Dzień dobry w piękną, słoneczną sobotę.
Iwonko niestety teraz nie mamy już tam tak blisko- mieszkam w Poznaniu, więc mogę tam się szwendać, tylko jak jestem u rodziców, a i wtedy ciągnie nas w Beskidy i czasu mało.
Pogoda może wreszcie zacznie się poprawiać, choć jak widziałam w poniedziałek ma lać i w tygodniu znów ma być zimniej. Ale... co tu dużo gadać- sucho jest i deszcz ciągle potrzebny. Ale ta wiosna jest fest opóźniona w stosunku do innych lat.
Kasiu życzę mężowi szybkiego powrotu do formy

Trochę Was teraz jego niedyspozycja pewnie stopuje ogrodowo. Dziś wspominałam siebie sprzed roku, gdzie niewiele mogłam zrobić i odchorowałam każdy pobyt. Dobrze, że już czuję się lepiej.
Tzn aktualnie nie czuję się ok. Dopadło mnie przeziębienie i jakoś nie chce odpuścić.Ale dziś jak wpadłam do ogrodu w zasadzie po dwóch tygodniach (bo przecież były święta i byłam w Częstochowie u rodziców) i zobaczyłam te łany podagrycznika to wszystkie plany poszły wniwecz i rzuciłam się na niego jak dzik. I zapomniałam, że jestem chora...
8 lat temu działka była przeryta dokumentnie, a zachował się gdzieś w mikro szczątkach w korzeniach zachowanych roślin oraz pod płotem (murkiem) u sąsiada. To wystarczyło- po 8 latach mam go na wszystkich rabatach. Teraz to już nie mogę zrobić nic, tylko co jakiś czas obrywać liście, ale to robota głupiego, bo to go tylko rozwściecza i pobudza do wzrostu (przynajmniej mam takie wrażenie).
Wyrywałam go do bólu pleców, prawie na biegu, a potem sprzątałam tuje przycięte przez męża- syn dzielnie pomagał i woził taczki na śmietnik- na bioodpady. Później wreszcie przycięliśmy lawendę (dość solidnie- ścięte 2/3- mam nadzieję, że odbije) i posprzątałam ścieżkę wejściową na której do tej pory się pokładały. Szybka kawa prawie w locie i dalej do roboty. Wsadziłam dalie, jeżówki (Boże jakie bidy!!

) i czosnek główkowaty do doniczek. Pójdą na rabatę pod drewnianym płotem- tylko tam trzeba najpierw wyrwać cały bluszcz, który wszystko zagłuszył, ale nie wiem, kiedy na to znajdę czas. Zdążyłam jeszcze usiąść z chłopakami do obiadu (grill na szybko, dla mnie hallumi i pomidorki). Podlałam bratki na tarasie i już trzeba było wracać, bo mąż miał jeszcze coś do załatwienia na mieście i był umówiony na 18. Nawet nie zdążyłam podlać ogrodu, tylko z przodu z automatycznego podlewaka.
Jutro chcę posiać bazylie, cynie i aksamitki do gruntu, podlać porządnie ogród i pojechać na rekonesans czy są pokrzywy, a najlepiej już ich narwać na gnojówkę. I trochę odsapnąć na działce, nacieszyć się nią. Majówka już za tydzień i wyjazdowa, to ogród będzie na nas czekał. A jeszcze w domu będę pikowała pomidory- przywiozłam doniczki i szklarenkę do wysiewów, jeszcze tylko dziś mąż musi kupić mi ziemię.
Uff, to był pracowity dzień. Ale cała działka jest wysprzątana, oplewiona, no oprócz tej jednej felernej rabaty, ale to musi poczekać. Na nią pójdą te dalie i jeżowki.
Warzywa już wyszły, ale nie podlane i słabo widać.
Zdjęć mało, nie było czasu.
