W.o... Kotach 4cz. (07.2008 - 12.2010)

Sekcja uporządkowana tematycznie. Wątki kwalifikuje tylko Administrator.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Mala_MI
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 3192
Od: 16 paź 2008, o 14:23
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Podbeskidzie
Kontakt:

Post »

Kattka, ale nikt nie każe Ci się sterylizować. Nie porównuję ludzi do kotów. Nie dawaj argumentów o dzieciach z domów dziecka itp. Tu nie o to chodzi, dobrze o tym wiesz.
Chodzi tylko o to, że twoje kociaki, owszem są cudne, ale nie musiały się pojawić na świecie. Z tego co napisałaś pojawiły się całkowicie planowane. I taka jest prawda, że zabierają domy tym, które urodziły się, bo nikt nie umiał temu zapobiec.
Jedna kotka może mieć do 3 miotów rocznie. Licząc po 5 kociąt to daje 15 kociaków rocznie. Po pół roku jej córki już mogą mieć młode, znów 3 razy w roku.

http://www.kocipazur.org/index.php?id=288

Szkoda, że masz taki stosunek do tych stworzeń. No, ale jeżeli komuś kilkanaście kotów zginęło pod kołami aut i nie widzi w tym nic złego to rzeczywiście chyba różni nas zbyt wiele, by dość do jakiegokolwiek konsensusu w tej dyskusji. Moje kotki mają po 6 lat. Mam nadzieję, że będziemy razem jeszcze wiele lat.
Pozdrawiam, Justyna
Storczyki , Róże , Ogród i kto wie co jeszcze...
Nie dla bezsensownego rozmnażania zwierząt!
Opryskiwacze na lata - producent MAROLEX Sp.z o.o.
kattka
Przyjaciel Forum - Ś.P.
Przyjaciel Forum - Ś.P.
Posty: 214
Od: 2 wrz 2008, o 22:26
Lokalizacja: Żuławy
Kontakt:

Post »

Mala_MI pisze:Kattka, ale nikt nie każe Ci się sterylizować. Nie porównuję ludzi do kotów. Nie dawaj argumentów o dzieciach z domów dziecka itp. Tu nie o to chodzi, dobrze o tym wiesz.
Chodzi tylko o to, że twoje kociaki, owszem są cudne, ale nie musiały się pojawić na świecie. Z tego co napisałaś pojawiły się całkowicie planowane. I taka jest prawda, że zabierają domy tym, które urodziły się, bo nikt nie umiał temu zapobiec.
Jedna kotka może mieć do 3 miotów rocznie. Licząc po 5 kociąt to daje 15 kociaków rocznie. Po pół roku jej córki już mogą mieć młode, znów 3 razy w roku.
Szkoda, że masz taki stosunek do tych stworzeń. No, ale jeżeli komuś kilkanaście kotów zginęło pod kołami aut i nie widzi w tym nic złego to rzeczywiście chyba różni nas zbyt wiele, by dość do jakiegokolwiek konsensusu w tej dyskusji. Moje kotki mają po 6 lat. Mam nadzieję, że będziemy razem jeszcze wiele lat.

Jeszcze mnie nie wykasowali więc odpiszę.
Ktoś tam wyżej mi kazał sterylizować.
Nie wysterylizuję swoich kocurków, bo na wsi, gdzie biega kilkanaście niewysterylizowanych innych, nie ma sensu ich okaleczać i fundować im swoistą hormonalną lobotomię. Kocice owszem są i będą. Penelopka, matka maluszków,miała pierwszą i już ostanią rujkę.
Tak kilka- kilkanaście kotów mi (lub mojej babci gdy byłam dzieckiem) zginęło, mieszkam tu gdzie mieszkam 38 lat nie pamiętam wszystkich, myślisz, ze mi ich nie żal. Po ostatnim kocurku, który mi zniknął, nie zginął, tylko zniknął ryczałam przez dwa miesiące, córcia moja też, więc nie wciskajcie mi, że jestem niewrażliwa.
A mam taki stosunek jaki mam, wszystko co się urodzi prędzej czy później choruje i umiera i tego nic nie zmieni i ze śmiercią jeszcze nikt nie wygrał. I wolę żeby mój kot zginął pod kołami samochodu wolny niż siedział zamknięty w domu, pewnie one też by tak wolały, bo każde zniewolone stworzenie cierpi...Moje są szczęśliwe, bo mają wszystko czego kotom do szczęścia trzeba. Kaloryfer, fotele, polowania, wędrówki.
Awatar użytkownika
Mala_MI
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 3192
Od: 16 paź 2008, o 14:23
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Podbeskidzie
Kontakt:

Post »

Dlaczego mieliby Cię kasować? Bywa ostrzej na niejednym forum. Jestem przeciwna formie forum zero kłotni, musi być miło i słodko. Choć mod wiadomo musi pilnować, by uczestnicy się nie zapędzili. Nie chciałam Cie obrażać, ale chciałam zwrócić uwagę ja problem w szerszej skali.

Co do wolnych i szczęśliwych kotów to różnie z tym bywa. Moje koty z zasady nie wychodzą. Ostatnia ucieczka mojej kotki podczas zamieszania z gośćmi skończyła się powrotem nad ranem, sporą raną na nodze, wyjazdem do weta (niedziela !) na rtg (podejrzenie złamania) i założeniem opatrunku usztywniającego.
Druga kotka została przygarnięta 3 lata temu, ona miała 3 lata wtedy. Kotka bała się wychodzić nawet na balkon, bała się wyjść z mieszkania na klatkę schodową ! Nie chciała ! Czy bała się znów drzwi się za nią zamkną ? Czy jest taka nieszczęśliwa siedząc teraz u mnie na kolanach, mrucząc i barankując? Jest szczęśliwa. Koty mają osiatkowany balkon, więc nie mam obaw, że wypadną. Mają drapak, biegają po domu. Nie są ospałe, nie są otyłe.
Pozdrawiam, Justyna
Storczyki , Róże , Ogród i kto wie co jeszcze...
Nie dla bezsensownego rozmnażania zwierząt!
panda7
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 1527
Od: 9 lis 2006, o 12:33
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

Mala_MI pisze:Dlaczego mieliby Cię kasować? Bywa ostrzej na niejednym forum. Jestem przeciwna formie forum zero kłotni, musi być miło i słodko
Mala_MI, można wymieniać poglądy nie używając sformułowań jakimi posłużyła się kattka :wink: Rozmowa, wymiana poglądów - OWSZEM, ale nie wyzwiska i agresja słowna :idea:
old_I-s

Post »

A co mnie te "naukowe " poglądy obchodzą .Skąd człowiek może wiedzieć co kot czuje ,co myśli .A na pewno ma jakieś odczucia bo to nie sztuczna zabawka. Prawda jest taka ,że kot szczęśliwszy jest na wolności . .Mój kot miał dobre żarcie ,ciepły kocyk .Wybierał wolność . Po dwóch miesiącach potrafił przyjść do domu ,szczęśliwy jak by nigdy nic.Średnio bywał w domu dwa razy w tygodniu Teraz jest wykastrowany .Ja jestem szczęśliwa a kot.To już nie jest kot ! Natury nie da się oszukać .
Koty ras naturalnych owszem łapią myszy ale czy ktoś widział takiego rasowca w piwnicach bloków łapiących myszy?bo ja nie . Takiego kota pilnuje się jak oka w głowie. Rasy sztucznie wyhodowane są w dużej części pozbawione instynktu łowiectwa są mniej odporne na choroby itd ,itp .Taki pers ma kłopoty z orientacją w terenie .A to że dużo kotów,psów i co najważniejsze dzieci nie ma domu to wiem .I tylko koty potrafią sobie dać doskonale same rade . Dodam jeszcze ,że kastrowany kot mojej znajomej wpadł pod samochód nie ma reguły kastrowany czy nie.


I nie pokazywać tu na forum małych kotów dla własnego dobra 8) :wink:
Awatar użytkownika
MartaG
500p
500p
Posty: 589
Od: 9 wrz 2008, o 12:10
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Wadowice
Kontakt:

Post »

DorkaWD Niestety tak jest na wszystkich forach - jeśli komuś kończą się rzeczowe argumenty to zaczynają pyskówki i chamskie odzywki.

Ignis Masz co do jednego rację - nikt nie wie co koty czują. Ja jak patrzę na dwa swoje wykastrowane dachowce wiem jedno, gdyby ich ktoś spod tamtego bloku nie wygarnął, nie wyleczył to po prostu by ich nie było. Może cud jakiś by sprawił, że z całej piątki żył by do dzisiaj jeden. A tak wszystkie mają opiekę, ciepły kąt, michy pełne świeżego mięsa i duuużo rąk do głaskania. A na ten świat wcale się nie prosiły, lekkomyślność karmicielki sprawiła że co kilka miesięcy był nowy miot. Dzisiaj ich mamuśka jest po sterylce, ma dom i do świata zewnętrznego nie tęskni, nie chce wychodzić mimo iż co najmniej 3 lata przeżyła na wolności. Wcale się nie dziwię, bo to na zewnątrz ktoś ja okaleczył. Nie wiem co czują moje koty, ale jak na nie patrzę wyglądają na zadowolone, najbardziej jak gniazdują sobie w pawlaczu z ręczniakami:) Nie wypuszczę ich w miasto, bo albo ktoś je okaleczy albo zginą pod kołami samochodu. Możesz to nazwać okrucieństwem, ale wzięłam za nie odpowiedzialność i dałam słowo że zrobię wszystko by nie zaprzepaścić tego co zrobiła opiekunka w DT. Poza tym, gdyby im coś się stało to serce by mi pękło:(
Pisanie o wspaniałym życiu kotów na wolności to dla mnie bzdety. Kot domowy nie pochodzi z naszego rejonu klimatycznego, w miastach zimą te bezdomne koty zostają bez jedzenia, wody i ciepłego miejsca do spania. Coraz mniej otwartych bram, piwnic i domków na działkach... Kolejny problem to choroby, bo przecież nikt bezdomnych zwierząt nie szczepi. I podobny problem pojawia się na wsi, coraz mniej stajni, stodół, otwartych, gościnnych okienek w piwnicach a coraz więcej wybetonowanych podjazdów i szczelnie zamkniętych domów. Dla mnie argument, że krótkie życie, ale za to dobre jest hmm... brakiem szacunku dla tych zwierząt, lekceważeniem świętego prawa do życia.
Jakiś czas temu byliśmy w małej miejscowości na południu Hiszpanii, z patio restauracji obserwowaliśmy co wieczór taki oto obrazek - po drugiej stronie ulicy śmietniki i co najmniej 20 wychudzonych, wygłodzonych, zaświerzbionych kotów, walczących o każdy kawałek jedzenia i przeganianych przez kelnerów kamieniami, bo odstraszały klientów wsuwających ślimaki i krewetki. Tak według Ciebie ta wolność ma wyglądać? To ja dziękuję... Kiedy odszedł mój ostatni pies jak mantrę powtarzałam sobie - miał dobre życie, kochaliśmy go...
W Polsce problem bezdomności zwierząt jest ogromny, często wstydliwy i walka z tym uznawana za fanaberię głupich paniuś z miasta. Szkoda...
Ja nie mam zamiaru ani ochoty prowadzić żadnej krucjaty, mentalność ludzi ciężko zmienić. Być może gdyby nie impertynencki ton kattki i teksty o topieniu, wyrywaniu pazurów i porzucaniu w lesie to całej tej dyskusji by nie było.
Na forum jest sporo ludzi, którzy poświęcają swój czas, pieniądze by ratować bezdomne zwierzaki i uważam że szacunek dla nich i dla tych zwierząt przynajmniej w minimalnym stopniu się należy. I żeby nie było, wcale nie myślę tutaj o sobie. Wielu moich znajomych przygarnia bezdomne zwierzaki, wybierając mniejsze zło. Czy taki podarunek to mało? Bo według mnie bardzo dużo. A przesada w żadną stronę do niczego nie prowadzi.

kattka Nie musisz swoich inwektyw ponownie wysyłać na priv, potrafię raz przeczytać i zapamiętać. Jeśli chciałaś mnie obrazić, to muszę Cię rozczarować - już dawno przestałaś mi działać na nerwy.
I jeśli Twoja opinia na temat kotów w mieście sprowadza się do wychodzenia z nimi na smyczy to współczuję ograniczeń. Może czas w końcu wychylić nos ze swojej wsi i zobaczyć jak jest gdzie indziej.
Na początek polecam lekturę Miau:
http://forum.miau.pl/viewforum.php?f=13 ... 9175477e49
Pozdrawiam, Marta
old_I-s

Post »

Ja nie mam nic do osób które trzymają koty zamknięte w domu .Ja sama jak bym mogla to bym go z rąk nie wypuszczała i ciągle pytam jak mi zniknie z oczu "gdzie kot" .Ale wiem ,że mój kot potrzebuje wolności."Kot na wolności "to znaczy kot na wolności .Miasto to żadna wolność tam nie ma naturalnych warunków w jakich żyją koty .Miałam na myśli wieś i małe miasteczka .Zresztą tak jak wspomniałam wcześniej jest coraz mniej kotów na wsi .Szczerze mówiąc nie spotykam wałęsających się kotów u siebie .Każdy jest czyjś. A możne i spotykam dzikie koty (niczyje), na wsi(małe miasteczko)są one nie do odróżnienia.
Może kot woli wolność i wyjadać jedzenie ze śmietnika niż złotą klatkę . Skąd mamy to wiedzieć .Sama już nie wiem co o tym myśleć . Ja osobiście nie trzymałabym w bloku kota .Bo wiem jak kot potrzebuje wolności, jaki on jest szczęśliwy gdy może sobie polować na łące i hasać po drzewach. Najpierw wybiera upolowaną zdobycz a potem drogą karmę .Najczęściej w lecie przychodzi najedzony.
Ludzie! a ratujcie koty ,sama ma czarnego dachowca przybłędę. Ja nie mam nic przeciwko .Ja tylko piszę ,że kot na wolności czuje się jak ryba w wodzie :)
Awatar użytkownika
AnniaJ
500p
500p
Posty: 891
Od: 7 mar 2009, o 19:25
Lokalizacja: Rokietnica koło Poznania
Kontakt:

Post »

kattka pisze:Nie wysterylizuję swoich kocurków, bo na wsi, gdzie biega kilkanaście niewysterylizowanych innych, nie ma sensu ich okaleczać i fundować im swoistą hormonalną lobotomię. Kocice owszem są i będą
Czy to powiedziała dorosła myśląca osoba ? :shock:
Czy naprawdę masz w głębokim poważaniu to, że te kocurki będą zapładniać wszystko, co im się nawinie pod łapy? Takie beztroskie podejście to szczyt nieodpowiedzialności.

Pisałaś, że masz 4 kocurki, nie pamiętam ile było i jakie dokładnie, zdjęcie jest niedostępne, ale wydawało mi się że jedno z kociąt jest kotką szylkretką, zgodnie z Twoim tokiem rozumowania bez problemu mogłaby mieć dzieci ze swoim braciszkiem...może się mylę, co do płci kociąt, ale wydawało mi się że to kotka..
kattka pisze:A mam taki stosunek jaki mam, wszystko co się urodzi prędzej czy później choruje i umiera i tego nic nie zmieni i ze śmiercią jeszcze nikt nie wygrał. I wolę żeby mój kot zginął pod kołami samochodu wolny niż siedział zamknięty w domu, pewnie one też by tak wolały, bo każde zniewolone stworzenie cierpi....
"Zniewolone stworzenie" nie cierpi, bo nie wie, co traci, bedąc bezpieczne w domu.

Kiedyś przeczytałam pewnie artykuł, potem go przetłumaczyłam, ale dla Ciebie to żaden argument..widząc Twoje zacietrzewienie nie myślę, że coś zmieni w Twoim postępowaniu, ale może pomoże jakiemuś stworzeniu, które nie zasługuje na pozornie szczęśliwy byt na wolnosci...

Poczytajcie:

http://agnar.nfo.pl/art/index.php?art=9&m=1

To ja tłumaczyłam , więc spokojnie mogę tekst wrzucić.


NIE POTRZEBUJĘ WOLNOŚCI - PRZECIWKO WYPUSZCZANIU KOTÓW

"I don't want to live in a tree - against free roaming for cats" Paula Swepston
Tłumaczenie Anna Jakubiak

Fred był pręgowanym, rudym przystojniakiem, który kiedyś się do nas przybłąkał.
Choć wszyscy oczywiście go kochaliśmy, tak naprawdę był kotem mojego ojca. Popołudnia spędzali drzemiąc na tapczanie przed telewizorem, po prostu dwaj kumple okazujący zainteresowanie piłką nożną; duet mrucząco-chrapiący.
Fred towarzyszył ojcu wszędzie, nawet podczas jedzenia, z godnością oczekując na swoją porcję. Bez żebractwa, czy złego zachowania. Fred był dżentelmenem.
Przez kocie drzwiczki wchodził i wychodził kiedy chciał, czasem nawet zapraszał do domu swoich kocich przyjaciół. W ciągu dnia zwiedzał okoliczne lasy, zawsze gotów przypędzić po usłyszeniu magicznego "kici kici" w porze kolacji.
Pewnego dnia sąsiedzi przynieśli naszego ukochanego zwierzaka w kartonie... Fred wpadł pod samochód. Krzyki cierpiącego w agonii kota były przejmujące. Wszędzie krew. Wnętrzności wychodzące z jego pyska... cierpiał straszliwie, a wezwany weterynarz tylko potwierdził, że nic już nie da się zrobić. Słysząc to, mój ojciec wyjął z szafy pistolet.
Pochowaliśmy Freda w ogrodzie, pod jego ulubioną ławką, gdzie godzinami wygrzewał się na słońcu.
Ojciec do późnej nocy płakał, zdruzgotany, z przygnębieniem powtarzając: "czuję się tak, jakbym zastrzelił swoje dziecko".
Bez Freda dom wydawał się pusty. Kątem oka wciąż widziałam pomarańczowy kształt, gryzłam się w język, próbując go wołać... Byliśmy załamani, niezdolni do wspólnych posiłków, nieodparcie przywołujących pamięć o Fredzie. Powiedzieliśmy wtedy, że żaden kot nigdy nie będzie w stanie go zastąpić.
Kilka miesięcy później szary koci kłębuszek wparował do domu prosto w objęcia mojej mamy. Kociak zaskoczył ją zupełnie. Poczęstował się jedzeniem wyrywając kąsek prosto z jej ust! Oczywiście WCALE nie chcieliśmy innego kota. Ale czy mogliśmy wyrzucić go na ulicę w tak zimną noc?
Tak nastał czas Freddy'ego Juniora, który był z nami przez następne dziesięć lat. Wiódł życie rozbójnika, mimo kastracji, wiecznie skorego do walk i przygód. Nie dla niego było wylegiwanie się na poduszkach. Rozorany nos, rozerwane ucho i podobne atrakcje były na porządku dziennym.
Któregoś dnia przykuśtykał do domu zalany krwią. Jego oko było w tragicznym stanie i ze względu na ogromny koszt operacji weterynarz sugerowal uśpienie.
"Wykluczone!" - wykrzyknął tata. "Przecież kot to członek rodziny! Oczywiście musi zostać zoperowany!"
Mieszkaliśmy w okolicy, gdzie ulice były tak bezpieczne, że dzieci na środku jezdni grały w gumę i klasy. Mieszkańcy mając na uwadze nas i biegające psy, toczyli się powoli swoimi samochodami, delikatnie trąbiąc, byśmy usunęli się z drogi.
W tamtych czasach, czterdzieści lat temu, nikt nawet nie myślał o "więzieniu" kotów w domach. Troszczyliśmy się o nie, ale panowało przekonanie, że koty, niezależne stworzenia, potrzebują wolności.
Kochaliśmy nasze koty.
Myśleliśmy, że robimy dla nich to, co najlepsze.
Jednak Fred niepotrzebnie umarł w bólu, a Freddy Junior nie musiał spędzić reszty życia z jednym tylko okiem.
Mówi się, że długość życia "wolnożyjących" kotów wynosi około dwóch lat.
Obecnie wraz z mężem mieszkamy z piętnastką kotów, z których żaden nie zaznał tak zwanej wolności. Najstarszy kot ma czternaście lat, inny dwanaście, mamy trzech jedenastoletnich staruszków. Oczywiście cierpią na różne, związane z wiekiem dolegliwości. Najstarsza kotka traci zęby, inny senior musi być poddawany terapii, by jego nerki funkjonowały...
Lecz nigdy nie potrąci ich samochód, nie stracą oka w walce z ogromnym psem, nie zginą w konwulsjach daleko od domu, zarażone przez chorego, bezdomnego przedstawiciela swojego gatunku.
Są zgodnymi kompanami, polującymi na ptaki przez kuchenne okno. Mają zewnętrzny ogrodzony wybieg i całe mieszkanie do swojej dyspozycji.
Nic nie wskazuje na to, że byłyby szczęśliwsze, żyjąc na ulicy.
Wciąż jednak panuje przekonanie, że kotów nie należy "więzić". Moja koleżanka kocha koty i mimo, że straciła dwa pod kołami samochodów, również trzeciemu pozwala na samowolne wędrówki. Będąc zawadiaką, nie opuszczającym placu boju bez powiedzenia ostatniego słowa, Ringo - jej kot - jest w tym większym niebezpieczeństwie. Jego uszy są poszarpane, a rany niezmiennie świeże. Ostatnio zniknął na dłużej i po powrocie był w tak złym stanie, że weterynarz zasugerował zrobienie testów na obecność wirusa FIV. W okolicy panowała epidemia tej choroby. Wynik? Ringo JEST nosicielem. Choroba jest śmiertelna i nie ma przeciw niej szczepionki. Nie jest uleczalna. Zwierzęta zarażają się najczęściej poprzez ugryzienia podczas kocich walk... Ringo nie wykazuje objawów choroby. Na razie. Ale jeśli zachoruje, nie będzie dla niego ratunku. Jest ogromnym zagrożeniem dla innych kotów. Wszyscy pytają właścicielkę, co czuje, mając świadomość, że jej kot zaraża inne. A ona, święcie oburzona, twierdzi: "Dlaczego mam więzić mojego kota, przecież to nie jego wina, że jest zarażony wirusem?!"
I Ringo wciąż biega na wolności.
Figaro, kot sąsiadów był pięknym syjamem. Nie był wykastrowany, bowiem właściciele uważali, że kastracja jest czymś okrutnym i wbrew naturze. Jego żądza przygód była więc większa, niż u sterylizowanego zwierzęcia. Często odwiedzał mnie w ogrodzie, przeskoczywszy przez płot i wiele razy odnosiłam go właścicielom mówiąc: "Spójrzcie, on jest taki ufny. Nie boicie się, że ktoś go zabierze?"
Kiedy następnym razem zobaczyłam Figaro... leżał martwy ponad dwa kilometry od swojego domu... Pozostawił po sobie mnóstwo syjamopodobnych potomków i wciąż co jakiś czas widzę któregoś z nich rozjechanego na poboczu ulicy.
Jak wielu hodowców, często odpowiadam na pytania potencjalnych właścicieli dotyczące wypuszczania kociaka. Często są oburzeni, gdy tłumaczę, że nie oddamy naszych kociąt do domów, w których miałyby nieograniczony dostęp do tzw. "wolności". Każdy mówi, że okolica jest spokojna, mało samochodów, dużo drzew do wspinania się a przecież kocią naturą jest wolność! Okrucieństwem byłoby ją ograniczyć, a kot przychodzi na zawołanie! Odpowiadam: Ukochany kot zawsze przyjdzie na twoje zawołanie. JEŚLI TYLKO BĘDZIE W STANIE.
Liczba ogłoszeń o zaginionych zwierzakach jest olbrzymia. W czym więc tkwi problem?
Po pierwsze: samochody.
Koty są, owszem, szybkie, ale prawda jest taka, że oślepione światłami reflektorów zwierzę zamiast uciekać, zastyga w bezruchu. Jeśli nie wciśniesz hamulca wystarczająco szybko, kot zginie pod kołami, zanim instynkt samozachowawczy każe mu uciec.
Po drugie: walki w obronie terytorium. Nawet sterylizowane zwierzęta bronią swojego miejsca. Efekt - rany, infekcje, itp.
Po trzecie - psy, które często atakują i gonią koty.
Zdarza się, że przypadkiem kot może zawędrować do czyjegoś garażu. I zostać tam przypadkiem zamknięty - zginie, bo właściciele garażu akurat wyjechali na długie wakacje, a kot został uwięziony niechcący bez jedzenia i picia i nikt o tym nie wie.
Kot może zostać złapany w pułapkę zastawioną na inne zwierzę. Mogą go zastrzelić myśliwi lub kłusownicy. Pewien rudy kot stracił życie, ponieważ ktoś wziął go za lisa! Przez przypadek, oczywiście. Albo i nie...
Ktoś inny spotka twojego kota i widząc, jaki jest przyjazny pomyśli: "Moja żona od dawna marzy o kocie. Ten byłby idealny".
Zawsze istnieje też ryzyko zabicia kota dla jego skóry i złapanie do celów laboratoryjnych. Czy możesz wyobrazić sobie swojego ulubieńca, kolanowego pieszczocha, być może kupionego za ciężkie pieniądze rodowodowego zwierzaka, torturowanego w imię kosmetycznych doświadczeń? Nawet tatuowanie nie daje gwarancji. Laboratoria nie kupują znakowanych zwierząt, ale czy ktoś powiedział, że nie można przyjąć kota pozbawionego jednego ucha?
W momencie, gdy decydujesz się na kota, staje się on członkiem twojej rodziny i zasługuje na odpowiedzialną opiekę. Nieważne, czy został kupiony u hodowcy, czy znaleziony na śmietniku. Czy pozwoliłbyś swojemu czteroletniemu dziecku bawić się na ulicy?
Wiem, że jesteś miłośnikiem kotów.
Gdybyś nie był, nie czytałbyś tego artykułu.
Chcesz dla swojego zwierzaka jak najlepiej.
Być może dorastałeś, słysząc co wieczór: "Czas nakręcić zegarek i wypuścić kota". Czułeś, że zrobiłbyś krzywdę swojemu kotu, gdybyś nie pozwolił mu zasmakować cudownej wolności.
Mam nadzieję, że po lekturze tego tekstu zastanowisz się, czy warto ryzykować.
Nadchodzi lato, czas grilowania i długich wieczorów w ogrodzie. Często słyszę argument: "Ale kot tak bardzo chce być z nami!" Tak, on z pewnością chce. Ale odpowiedź jest prosta: zamknij za sobą drzwi. Wszyscy potrzebują świeżego powietrza. Otwarte okna da się zabezpieczyć, montując w nich siatki, zabudowując balkon czy konstruując wolierę. Trudniej jest oduczyć od wędrówek starszego kota, ale kociak, o ile sam go nie nauczysz, nie złapie włóczęgowskiego bakcyla. Wiedz, że kot zawsze doceni towarzystwo człowieka i żaden nie oprze się wylegiwaniu na nasłonecznionym parapecie.
Pamiętam małego gościa, który wpadł do naszego domu, gdy mój mąż uchylił drzwi wychodząc do pracy. W mgnieniu oka dobrał się do posiłku naszego kota i czuł się u nas, jak u siebie. Dowiedziawszy się, czyj to kot zostawiłam kartkę w drzwiach, informując właścicieli, że ich Charlie jest z nami i czeka, by go od nas odebrali. Charlie ucieszył się, gdy po niego przyszli, a ja byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Niebawem sytuacja się powtórzyła. I znowu. Tłumaczyliśmy właścicielom, że nie powinni zostawiać kota na mrozie cały dzień! Odpowiedzieli, że Charlie uwielbia być na zewnątrz, mieszka na drzewie, łapie ptaki. A Charlie, zmarznięty, wyglądał, jakby oponował: "To nieprawda, ja kocham spać na sofie i wolałbym jeść z mojej miseczki!" Potem rodzina Charliego wyjechała na dłużej i nie zrobiła nic, by zapewnić mu jakikolwiek posiłek bądź schronienie. Ponieważ nasz weterynarz nie zgodził się na umieszczenie Charliego razem z naszymi kotami, zawieźliśmy go do schroniska. Właściciele byli wściekli, gdy poinformowaliśmy ich o tym po powrocie. Oskarżali nas o wtrącanie się, jednak ich postępowanie nadal się nie zmieniło. Mówiliśmy im, że skoro nie chcą być odpowiedzialni za własne zwierzę, to schronisko jest może lepszym rozwiązaniem.
Gdy kolejny raz zawieźliśmy tam Charliego, wspólnie z pracownikami schroniska doszliśmy do wniosku, że kot powinien znaleźć nowy dom. Czułam się okropnie, moje poczucie winy było ogromne. "Właściciele" nie zainteresowali się więcej Charliem, więc po kilku dniach przestałam czuć się jak kryminalistka. Po tygodniu ucieszył nas telefon ze schroniska. Miło było usłyszeć, że Charlie ma już nowy dom, gdzie rodzina z dziećmi będzie rozpieszczać go do końca jego dni.
Uważam, że jako hodowcy kotów powinniśmy czuć się odpowiedzialni za cały rodzaj koci.
Wraz z mężem lubimy oglądać program: "Za drzwiami Actors Studio". W każdym odcinku aktorzy są przepytywani według pewnego schematu, np.: jakie słowo lubisz najbardziej, co cię interesuje, czego nienawidzisz. Ostatnie pytanie brzmi zawsze: "Jeśli Bóg istnieje, co chciałbyś usłyszeć od Niego, gdy spotkacie się w niebie?" Pamiętam odpowiedź Sharon Stone: "Dobrze się spisałaś, moje dziecko".
Czasami wyobrażam sobie, że spotykam różnych legendarnych przodków z czasów Wikingów.
Stoję przed boginią Freyą.
I kiedy patrzę na nią, słyszę:
"Dziękuję za opiekę nad moimi kotami
".
Grzdyl

Post »

"Czegóż płaczesz? - staremu mówił czyżyk młody -

Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody".

"Tyś w niej zrodzon - rzekł stary - przeto ci wybaczę;

Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę".

Ignacy Krasicki.
Awatar użytkownika
amba19
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 7946
Od: 11 kwie 2007, o 20:04
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Gdańsk/Chrztowo

Post »

Ignis pisze:

I nie pokazywać tu na forum małych kotów dla własnego dobra 8) :wink:
Półtora roku temu pokazywałam na tym forum moje kocięta. I nikt mnie nie atakował, ciekawe dlaczego?
Kattko, sprowokowałaś to zamieszanie swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami. Podejrzewam, że to bardziej poza niż Twoje faktyczne poglądy. Ot tak aby coś się działo. A tak mi się tutaj podobało, gdyż nie bywały tu osoby Twojego pokroju(mam na myśli głównie używanie wulgaryzmów)
Ja też uważam, że świadome mnożenie kotów to skrajna nieodpowiedzialność. Tyle jest kociej biedy na świecie.
Moje zwierzęta są wykastrowane (kocurki), moje zwierzęta są niewychodzące. Dwa kocurki zabieramy na zmianę na działkę. Są tam szczęśliwe, ale gdy coś je przestraszy to uciekają do domu. Ciekawe dlaczego? Tam czują się bezpiecznie.
Mam zarówno koty rasowe(dwa egzotyki) jak i dachowce - Mikolinę ocaloną przed schroniskiem, do którego miała trafić - bo nikt jej nie chciał, bo była mała, chuda i cała czarna oraz Fidela przygarniętego z osiedlowego śmietnika. Ten kot doskonale wiedział co to jest kuweta i lodówka. Wolę myśleć, że komuś się zgubił, ale możliwe że po prostu wyrósł i przestał być zabawnym kociątkiem. Nie sądzę aby moim kotom było u mnie źle. Nie wyglądają na znudzone. Może dlatego gdyż żyją w stadzie?
A weszłam na forum, bo chciałam pokazać zabawne zdjęcie Fidelka.

Obrazek Oto koszyk pełen kota
old_I-s

Post »

amba19 pisze: Moje zwierzęta są wykastrowane (kocurki), moje zwierzęta są niewychodzące. Dwa kocurki zabieramy na zmianę na działkę. Są tam szczęśliwe, ale gdy coś je przestraszy to uciekają do domu. Ciekawe dlaczego? Tam czują się bezpiecznie.
Koszyk pełen kota :;230 zawsze tam śpi ?czy to jest jego jednorazowy wybryk.
Mój kocur po wykastrowaniu stał się strasznym cykorem.Boi się wszystkiego co się rusza.Nogą ruszę ,ten się zrywa.Kiedyś tak nie było .Żaden pies i kot obcy nie wszedł na podwórko bo przeganiał .Teraz przed nimi ucieka ,tak jak przed wieloma innymi rzeczami. Mam wrażenie ,że on nie wie co się z nim dzieje. Plus to to,że pilnuje się domu ,bo pewnie boi się gdziekolwiek wyruszyć.
Czy u Twoich i pozostałych kociarzy z forum po wykastrowaniu też była taka zmiana ?
panda7
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 1527
Od: 9 lis 2006, o 12:33
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.

Post »

Kot mojej babci był wyciachany gdy skończył jakieś 6m-cy :wink: Więc nie mogę powiedzieć jaki był wcześniej, bo był zbyt młody...
Czy jest strachliwy? NIE! Ani w stosunku do ludzi, ani do innych kotów. Nie miał złych doświadczeń! Nikt nigdy go nie uderzył!
Podporządkował sobie mojego psa. Ale fakt, mój pastuch jest bardzo ugodowym stworzeniem :wink: i z kotem czy kimkolwiek innym walczyć nie będzie, bo to nie jest domena Bearded Collie :lol: BC to przyjaciel, towarzysz nawet dla kota :wink:

amba, on tak zawsze ma z koszami? Kosz pełen kota jest WSPANIAŁY! Kocisko mojej babci w każde pudło wlezie, gdy tylko jakaś szafka otwarta to on już w środku, na pralkę też trzeba uważać :lol:
Awatar użytkownika
AnniaJ
500p
500p
Posty: 891
Od: 7 mar 2009, o 19:25
Lokalizacja: Rokietnica koło Poznania
Kontakt:

Post »

Z kotami już tak jest że im mniejsze pudełko tym bardziej kot się w nim zmieści :)
Awatar użytkownika
amba19
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 7946
Od: 11 kwie 2007, o 20:04
Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
Lokalizacja: Gdańsk/Chrztowo

Post »

Kosz został jakiś czas temu zawłaszczony przez Fidelka, ale sypiał w nim w bardziej normalnej pozycji. Wczoraj pierwszy raz zobaczyłam go jak spał na plecach, ale aparat akurat był rozładowany. A dzisiaj się udało Gada sfocić.
Fidel został wykastrowany następnego dnia po przygarnięciu. Miał wówczas około roku, nie wiem czy zmienił mu się charakter, ale dochodził do normy przez ponad pół roku. Dopiero wtedy na przykład zrozumiał że nie musi walczyć o jedzenie i pożerać natychmiast całego żarcia z czterech misek na raz. Teraz "zakopuje" po prostu jak coś zostaje w miseczce. (tak jak siusiu w kuwetce :) )
Bubek miał 8-9 miesięcy, żadnych zmian nie zauważyłam.
Mefisto wykastrowany jako czterolatek, poprawił mu się apetyt i to jest zmiana bardzo korzystna w jego przypadku. Czasami siedzieliśmy nad nim i jego miską po kilkadziesiąt minut i głaskaliśmy , żeby się najadł. O kupowaniu specyfików na apetyt za ciężkie pieniądze nawet nie wspominam. Charakter cały czas taki sam. Jest chodzącą i mruczącą łagodnością, czułością i miłością. :lol:
Awatar użytkownika
DankaWS
1000p
1000p
Posty: 1633
Od: 9 cze 2007, o 09:43
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post »

Fiona miała starylke w wieku pół roku, w domu jest nieustraszona, a poza mieszkanie wyjdzie tylko na balkon i na schody jak słyszy domofon. Chyba, że przyjdzie ktoś obcy to wchodzi za szafa, albo za kanape, w lato chowa się w swoim domku na balkonie. Ale jak sa sami swoi to jest tygrys :lol:
Poza tym jest dudek straszny, ale była taka od początku jak ją przywiozłam ze schroniska.
Zablokowany

Wróć do „WSZYSTKO o... Bazy wiedzy użytecznej”