Dzisiaj nareszcie zimno odpuściło i mogłam pojechać na działkę. Żeby chociaż w tym czasie popadało, to byłaby jakaś korzyść z tego siedzenia w domu, a tak to tylko złość człowieka ogarnia. Tyle mojego, że nie patrząc na zimno, pojechałam przynajmniej na rower, odwiedziłam znajome ścieżki czerpiąc z tego wielką przyjemność. To nic, że zimno, póki co jak na razie, to ani czapki, ani rękawiczek z torby nie wyciągałam i w poniedziałek jak nic, mi się przydały
Rano, tak szybko jak się dało: kawusia i lody, ściągnięcie prania z suszarki, przygotowanie obiadu, wystawienie wszelkich sadzonek na balkon, wreszcie śniadanie, jeszcze po drodze wizyta na poczcie i już mogłam gnać na działkę. Wnerwia mnie to latanie wte i wewte z sadzonkami, ale jak mam nie latać, kiedy codziennie zapowiadają w nocy zatrważająco niskie temperatury? Ale jak na razie tylko robią mnie w jajo, bo aż tak zimno jak zapowiadają, to nie jest. Niby to dobrze, ale jak bym wiedziała, że tak będzie, to darowałabym sobie to latanie, ale ryzykować nie chcę. Pomidorki na balkonie nabierają tężyzny, a i innym roślinkom dobrze robi świeże powietrze i ciepełko płynące z nieba. Na noc zamykam je w foliaczku (szopie, jak mówi mój eM ) jak temperatura na to pozwala, w dzień otwieram, żeby się hartowały.
Po przyjeździe na działkę najpierw oddałam się kontemplacji skromnie jeszcze ukwieconych rabatek, ale nie ma co ukrywać, że zauważam, że coraz więcej się tam dzieje

Część tulipanów botanicznych już przekwitła, w ich miejsce zakwitają nie tylko maluszki, ale i duże tulipany otwierają kielichy. Tu coś się czerwieni, tam żółci, jeszcze gdzie indziej fioletem kuszą liczne hiacynty. Tych fioletowych co prawda nie ma tak dużo, łososiowe zginęły zupełnie, najwięcej jest białych, ale już za chwilę pokażą się różowe i pełne. Coraz liczniej zaczynają kwitnąć pierwiosnki, chociaż niektóre dopiero nieśmiało pokazują listki.
Po kontemplacji przyszła pora na prace ziemne, a nawet hydrauliczne

Ze względu na praktycznie zupełny brak opadów zaczęłam od podlania borówek i hortensji. Ustawiłam się od płotu, podlałam jedną, potem drugą borówkę i zobaczyłam coś ruszającego się pod bzem Meyera. Musicie sobie wyobrazić moje szczęści, kiedy uzmysłowiłam sobie, że patrzę na jeża

Odłożyłam podlewanie i pobiegłam do domku po telefon. Wracam, jeża nie ma- gdzie mógł się tak szybko skryć? Rozejrzałam się uważnie i pod siatką zobaczyłam niewielki domek z liści i patyczków, w progu okrąglutkie wejście, Huuuurrra mam swojego własnego jeża

Oby tylko zechciał u mnie pozostać. Na szczęście w tym kącie za często się nie pojawiam, a teraz nawet będę nawet go unikać, to może zechce zamieszkać tu na stałe? Jeszcze tam nie wypieliłam, ale machnę na to ręką, nie będę go niepokoić. Podrzuciłam mu jeszcze w pobliże trochę traw i patyczków, to może zechce umocnić sobie domek, bo na razie to jest skromniutki. Za każdym razem na mnie fukał, to dałam mu spokój, wierząc, że sam sobie poradzi. W nieszczególnym miejscu zbudował sobie domek, tam rosną dziełżany, które przeniosły się od sąsiadki i nie wiem, czy czasami nie będą mu rosły pod podłogą

Obawiam się jedynie, żeby wnusio sąsiadki, Albercik z piekła rodem go nie wypatrzył, bo wtedy na pewno jeż czmychnie gdzie pieprz rośnie, może nawet porzucając młode? Będę go bronić jak lwica
Mimo iż słonko całkiem rozgoniło nawet najmniejsze obłoczki, to temperatura wcale nie była jakaś przesadnie wysoka i do końca zostałam w cienkiej bluzie, a na drogę powrotną założyłam nawet kurteczkę. Było jednak bardzo przyjemnie, kiedy jest tak jasno i słonecznie, to mam wrażenie, że patrzę na świat przez różowe okulary. Wtedy mniej widzę chwasty w mgnieniu oka zarastające wypielone rabatki, mniej rzucają mi się w oczy miejsca mniej zadbane, a może nawet i zaniedbane? To się zresztą pomaleńku zmienia, w weekend chłopaki zapakowali cały kompostownik na przyczepę, eM wybierał z kompostownika i wrzucał na taczki (dwie), a Filip wywoził i ładował na przyczepkę. Potem eM wywiózł do zakładu przyjmującego takie odpady, a Filip został porządkować resztę. Obaj twierdzili, że poszło im to nadspodziewanie dobrze, a po powrocie do domu padli jak kawki
Słoneczna pogoda ściągnęła na działki całe rzesze działkowiczów. Takich tłumów tutaj nawet latem nie ma, tym bardziej, że przecież jest środek tygodnia. Troszkę ludniej robi się w weekendy, ale i tak rzadko się zdarza, żeby wszyscy moi sąsiedzi byli obecni. A dzisiaj właśnie tak było

Niektórych widziałam pierwszy raz po zimie, to trzeba było podtrzymać dobrosąsiedzkie stosunki, a potem dalej wzięłam się do przerwanych czynności. Do wypielenia ciągle przede mną jeszcze kilka rabat, dlatego nie mogę sobie pozwolić na dłuższe przerwy, tym bardziej, że jeszcze tylko kilkanaście dni i wracam do pracy
Jadziu, to u mnie pokrzywy w bród, nazbierałabyś ile byś tylko zechciała. Może na samej działce nie za wiele, ale na mokradłach rośnie jej bez liku

Jak mam dzień wolny, czyli bez wyjazdu na działkę, to mogę ogarnąć wiele, ale jak jadę na działkę, to czas się kurczy i żeby jutro upiec chleb nie będę mogła sobie pozwolić na słodkie lenistwo. Jestem gotowa na takie poświęcenie, bo chleba sklepowego nie jemy zupełnie. Bułki do tej pory kupowaliśmy, ale widzę, że i to się zmienia. Mam sporo zakwasowych odrzutów, to muszę jakoś je wykorzystać. Ale siostra podpowiedziała mi dobry sposób na ich wykorzystanie i już dzisiaj część wywiozłam na działkę i podlałam nimi borówki

Na tej drodze było sporo ropuszek, większość solo, ale też trafiały się pary splecione w miłosnym uścisku. Taki pan Ropuch to większy cwaniaczek, wlazł Ropusze na barana i każe się nosić jak w lektyce
Za jakiś czas się dowiemy, co postanowiono w sprawie obwodnicy, na razie musimy czekać.
Dorotko, kiedyś umówimy się na pogaduszki, to wtedy Ci wyjaśnię co i jak. Na spotkanie na razie nie mamy co liczyć, chociaż w najbliższym czasie zajrzymy do Krakowa. Będziemy jednak tylko dwie doby i musimy wracać, tak więc spotkanie kiedy indziej. Może na jesieni wykroimy więcej czasu, to wtedy spotkamy się na pewno Robienie mydeł nie jest takie trudne, ale trzeba mieć trochę czasu na przyswojenie sobie wiadomości, to może i jesień będzie do tego lepsza? Bo jak już wiesz co z czym, to można zrobić w każdej chwili. Dasz radę, zobaczysz
Nie powiem, że nie mam obaw jak gdzieś wjeżdżam w odludne tereny, chociaż bardziej się poruszam po uczęszczanych ścieżkach, co nie zawsze jednak znaczy, że mam wokół siebie innych ludzi. W poniedziałek pojechałam w znaną mi trasę wokół jeziora i tym razem nie spotkałam żywego ducha

, ale to na pewno dlatego, że było zimno. Nawet nie spodziewałam się, że aż tak.
Lucynko, oj tak, nie daję sobie odetchnąć, chociaż po rabatach tego specjalnie nie widać. Chyba i ja się już zestarzałam, bo po powrocie z działki jestem ledwo żywa. Trochę przesadziłam, ale jednak czuję w kościach wykonaną pracę. Być może jest to jednak skutek operacji, bo szczególnie nogi mnie bolą, a może i po prostu brak kondycji? Każdego dnia mam coś zaplanowane, jak nie działka, to wycieczka, nie mam czasu na siedzenie w domu

Jeszcze marzy mi się basen, ale grafik mam zbyt napięty, nie mam gdzie go wcisnąć. Po powrocie do pracy może mi się to uda, bo przed nocą nie jeżdżę na działkę, to jakieś okienko znajdę.. Na szczęście słoneczna pogoda wróciła, ale jeśli o mnie chodzi, to nocami poproszę o deszcz, bo suchość jest już niemiłosierna
Soniu, specjalistą od wymyślania takich wycieczek jest mój eM. Może niekoniecznie lubi ruszać się z domu, no chyba, że na rower, ale jak już coś wymyśli, to jestem bardzo zadowolona. Nawet na spacer czasami go wyciągnę, a po operacji sam mnie wszędzie holował i pilnował spacerów, woził do lasu, żeby mi się nie nudziło spacerować ciągle po tych samych ścieżkach
Filip, mimo iż iż dorosły chłop, to jednak na działce radzi sobie nie najlepiej. Nigdy nie lubił tu przyjeżdżać i teraz skutki są aż nadto widoczne. Po przeszkoleniu przez tatusia, z rozplenicą poradził sobie śpiewająco i już żadna łopata nie dokończyła żywota w jego rękach

Rozplenicy musiałam się pozbyć, zbyt dużo zajmowała miejsca i zbyt szybko rosła. Szkoda, bo była piękna, ale nie miałam wyjścia. Muszę tam coś zaplanować i już chyba nawet wiem co mam na myśli, ale na razie nie zdradzę.
Zdaję sobie sprawę, że niewiele mamy do powiedzenia, tym bardziej, że każdy wariant ma swoich przeciwników. Co ma być to będzie, na razie nie zaprzątam tym sobie swojej ślicznej główki
Dziękuję za wiadomość w sprawie jeżówek

W takim razie jutro się za nie zabiorę. Kilka mi zginęło, będę musiała kupić nowe, bo mi ich braknie, ale kilka z tych co mam ładnie się już rozrosło, to spróbuję je rozmnożyć.
Lecę spać, bo jutro też dzień pełen wrażeń. Na dodatek, mimo urlopu, muszę nastawić budzik, żeby się ze wszystkim wyrobić. Żegnam się bez machania łapką, emotikonów znowu zbrakło