Ta mnie zaskakuje swoją urodą i wigorem.
Ma piękne, duże kwiaty o świeżym zapachu.
Rośnie bez zarzutu, dobrze zimuje i nie straszny jej upał ani deszcz.
Pokazuje się z najlepszej strony i tylko można marzyc o większej ilości takich okazów w ogrodzie.
Mowa o A Shropshire Lad.




Ten cukierek przywędrował do mnie jesienią, dobrze zimował zakopcowany w szklarni.
Na razie to śliczna, pełna wdzięku jeszcze jedna wersja oczątek.
Na pewno będzie mi się podobała ta niby róża, bo wygląda na zdrowy i słodki egzemplarz.
A nazywa się CHEwdelight.
Ma jeszcze inną nazwę, ale nie dotarłam jeszcze do niej.




To różyczka od naszej Kamili - Route66.
Ma mocno pachnieć gożdzikami ale na razie nie stwierdziłam.
Tyle że to też nowy nabytek z jesieni.
Na razie pokazała 2 kwiatki i czekam na więcej.



Ta też od Kamili z zeszłego roku.
Przezimowała bez problemu i nie miała nawet jednego pędu podmarzniętego.
Ale przycięłam bo to rabatówka przecież i nie chcę mieć krzaczora na 2 metry.

To znowu pustaczek o dużym kwiecie i słodkim zapachu.
Absolutnie zdrowa do mrozów, więc zapowiada się super.
To Tramonto Estivo.






Twice in a Blue Moon to następna róża z typu niebieskich, nowsza wersja Sisi.
Przyznać muszę, że trochę mnie zawiodła.
Nie kwitnie tak jakby można się było po niej spodziewać.
Ma słabszy zapach niż Mamy Blue i jest od niej bledsza.
Złapała plamki w zeszłym roku we wrześniu, ale nie było to tragiczne, zaledwie kilka listków.
Zobaczymy jak spisze się w tym roku.



Poobiednia sjesta pasibrzuszka.


Poleciałam do ogrodu i zerwałam liścia.
Na wiązówkowy to on raczej nie wygląda.

