Jest to początek mojej przygody z forum, więc na wstępie wszystkich serdecznie witam i oczywiście zwracam się z prośbą o poradę. Do rzeczy - rok temu zakupiłam przecudną dracenę "massangeana" i przez ponad pół roku miała się całkiem dobrze, aż do zimy. Dostała dziewczyna bązowych plam na liściach. Zasugerowano mi, że to może być jakiś grzyb, więc pomknęłam do sklepu po jakiś środek przeciwgrzybiczy. Zrobiłam dwa razy oprysk, ściśle wg. wskazań producenta, ale na liściach natychmiast pojawiło się mnóstwo takich malutkich plamek - być może dlatego, że operacji dokonałam na balkonie (bo środek toksyczny), a było ok. 0 st. C. Co prawda nowe liście wyglądają całkiem zdrowo, ale w zasadzie większość starych zmuszona byłam wykarczować, a na najwyższym pniu ciachnęłam całą rozetę. Teraz to co pozostało po mojej dracenie przypomina raczej wyleniałą wierzbę płaczącą. Aż wstyd pokazać
Moje pytanie - czy da się ją jeszcze doprowadzić do przyzwoitego stanu? Dodam, że na dwóch mniejszych pniach pojawiają się samoistnie nowe rozetki, ale duży stoi niewzruszony
Czy powinnam ciachnąć wszystkie stare rozety, a może i kawałek pnia, żeby pobudzić wydanie na świat nowych? Pomóżcie, proszę, bo serce mi pęka jak na nią patrzę
Załączam fotki bidulki...
Pozdrawiam serdecznie