W ubiegłą niedzielę pojechaliśmy na działkę, żeby wykopać dalie. Oczywiście ja tylko pokazywałam paluszkiem, a całą robotę wykonał eM

Pogoda była mało przyjemna, rano lało, było zimno, potem niby się uspokoiło, ale deszcz ciągle wisiał w powietrzu. Na dalie była już jednak najwyższa pora, za to nie było kiedy tego zrobić. W tygodniu nie ma jak, bo zanim eM wróci do domu, to już jest ciemno, a jak w sobotę było całkiem przyjemnie, to wolał pojechać na rower

Po ostatnich wydarzeniach nie miałam serca, żeby mu to wyperswadować, sam bardzo się mną stresował a dodatkowo był na każde moje skinienie. Dlatego też, mimo nieprzychylnych zapowiedzi zdecydowaliśmy się na wypad na działkę właśnie tego dnia.
Na szczęście nie od razu zaczęło padać, większość udało nam się wykopać pod bezdeszczowym niebem, ale jak zaczęło padać, to od razu z fasonem

Niestety na działkę któregoś dnia musiał zajrzeć mróz, bo wszystkie dalie były już czarne i z trudem odnajdywałam je na rabatach. Nie do końca mi się to udało, bo odnalazłam tylko czternaście i przynajmniej trzy lub cztery pozostały w gruncie. W tym roku tak rzadko byłam na działce, że nie zapamiętałam miejsc gdzie rosły

Kończyliśmy już w deszczu, najbardziej zmókł eM, bo ja dość szybko schowałam się do samochodu, a on musiał jeszcze wrócić na działkę i zostawić taczkę, na której przywiózł karpy. O robieniu zdjęć nie było nawet mowy, marzyłam już tylko o powrocie do domu, gdzie z przyjemnością napiliśmy się herbaty z rumem

i szybciutko zrobiło nam się ciepło, a na dodatek było to dużo przyjemniejsze, niż mielibyśmy wygrzewać się pod kocem.
Oczywiście nie do końca przygotowałam się do wyjazdu. zabrałam co prawda reklamówki na karpy i flamaster podobno niezmywalny, ale deszcz zmył wszystkie napisy i kilka dalii jest nie podpisanych. Niestety nie przy wszystkich były znaczniki, podejrzewam, że w międzyczasie wdeptałam je w ziemię i eM po prostu ich nie odnalazł i dzięki temu będę za rok sadziła je w ciemno.
Lucynko, wypadłam z wprawy i nawet będąc na działce żadnych zdjęć nie zrobiłam

Na swoje wytłumaczenie mam jedynie to, że obiektów do fotografowania było niewiele, a poza tym pod koniec pobytu zaczęło tak intensywnie padać, że myśleliśmy już tylko o ewakuacji. Zaparcie do ćwiczeń mam jak najbardziej, aż sama się dziwię, że się nie buntuję, bo łatwo nie jest. Ale to w końcu mi najbardziej zależy, żeby wrócić do sprawności, to i się nie migam
W tym roku wszelkie porządki zostawiłam na wiosnę, chociaż wygląda to okropnie. Nawet liście leżą nie zgrabione....Ale co tam liście, cała reszta leży, to i one sobie poleżą, a resztę zrobi się później. Jeszcze muszę tylko eMa zagonić do usunięcia pomidorowych krzaków, bo owoców to już raczej z nich nie będzie
Jadziu, zdecydowanie wolałabym, żeby starość miała tylko plusy, tylko czy wtedy nie za bardzo poprzewracałoby się nam w głowach

? Zanim doczekałabym się na rehabilitację z NFZ, minęłyby wieki, a ja nie mam czasu czekać. Mimo iż ciągle narzekam na powolność zmian, to jednak one postępują i z tygodnia na tydzień jest lepiej.

Od tygodnia chodzę zupełnie bez kul, po domu poruszam się w miarę sprawnie, ale na zewnątrz nie jest już tak różowo. Udaje mi się przejść zaledwie ze dwieście metrów i to ostatnie sto z wielkim trudem, ale się nie poddaję. Całe szczęście, że nigdzie mi się nie spieszy, to mogę sobie pozwolić na opieszałość.
W niedzielę byłam na działce i widziałam przecudnej urody Red Cherry od Ciebie. Dookoła wszystko było już szare, a ona jak ogień

, skupiała na sobie całą uwagę. Niestety tak lało, że nie zrobiłam jej nawet jednego zdjęcia. Za to dzisiaj wykorzystaliśmy fakt, że chociaż na chwilę przestało padać i udało mi się jeszcze ją zobaczyć. Niestety deszcze zrobiły swoje i zaledwie przez tydzień zdążyły pozbawić ją części urody

Muszę o nią zadbać, żeby jej nie stracić. Postaram się zrobić kilka sadzonek, bo już i mama na nią reflektuje, a ja posadziłabym ją ponownie na działce, ale i mogłabym pod balkonem i wtedy miałabym ją cały czas na oku. Wymyśliłam sobie, że kilka chryzantem posadzę właśnie tam

Zawsze jesienią żałowałam, że ich u siebie nie mam. Na działkę już nie jeżdżę, to nie miałabym kiedy ich podziwiać. No to będę mogła
Dorotko, od początku założyliśmy, że będę się rehabilitować prywatnie. NFZ oferowało mi jedynie ćwiczenia na podwieszkach i to tylko 10 zabiegów. Po takich ćwiczeniach w krótkim czasie przestałabym zupełnie chodzić, a tak, byle jak, to byle jak, ale chodziłam do samej operacji. Na powrót do sprawności muszę sobie ciężko zapracować, ale mam nadzieję, że wszystko to będzie warte mojego wysiłku. Już w tej chwili doceniam, to co udało mi się osiągnąć.... Już sama się ubiorę, eM nie musi już budzić mnie przed pracą. Jeszcze tylko założenie skarpetek jest poza moim zasięgiem, ale te zakłada mi Filip jak wstanie na zajęcia.
Murarki przywieźliśmy dopiero dzisiaj, mieliśmy to zrobić ostatnio, ale deszcz, którego zresztą się spodziewaliśmy

, skutecznie nam to uniemożliwił.
O tej porze roku słonko nam zbyt dużo witaminy D nie zaoferuje, trzeba łykać tabletki. Ale rzeczywiście jest całkiem przyjemnie i na spacery chodzę codziennie. Nawet w deszcz.
No, tak....Nie widzieć źle, za dużo widzieć, też nie dobrze
Lodziu, no właśnie skąd miałaś wiedzieć? Ja wiedziałam, bo widziałam naocznie

A zresztą czasami wzrok płata nam takie figle, że widzimy to, co chcielibyśmy zobaczyć. Może być podstawka, chociaż pasowałaby jedynie do jakiejś maleńkiej filiżanki dla.....Właściwie nie wiem, kto może być taki maleńki....Może jakieś krasnoludki, albo elfy

?
Danusiu, w tym roku niczego nie planuję, ani nie kupuję. Najpierw będę musiała zadbać o działkę, a uwierz mi, będę miała o co dbać. W niedzielę rozpacz mnie ogarnęła na widok tego, co się tam dzieje

Wszystko jest zaniedbane, roboty będę miała ogrom, to nie jest czas na nowe zakupy. Może jesienią wpadnie mi coś do koszyka, chociaż zdecydowanie wolę wiosenne zakupy. Wtedy zawsze bardziej mi się chce, oczy mi się świecą na cudeńka wystawione na giełdach albo na stronach internetowych i trudno mi sobie odmówić przyjemności. Będę musiała mocno zamykać oczy, żeby nie widzieć co kupujecie, bo wszystko będzie mnie kusić
Marysiu, wydarzenie ważne tylko dla mnie, ale cieszę się, że jesteście ze mną. Zawsze to przyjemnie, jak otrzymujemy od kogoś wsparcie, nawet jeśli jest to tylko słowo pisane

Myśli o ogrodzie na razie wyganiam w najodleglejsze zakamarki swojego umysłu, przyjdzie pora, to będę się nim martwić. Widzę co się tam dzieje, wiem ile czeka mnie pracy ale dam radę. Tym bardziej, że urlopu w miesiącach letnich na pewno nie dostanę ( chyba, żeby jednak...ale wtedy będę bardzo zaskoczona

), to będę miała czasu a czasu.
Na szczęście nie muszę walczyć o każdy metr (swoja drogą gratuluję Ci samozaparcia i tego, co osiągnęłaś

), ale jeszcze trochę potrwa zanim będę sprawna. Już coraz więcej czynności mogę wykonać sama, już nie jestem tak zależna od innych. Na działkę też ostatnio doszłam sama, a przecież przed operacja nie było to możliwe- eM dowoził mnie pod samą furtkę.
Na to liczę, Marysiu
Aniu, Cherry Brandy sieję do pojemnika, a potem pikuję do doniczek. Ona dość wolno rośnie i do gruntu sadzi się niewielkie roślinki, potem jednak szybko nadrabia. W tym roku była wyjątkowo cudna, aż szkoda, że nie mogłam się jej napatrzeć do woli. Jeszcze teraz w jednym miejscu wygląda przecudnie, ale nie miałam jak zrobić jej zdjęcia

Majesty ma sporo nasion, ale w tym roku są one drobniejsze i gorzej się je wydłubuje.
Na chorowanie nigdy nie ma dobrego czasu, ale teraz rzeczywiście mogę sobie spokojnie wracać do formy, na wiosnę będę jak nowa
Za zdróweczko dziękuję, przyda się
Florku, po daliach zostało już tylko wspomnienie. Już wszystkie sczerniały, już są wykopane i schną czekając na zabranie do przechowalni.
Wandziu, to co Cię tak urzekło, to zawilec japoński. Jest niższy nie te pospolite, a na dodatek o podwójnych płatkach. No, po prostu śliczny

Jeśli szepniesz słówko, to na wiosnę mogę Ci wysłać

Pysznogłówki mam jedynie dwie i ta, którą się zachwycam, to pysznogłówka cytrynowa. Ona jest zupełnie inna niż te tradycyjne, różni się właściwie wszystkim i u mnie mączniaka nie łapie. Nie wiem, czy ten typ tak ma, ale mam ją już chyba ze cztery lata i takiego problemu z nią nie miałam. Niestety jest jednoroczna i trzeba ją co roku wysiać, ale na mojej liście roślin, które muszę mieć, zawsze zajmuje pierwsze miejsce

Tradycyjną pysznogłówkę mam tylko jedną i to dopiero od tego roku. Mimo niewątpliwego uroku, nigdy nie mogłam się na nie zdecydować właśnie z powodu obawy o mączniaka. W tym roku zaryzykowałam, ale szczerze mówiąc, nie wiem jak się sprawowała. Kupiłam sobie śliczną, bordową miniaturkę i mam nadzieję, że jakoś uda mi się nad nią zapanować. Jak nie, to się pożegnamy, bo chemii raczej nie stosuję, wolę kupić rośliby odporne na grzyby. Dla Ciebie wyjątkowo zdjęcie z ubiegłego roku:
Krysiu, dzielna, nie dzielna, ale czasami mam już tych ćwiczeń dość. Czasami wolałabym się trochę polenić, albo zrobić coś innego, a tak codziennie od samego rana biorę się za ćwiczenia. Jeszcze przed śniadaniem wyciągam wszelki potrzebny sprzęt i wyciskam z siebie siódme poty

Gdybym chciała to chociaż troszkę odwlec w czasie, to prawdopodobnie już nie chciałoby mi się za to zabrać.
Chwastów jest mnóstwo i to wszelkiego rodzaju, najwięcej niestety mleczy, ale i inne występują w nadmiarze

Będę musiała ostro zakasać rękawy, żeby rozprawić się z tym niepożądanym towarzystwem.
Może dlatego, że do działki mam daleko i nie widzę jej na co dzień, to nie denerwują mnie latające po niej kwiatostany hortensji, a nawet lubię jak tak sobie polatają

Bardzo lubię hortensje, w tym roku powiedzmy, że dbał o nie Filip i niestety to po nich widać. Zbyt rzadko dostawały wodę, nie mówiąc o nawożeniu

, ale w takiej samej sytuacji były wszystkie moje rośliny. Jakoś sobie jednak poradziły, a nawet wielokrotnie mnie zaskoczyły pokazując swoja siłę i wolę.
Za życzenia bardzo dziękuję

Ciągle korzystam z Waszej hojności
Małgosiu, na szczęście wszystko jest w porządku

Wczoraj byłam na kontroli u ortopedy, robiłam rtg, które potwierdziło, że nic złego się nie dzieję. Dodatkowo za tydzień jadę do Gdańska, bo to tam jestem teraz pod kontrolą i tam pozostanę.
A nie odzywam się, bo i nie bardzo mam o czym pisać. Sezon minął mi niepostrzeżenie, nie zrobiłam żadnych zdjęć, to i nie mam czego pokazywać. Teraz przede wszystkim czytam książki. Dopiero teraz tak na prawdę doceniam fakt posiadania czytnika, bo w dzisiejszej sytuacji jest to jedyny ratunek. Zdecydowanie wolę czytanie papierowej książki, ale w tej chwili nie bardzo jest do nich dostęp. Nie wybrzydzam więc i czytam co mam
Lodziu, ja nie z tych, co to poddają się byle czemu. Miewam chwile słabości, nawet czasami sobie po cichutku ryknę płaczem, ale potem zbieram się do kupy i prę do przodu. Poza tym mam ogromne wsparcie w eMie i synu, przecież nie mogłabym się poddać. Dziękuję
Dzisiaj pojechaliśmy ponownie na działkę, żeby dokończyć to, co uniemożliwił nam deszcz w ubiegłym tygodniu. Dużo tego nie było, musieliśmy tylko zabrać chryzantemę Red Cherry, którą spróbuję przechować przez zimę. Nigdy tego nie robiłam, nie wiem czy się to uda, ale co mi szkodzi spróbować? Zabraliśmy już do domu murarki i w wolnym czasie, którego mam mnóstwo, będę je wydłubywać z rurek, oraz zabraliśmy zapas wody mineralnej, której z wiadomych powodów nie zdążyłam już wypić. Woda nie mogła zostać na działce, bo przymrożona niestety traci gaz, a ja ciągle nie potrafię nauczyć się pić wodę niegazowaną. Piszę "śmy", ale wiadomo, że to wszystko zrobiliśmy rączkami eMa, a ja w tym czasie zrobiłam kilka zdjęć roślinom, które już tylko ostatkiem sił trzymają się przy życiu. No, może oprócz przetacznika "Christa", bo temu to coś się chyba pomyliło i staruje ponownie

Starałam się omijać wzrokiem ogromne chwastowisko, ale jak to zrobić, skoro jest ono wszędzie? Dobrze, że za chwilę zima i nie będę nawet chciała tam pojechać, a na wiosnę, jak już zechcę, to dawno zapomnę jak to wygląda

A skoro już pojadę, to nie pozostanie mi nic innego, tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty
Miłego wieczoru
