Długo mnie tutaj nie było, bo nagle życie wywróciło mi się do góry nogami. Zamiast radosnych wakacji z Rodzinką w ogrodzie, spędzałam czas w szpitalach przy mężu, który, praktycznie z dnia na dzień, poważnie zachorował. Wylądował na pogotowiu, gdzie stwierdzono ostrą niewydolność nerek, a już w szpitalu, po trzech tygodniach badań, lekarze odkryli przyczynę: mikroskopowe zapalenie naczyń krwionośnych. Choroba jedynie zaleczalna, ale ciężko to idzie. Zastosowana chemia we wlewach, wyniszczała go bardziej niż pomagała. Pozbawiony odporności, łapał każdą bakterię, jaka pałętała się po szpitalu, więc dawali mu silne antybiotyki, co niszczyło go jeszcze bardziej. W końcu, po czterech miesiącach i zmianie na chemię w tabletkach, pozwolono mi zabrać go do domu. Z faceta 95 kg zostało 70, nie był w stanie utrzymać się na nogach. Powoli dochodzi do siebie, przynajmniej daje radę bez pomocy, wstać z łóżka i porusza się po domu z pomocą balkonika, a nawet, przy dobrych wiatrach, przejdzie trochę bez podpórki, co pozwala mi zostawić go na trochę samego i połazić po ogrodzie. A jest w nim co robić, bo od lipca zupełnie opuszczony, przedstawia żałosny widok, zwłaszcza, że mocno skopany przez jakieś ryjące stwory.Mam nadzieję, że są to w większości kopce kretów, chociaż zryta ziemia, tam, gdzie powinny być tulipany, nie napawa optymizmem.
Jednak wiosna zaczyna już się pojawiać, chociaż jeszcze trochę czasu zostało do tej kalendarzowej.
Sprawdzam, czy udało się wstawić zdjęcie, żeby w nowym wątku, nie denerwować się już fotosikiem. Jeśli się uda, postaram się szybko otworzyć nową część, bo tutaj już jest za dużo stron.
Dziękuję wszystkim za pamięć i wsparcie w tym trudnym czasie, bardzo przepraszam za niedotrzymane obietnice roślinne, mam nadzieję poprawić się w tym roku!
Pozdrawiam gorąco wszystkich bywających zaglądających! Dziękuję bardzo, że mogłam Was gościć.
Następny jest tutaj:
viewtopic.php?t=127082
Administrację proszę o zamknięcie wątku.