rispetto pisze:Z tym, że ten "domek ogólnie", to w sporej większości przypadków nowy lub w miarę nowy dom na przedmieściach lub w niedalekiej odległości od miasta
rispetto - dokładnie tak
ja też w sumie mieszkam na wsi - za ogrodzeniem mam zasiane zboże, sarny i bażanty w zasięgu ręki, biegające lisy tu i ówdzie.... niedaleko las.... itp
do asfaltowej drogi mam ze 300 metrów, we wsi są dwa sklepy i szkoła. Ale do granicy miasta Łodzi mam kilometr i jakby co to wszędzie jest jednak blisko....
Nie wiem czy zdecydowałabym się zamieszkać 50km od miasta - chyba raczej nie....
Ann_85 pisze:Te lepy, o których pisze suzana pewnie są skuteczne, ale są strasznie nieestetyczne i ja osobiście u siebie w domu nie mogę się przełamać, żeby coś takiego zawiesić i patrzeć na te poprzyklejane muchy, które jeszcze machają nóżkami i umierają z głodu.
Te lepce wymienia się , nie pisałam tu o innych spray 'ach bo myślałam, że Lorrie sama dopytała w sklepach, a może nie chce tyle środków stosować.
Co do machania nóżkami przez muchy i umierania z głodu to musimy się zdecydować: my czy te owady.
A ja się zgadzam z Krzysiem Ciołkowskim.
Mieszkam w Łodzi. W centrum. Budynek międzywojenny. Sąsiadów mam bezkonfliktowych. Nie gościmy się, nie przyjaźnimy, ale jak potrzeba to we wszystkich podstawowych sprawach sobie pomagamy. Znamy swoje samochody i osoby systematycznie nas odwiedzające.
Pewnie, że w piątki, soboty na ulicy jest głośno, ale do sklepu, kina, wszystkich teatrów mogę iść spacerkiem. W odległości kilkuset metrów mam kilka księgarń.
Sąsiedzi jak mają imprezkę, to kilka dni wcześniej informują. Idzie wytrzymać. Zawsze też można zrobić kolacyjkę z przyjaciółmi u siebie i jest OK. No ostatecznie są stopery do uszu. Żartuje. Tak źle jeszcze nie było.
Jak tu pisali przedmówcy, utrzymanie mieszkania w mieście wielokrotnie więcej kosztuje niż domku na wsi.
A W PIĄTEK hajda na działkę. 25 km od domu. 20-40 minut jazdy i błogi spokój. Pieski szczekają, piwko się chłodzi, roślinki szumią, żabki kumkają. Tylko te cholerne komary !
W sobotę wykonuje się prace remontowo - budowlano - ogrodowe. Odbywają się konsylia sadowników, kwiaciarek.
Ktoś obcina żywopłot, ktoś kosi trawę, ktoś piłuje drzewo, ale w późnych godzinach popołudniowych robi się cisza. Zaczyna pachnieć ogniskiem, grillowanymi potrawami i jest bosko. Schłodzone piwko i nie tylko, zostaje wypite. Ludzie się bawią, goszczą, nieraz śpiewają. Niekiedy przeszkadzają innym chcącym spać, ale i tak jest dużo ciszej niż w mieście.
Jakoś nikt z nikim się nie kłoci, co najwyżej ktoś w niedziele wysłucha kilku cierpkich uwag i po problemie.
Powiecie sielanka, może i tak.
Taki układ mi odpowiada, przynajmniej do czasów aż zostanę rencistą. Może na następne 10 - 15 lat wyniosę się całkowicie z miasta. W pewnym wieku skończy się możliwość prowadzenia samochodu i wtenczas powrót na stale do miasta, albo załatwienie sobie podwózkę na żądanie. Myślę o córce, może wnuku.
Czyli, można jedno i drugie ?
krzysztofkhn pisze: Myślę o córce, może wnuku.
Czyli, można jedno i drugie ?
Powiem więcej, jednego BEZ drugiego nie ma!!! Jeśli o córce tylko myślisz, to z wnuka nici
"Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem."
A ja jako małomiasteczkowy neofita chwalę sobie zamianę bloków na domek.Co do uroków życia miejskiego, do Koszalina mam 25-30 minut jazdy. Częściej bywam w kinie czy w teatrze mieszkając w małej miejscowości , niż wtedy , gdy mieszkałem w Łodzi.Przeczytałem książki kupione pięć lat temu.Nie przedzieram sie przez korki , nie wiem czy u sąsiadów zupa była za słona , bo ich nie mam.Mam drzewa ,których liście zatykają rynnę jesienią.Nie czyszczę osobiście , bo mam lęk wysokości.Ze znalezieniem pracowników do drobnych napraw nie mam kłopotu.Wiele rzeczy robię sam. Zapomniałem o telewizorze.Cieszą mnie sprawy o istnieniu których nie miałem jeszcze dwa lata temu pojęcia.Tempo życia wolniejsze. Na grzyby piechotą 15 minut. W promieniu 40 kilometrów około pół setki jezior.Ryby biorą .Telefon odkleił mi sie od ucha.Służbowy o 16 odkładam na półkę i mam go gdzieś do 8 rano.Nie marznę jesienią w domu , bo jeszcze nie rozpoczęto sezonu grzewczego.Mogę zmienić elewację w swoim budynku bez uzyskania zgody spółdzielni. Ludzie życzliwsi i spokojniejsi.Złodzieje po założeniu kamer już się nauczyli ,że za rolę w filmie płacą oni. Córka została w łódzkim mieszkaniu i gdy pojadę , to wstukując kod domofonu przy wejściu już chcę wracać.Śmietniki pod blokiem w mieście latem przyciągają dziennie więcej much,niż udało mi się zobaczyć tutaj przez ostatni rok.Myszy wiejskie są zdecydowanie mniejsze od szczurów miejskich.Nieistniejący sąsiad nie naprawia mi wiecznie pod oknem pojazdu , który nazywa szumnie samochodem , a który na złomowisko powinien trafić w ubiegłym tysiącleciu.Pasażerowie Ryanair'a nie zaglądają mi w okno o 20,50.Znajomi przyjeżdżają na dwa-trzy dni, nie wpadają na godzinkę.Nad morze jadę , gdy mam ochotę. Niekoniecznie w sezonie.Odśnieżanie zimowe traktuję jako darmową siłownię.W ubiegłą zimę faktycznie ostro ćwiczyłem ale zrobiłem pług doczepiany do ciągnika i wszystko grubsze zgarniałem na bok.Opieka medyczna? Proszę bardzo, kardiolog dzwoni do mnie po wizycie z pytaniem jak sie czuję i czy leki działają. Na tydzień przed kolejną dzwoni z przypomnieniem.Cena wizyty zdecydowanie niższa niż w Łodzi. Zainteresowanie pacjentem , zdecydowanie wyższe.Żona rano wychodzi wprost do ogródka w stroju niezobowiązującym po warzywa na śniadanie , mamy więcej czasu dla siebie ,latarnie wieczorem nie przyćmiewają gwiazd .Minusy?Na razie nie widzę.
PiotrzeT - uśmiecham się do monitora czytając Twój post i myślę, że mogłabym cytować niemalże wszystko co napisałeś jakby to było w moim życiu za wyjątkiem córki, która została (moja jeszcze za mała)
mirzan pisze:To wal śmało jakim jesteś ministrem,bo zwykłego emeryta to nie za bardzo stać na same dojazdy
do ogrodu,nie mówiąc o kamerach i innych bajerach.
nie wiem o jakich dojazdach mówisz - więc tu się nie wypowiadam - ale co do monitoringu to u mnie kosztuje to miesięcznie 61zł - oczywiście założenie całego systemu alarmowego to osobny koszt ale koszt monitorowania domu przez firmę zewnętrzną nie jest duży biorąc pod uwagę straty jakie poniesiesz gdy ktoś nie tylko Cię okradnie ale ile zniszczy zanim się do domu włamie...
mirzan pisze:To wal śmało jakim jesteś ministrem,bo zwykłego emeryta to nie za bardzo stać na same dojazdy
do ogrodu,nie mówiąc o kamerach i innych bajerach.
Od polityki staram sie trzymać jak najdalej , raz na parę lat stawiam krzyżyk przy wybranym nazwisku i wrzucam swój głos do urny.Tyle o tym.Zielsko sadzę na terenie swojej firmy , która i tak jest monitorowana.Koszt instalacji zwrócił się już w pierwszym kwartale.I to nie za sprawą ogródka. Składka ubezpieczenia też spadła.Uważam ,że lepiej zapobiegać , niż potem rwać włosy z głowy , że coś tam wsiąkło.A koszty djazdu można zredukować decydując się na mieszkanie ....bliżej lub wręcz na miejscu. Mieszkając w mieście na działkę wpadałem parę razy do roku żeby popatrzeć jaka jest zapuszczona. Miałem do niej pół godziny w korkach.Jak dobrze szło.
Piotrek T pisze:A koszty djazdu można zredukować decydując się na mieszkanie ....bliżej lub wręcz na miejscu.
Nieźle pomyślane,po co oszczędzać ma paliwo,sięgnąć lepiej do skarpety pod poduchą,wyciągnąć
te kilkaset tysięcy i za rok mieć nowy dom.Bo żaden bank nie da kredytu komuś ze średnią krajową.