przychodzę z zapytaniem o anturium. Mam 3 szt od ok pół roku i 1 od jakiegoś roku odratowaną z zalania (najpierw niechcący ją prawie ukatrupiłam a potem wytrwale ratowałam, ale nie o tym teraz). Od jakiś 2 m-cy mam z nimi wszystkimi irytujący problem, szukam w internecie, ale nie mogę nic znaleźć. Dlatego przychodzę do Was
Młode liście i kwiaty są zniekształcone. Kwiaty mają krótkie, grube łodyżki i mocno pofalowaną, nieregularną "blaszkę". Stare kwiaty robią się zielone i wcale nie usychają (czyli to nie przekwitanie). Na liściach natomiast robią się jasno brązowe przebarwienia, nawet raz zrobiła się dziurka z takim jasnobrązowym obrzeżem (wycięłam ten liść, nie mam zdjęcia). Wyglądało to na uszkodzenie mechaniczne, ale zapewniam, że nic ich nie mogło uszkodzić mechanicznie - żadne koty, dzieci, nawet ja podczas "inspekcji". Na zdjęciach wszystko wygląda jak plamy, natomiast w realu liście są jakby pokryte bliznami po uszkodzeniach. W miejscach brązowych "plam" struktura liścia jest cieńsza, uszkodzona po prostu.
Nie znalazłam żadnych szkodników ani na liściach, ani w ziemi!
Ostatnią sztukę kupiłam owiniętą w celofan, na ziemi miała małe ognisko pleśni - jak ją kupowałam nie była przelana, raczej pleśń pojawiła się z powodu całkowitego braku cyrkulacji powietrza. Roślina kwitła i wypuszczała nowe liście u mnie jeszcze przez jakiś czas. Po zakupie przesadziłam ją i wymieniłam podłoże. Korzenie były zdrowe.
Na spodzie jej liści był jakby delikatny biały nalot, taki ledwo widoczny. Nie od pajęczyn przędziorka, raczej jakbym musiała to do czegoś przyrównać, to do delikatnego nalotu pleśni.
Tydzień temu wszystkie 4 szt podlałam Topsinem w stężeniu 0,1. W przypływie rozpaczy oczywiście i na wszelki wypadek.
Co do warunków uprawy: podlewam jak przeschnie wierzchnia warstwa (sprawdzam palcem na ok 0,5 cm). Co kilka dni spryskuję przegotowaną wodą. Podlewam przegotowaną wodą (wystudzoną oczywiście). Okno zachodnie, słońce świeci bezpośrednio w godz 17-19. Ziemia to mieszanka uniwersalnej, czipsów od storczyków, kokosa, z małym dodatkiem kwaśnej ziemi od roślin owadożernych. Wilgotność w mieszkaniu jest zazwyczaj na poziomie 55%, w upały drzwi balkonowe są otwarte i spada do 40, minimum 35%.
Pomysły jakie mam: przeciąg, przenawożenie, jakiś wirus w stylu mozaiki przywleczony z ostatnią sztuką (tą z pleśnią w celofanie).
Wszystkie oprócz odratowanego z przelania maluszka mają ciągle kwiaty, z którymi je kupiłam no i wypuszczają nowe zniekształcone.
Wyszedł długi opis, ale nie chciałam pominąć żadnego szczegółu...
Liczę na Waszą pomoc i z góry dziękuję
