caps89 pisze: ↑4 maja 2024, o 21:44Tylko ważne żeby co 24h sprawdzać takie pułapki bo inaczej zwierzę kona w męczarniach
Raz na dobę to za mało, jeśli zależy nam na żywym krecie, bo bez pożywienia są w stanie przetrwać maksymalnie 8 godzin.
Mój kretolicznik zatrzymał się jakieś dwa miesiące temu na liczbie 41 i od tego czasu nie tylko nic się nie złapało (no dobra, siedem norników - nie nornic - wpadło w rurkołapki, ale ja się koncentruję na kretach), ale na całym monitorowanym przeze mnie terenie nie ma ani jednego kopca. Nic, ZERO. Nie ma nowych, nie ma starych (stare kopce na łąkach już dawno kozy zadeptały), nie ma kopców na łąkach, w ogrodzie, ani na podwórku wokół domu, ani na wybiegu dla drobiu, ani nigdzie. Cisza i spokój, aż dziwnie. Chyba jednak wyłapałam całą szajkę. Rurkołapki dawno pozbierane i wyniesione na strych - oby tam sobie spokojnie porastały kurzem i pajęczynami, i nigdy już nie dostały wezwania na front.
Z tych 41 kretów 40 zostało złapanych w rurkę, ale nie wiem, czy to kwestia doboru pułapki, czy raczej mojej determinacji i konsekwencji w działaniu - latem i jesienią każdą pułapkę sprawdzałam minimum trzy razy na dobę, tak żeby pułapka z kretem w środku, albo taka zatkana przez kreta ziemią, nie siedziała zbyt długo w ziemi bezczynnie, zimą zaś co najmniej raz na dobę, chyba że warunki nie pozwalały.
Niczego nie wyparzałam, fabrycznie nowe rurki szły w ziemię i łapały krety, płukałam pułapki wodą tylko wtedy, gdy już blaszki się blokowały od nadmiaru błota, używałam rękawiczek lateksowych, winylowych, nitrylowych, jak również zwykłych szmacianych częściowo oblanych gumą. Jedna pułapka przepadła na zawsze i pewnie już jej nie znajdę, drugą wykopały moje psy i "zagryzły na śmierć", ale to niewielkie straty jak na ten ŚWIĘTY SPOKÓJ, jaki teraz mam.
Serdecznie odradzam kupowanie najtańszych rurkołapek np. z Alledrogo - blaszki mają cienkie, mocowanie nieprzemyślane (blaszka przesuwa się lekko na lewo lub prawo i już nie opada), nerwów szkoda bardziej niż kasy. Wszystkie 40 kretów wyłapałam czarnymi rurkami od Brosa (aha - nie bawiłam się w montaż sygnalizatorów, strata czasu, 100% pewności i tak mam tylko po wydobyciu pułapki z korytarza), żadna się nie zepsuła po blisko roku intensywnego użytkowania i bezpardonowego traktowania (nie licząc tej zamordowanej przez psy, no ale to już było "użytkowanie niezgodne z przeznaczeniem"

).
To tyle, oto zakładam na głowę laurowy wieniec, otwieram szampana i mam nadzieję zbyt szybko nie wrócić na ten wątek
