@ Pelagia – też żałuję, bo oznacza to, że choinka będzie krócej cieszyć oczy niż w latach ubiegłych. No i w ogóle mniej się przez to z żoną widujemy. A nasoszniki bardzo pożyteczne są.
@ Lojka – przyznam uczciwie, że te większe pająki też budzą mój respekt, delikatnie mówiąc. Mniejsze toleruję. Ostatnio jakiś skakun mi skacze po sypialni.
@ Jagi – to Ty żyjesz? O łał, jak fajnie!!!

Zupełnie nie wiem, czemu uważasz, że dobrze mi tak – chyba lepiej, że pająki wypłukałem wodą na zewnątrz (i sobie poszły w krzaki i żyją i mają się dobrze), niż żebym je po chałupie gonił z kapciem. A jak zauważyłem kokon modliszki na liściu wniesionej strelicji, to wyciąłem, wyniosłem i zadekowałem w mini-szklarence zanim się obudziły od za wysokiej temperatury…
@ Neferet – szerszenie są okej. Jakiś czas temu, jak jeszcze można było siedzieć z piwkiem w ogródku, jeden taki azjatycki żywo zainteresowany się moim kuflem wydawał.

Koniec końców w zeszłą niedzielę leżę sobie, czytam i nagle coś z donośnym buczeniem wypada znikąd i wplątuje mi się we włosy. Królowa szerszeni – myślę. Rzucam książkę, biegnę przed siebie – a tu dalej buczy wplątane w czuprynę. Zaczynam uprawiać headbanging jak na koncercie jakiejś metalowej kapelki – z pacnięciem wypada na podłogę. Koniec końców jednak biologa z mojej małżonki nie będzie, bo była to owszem, królowa, ale jednak os (którego konkretnie gatunku – nie mam pojęcia). Była w bardzo kiepskiej formie (o tej porze roku tygodnie spędzone w temperaturze ponad 20°C zdecydowanie dały jej się we znaki), więc po chwili wahania skróciłem jej cierpienia (wiosną jak mi taka wpadnie do chałupy, co się czasem zdarza, łapię przy pomocy szklanki i kartki papieru i wynoszę na zewnątrz).
Pozdrawiam!
LOKI