Pierwsze koty za płoty VI
- cyma2704
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 11849
- Od: 5 mar 2013, o 17:31
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Podkarpacie
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko pąki kwiatowe glicyni pięknie pokazałaś.
Napracowałaś się na urlopie, więc działka pięknie się prezentuje.
U mnie rozwar z nasion był niestety wysoki, nie powtórzył cech matki.
Chyba Lucynka ma rację, trzeba zajrzeć do korzeni Pinki Vinki. Mnie gryzonie Palibin podgryzały, ale uratowałam.
Pytałaś o kiełkowanie nasion. Używam do tego płatków kosmetycznych obficie nasączonych przegotowaną wodą. Wykładam nasiona i dość szczelnie zamykam w jakimś przeźroczystym pojemniku. Stawiam w ciepłym miejscu, czasem trzeba otworzyć. Szałwia kiełkuje wyjątkowo szybko, więc nie zawsze zdążę powietrzyć, a już widać kiełki.
Niech pogoda Ci sprzyja w wolne dni.
Napracowałaś się na urlopie, więc działka pięknie się prezentuje.
U mnie rozwar z nasion był niestety wysoki, nie powtórzył cech matki.
Chyba Lucynka ma rację, trzeba zajrzeć do korzeni Pinki Vinki. Mnie gryzonie Palibin podgryzały, ale uratowałam.
Pytałaś o kiełkowanie nasion. Używam do tego płatków kosmetycznych obficie nasączonych przegotowaną wodą. Wykładam nasiona i dość szczelnie zamykam w jakimś przeźroczystym pojemniku. Stawiam w ciepłym miejscu, czasem trzeba otworzyć. Szałwia kiełkuje wyjątkowo szybko, więc nie zawsze zdążę powietrzyć, a już widać kiełki.
Niech pogoda Ci sprzyja w wolne dni.
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko nie przejmuj się inkarwillą i rozwarem.Wypatrzyłam u mnie białą inkarwillę i jeżeli nic się nie stanie to będą nasiona.Mam nadzieję nasiona rozwaru też będą.
Fajnie być młodą,a wtedy wszystko się chce.Kiedyś dawno temu piekłam ,wyszywałam,robiłam na drutach i szydełku itd.a teraz ?masakra.
Deszcz leje z przerwami ,zimno i wietrznie jak jesienią.
Miłego dnia.
Fajnie być młodą,a wtedy wszystko się chce.Kiedyś dawno temu piekłam ,wyszywałam,robiłam na drutach i szydełku itd.a teraz ?masakra.
Deszcz leje z przerwami ,zimno i wietrznie jak jesienią.
Miłego dnia.
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 5523
- Od: 10 wrz 2015, o 20:35
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraina Tysiąca Jezior
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Lucynko, tylko w jednym lesie czuję się pewnie. To las, do którego jeździłam już od czasów dzieciństwa z Rodzicami na grzyby. Najpierw jeździłam z nimi, potem już z własnym mężem i dziećmi i tam rzeczywiście wiem gdzie jestem. Od jakiegoś czasu jeździmy już gdzie indziej i tam muszę się pilnować eMa, żeby po grzybobraniu trafić do domu Mój mąż gotować potrafi, chociaż początkowo czuł wielki opór, żeby stać przy garach. Teraz też nie czyni tego z nadmierną chęcią, ale kilka obiadów w miesiącu zrobi, a śniadanka w weekendy, to już tylko jego działka. Tak mam dobrze
Hortensję wykopaliśmy, korzenie obejrzane, wygląda wszystko ok, a śladu życia nie widać. W tej chwili dostała wszystko, co najlepsze i już tylko od niej zależy czy to wykorzysta.
I u mnie trochę popadało, ale szczerze mówiąc, to na działce nie bardzo to widać. Pojechałam w środę pomiędzy deszczami i mokro było tylko tam, gdzie podlałam dzień wcześniej.
Złotnica w tym roku oszalała Będzie miała aż siedemnaście kwiatów. W tej chwili jeszcze w pąkach
Soniu, hortesję wykopaliśmy, ale czy się to na co zda, to jeszcze nie wiadomo. Wszystko wygląda w porządku, korzenie zdrowe, ucięta gałązka też jest żywa, a listka nie wypuściła ani jednego.
Za wskazówki w sprawie szałwii dziękuję Spróbuję sama zebrać nasionka, ale tak swoją drogą, to jestem ciekawa dlaczego ona się u mnie nie sieje? Zostawiona na zimę powinna sama wysypać nasiona, przecież niemożliwe żebym wszystkie siewki wypieliła Jeszcze gdybym tam grzebała za każdym pobytem, to mogłoby się tak zdarzyć, ale zaglądam tam tylko od czasu do czasu. Ale u mnie tak jest, najchętniej sieją się chwasty i patagonka, cała reszta ma to w nosie. Orlaję też zostawiłam i nie pojawiła się ani jedna siewka, a u mojej siostry siewki za chwilę zaczną kwitnąć. Wysiałam teraz i mam nadzieję, że jednak będę ją miała. Wolnych dni do połowy czerwca mam bardzo niewiele, a te co miałam teraz, spędziłam w domu. Pogoda kapryśna, straszą deszczem, ale na strachach w większości się kończy. Czasami coś pokropi, ale wody z tego tyle co nic
Jednak dziękuję W końcu musi się to zmienić.
Danusiu , na szczęście i inkarwilla i tojad rosną jak malowane. Inkarwille są dwie, a nasion tojadu wykiełkowało kilkanaście i to na powierzchni całego pudełka, to i kolory powinny być oba. W tym roku raczej się o tym nie przekonam, ale już w następnym powinnam
To u Ciebie chociaż pada, a u mnie tylko zimno. Dzisiaj łącznie padało może ze 20 minut, tego nie można nazwać opadami.
Kochana, młodość już dawno za mną, ale powiedzmy że jestem w wieku dojrzałym
Martagony dają z siebie wszytsko
Początek tygodnia był dość intensywny. W poniedziałek prawdziwy zawrót głowy. Od samego rana wyruszyłam na działkę sadzić to, co eM w sobotę tam zawiózł. Czegóż tam nie było: pomidory, szałwie w trzech rodzajach, pysznogłówki, dalie, kosmosy, aksamitki, cynie, majeranek, bazylia, a czy coś jeszcze, to już nie pamiętam Na działce byłam ciut ponad pięć godzin, ale nie całość przeznaczyłam na sadzenie. Wszystkiego oczywiście nie zdążyłam posadzić, ale najważniejsze, że pomidory nareszcie trafiły na miejsce docelowe, bo już były mocno wyciągnięte i teraz będą miały szansę się wzmocnić Musiałam robić przerwy, bo nie dość że tego dnia jechałam jeszcze na noc do pracy, to jeszcze miałam spotkanie związków zawodowych i wybory przewodniczącej. Wybory zaczęły się o 15.00. Spodziewałam się, że potrwają max 1,5 godziny, a tymczasem o 18,15 ciągle trwały. Na szczęście przewodniczącą już zdążyliśmy wybrać, a wybory do zarządu odbywały się bez mojego udziału. Od rana byłam bez jedzenia, zadzwoniłam do eMa, że już wracam i czekał na mnie w domu z obiadem. Szybciutko zjadłam, o kąpieli nie było już mowy, zabrałam tylko wszystko co potrzebne i pojechałam do pracy. I jak na taki niewielki zasób czasu, to spóźniłam się tylko chwilkę i już pięć po 19 byłam na dyżurze. Na szczęście było spokojnie, żaden obywatel nie pchał się na świat i mogłyśmy trochę się przespać.
Magnolia ciągle daje radę
A skoro tak, to i po pracy pojechałam na działkę. Najpierw do domu, zjadłam śniadanie i wypiłam kawę, zrobiłam zakupy i pognałam. I dalej sadziłam, pieliłam, podlewałam i czekałam na eMa. Przyjechał około 16 i wziął się za wykopywanie hortensji. Trochę mu pomagałam, ale właściwie tylko odciągałam ją na boki, a całą robotę wykonał on. Wygląda na to, że wszystko jest tak, jak powinno. Jedyne do czego mogliśmy się przyczepić, to głębokość sadzenia. Te kilka, czy też kilkanaście lat temu było ok, ale przez te wszystkie lata jakoś się to zmieniło. Podsypaliśmy jej dobrej ziemi i kwaśnego torfu, obficie podlaliśmy i będziemy czekać na jakieś efekty Oby tylko jakieś były. Korzenie wydają się być w doskonałym stanie, zdrowe i jędrne. Nie są podgniłe, ani nic ich nie podgryza, gałązki też wyglądają jak trzeba, po przycięciu pokazała się świeża tkanka. Co jej w takim razie jest?
W środę miało padać. Szósta- nie pada, siódma- nie pada, ósma- tak samo. W oczekiwaniu na jakieś zmiany, bądź decyzje wzięłam się za mydełko. Skończyłam o dziesiątej i dalej nie pada. No to zjadłam śniadanie i pojechałam na działkę. Po drodze same chmury, deszcz wisiał w powietrzu, ale w końcu już tak wisiał od rana. Ile można czekać ? Miałam jeszcze końcówkę roślin do posadzenia i chciałam to zrobić jak najszybciej, żeby się nie zmarnowały, tym bardziej, że na działkę będę miała możliwość pojechać dopiero w środę, oczywiście pod warunkiem, że poprawi się pogoda. Od razu wzięłam się za sadzenie resztek rozsad, szybko, szybko żeby zdążyć przed deszczem. Taki wyścig z czasem, który tym razem przegrałam Dość szybko zaczęło padać. Poczekałam z piętnaście minut i z nietęgą miną przygotowałam się do powrotu. Ubrałam się, wyprowadziłam rower, wycięłam jeszcze lubczyk do suszenia i miałam jechać. Tymczasem przestało padać, to zawróciłam. Już nawet się nie przebierałam, zmieniłam tylko buty, żeby się nie ubłocić i dalej sadziłam. Po godzinie znowu zaczęło padać i tym razem postanowiłam jednak nie ryzykować i zakończyć pobyt na działce. Po drodze trochę żałowałam, bo deszcz był byle jaki, ale tuż po powrocie do domu przestałam żałować, bo rozpadało się na dobre.
Na działce rabaty ponownie zaczynają zarastać chwastami. Jednak czas, podlewanie i te parę kropel wody z nieba robią swoje. Przy sadzeniu trochę jeszcze pieliłam, ale przy najbliższym pobycie już będę musiała się za nie wziąć. Skrzypy wyrastają w każdym miejscu, skąd się ich tyle bierze? No i podagrycznik, nie mam na niego pomysłu i obawiam się, że w końcu mnie pokona. Ale zostawmy już te przykrości, w końcu więcej jest tego co miłe sercu i oku
Po raz pierwszy od posadzenia zakwitła Krasawica Wystrzeliła w górę, wysmuklała i nareszcie mogę osobiście się przekonać, że wszelkie nad nią zachwyty nie są przesadzone.
Dzisiaj rano wróciłam po dyżurze. Na działkę nawet się nie wybierałam, bo ciemne chmury pokrywały niebo i było bardzo zimno i wietrznie. Co jakiś czas pokazywało się słońce, ale temperatura cały czas utrzymywała w okolicach 11-12 stopni. Pojechaliśmy na rynek, kupiłam sobie kilka heliotropów i jedną szałwię bardzo podobną do omączonej, ale dużo od niej wyższą. Po kilku godzinach nie mogłam już jednak wytrzymać i mimo niesprzyjających warunków wybrałam się jednak na rower. Na krótko, bo jednak zimno i nawet deszczem mnie zmoczyło, ale tak odrobinę, to się tylko otrzepałam z kropel i pojechałam dalej. Moje stanowiska ziołowe dopiero zaczynają zarastać, jeszcze muszę uzbroić się w cierpliwość. Chyba najwcześniej będą kwiaty czarnego bzu i wyka, a potem zacznie się szaleństwo. Najbardziej niecierpliwie czekam na żółtego nostrzyka, on tak cudnie pachnie, że jestem od tego zapachu uzależniona. Jak już go sobie ususzę, to mogę codziennie wsadzać nos do szafki i upajać się zapachem
Z rowerowej przejażdżki
Do poczytania
Hortensję wykopaliśmy, korzenie obejrzane, wygląda wszystko ok, a śladu życia nie widać. W tej chwili dostała wszystko, co najlepsze i już tylko od niej zależy czy to wykorzysta.
I u mnie trochę popadało, ale szczerze mówiąc, to na działce nie bardzo to widać. Pojechałam w środę pomiędzy deszczami i mokro było tylko tam, gdzie podlałam dzień wcześniej.
Złotnica w tym roku oszalała Będzie miała aż siedemnaście kwiatów. W tej chwili jeszcze w pąkach
Soniu, hortesję wykopaliśmy, ale czy się to na co zda, to jeszcze nie wiadomo. Wszystko wygląda w porządku, korzenie zdrowe, ucięta gałązka też jest żywa, a listka nie wypuściła ani jednego.
Za wskazówki w sprawie szałwii dziękuję Spróbuję sama zebrać nasionka, ale tak swoją drogą, to jestem ciekawa dlaczego ona się u mnie nie sieje? Zostawiona na zimę powinna sama wysypać nasiona, przecież niemożliwe żebym wszystkie siewki wypieliła Jeszcze gdybym tam grzebała za każdym pobytem, to mogłoby się tak zdarzyć, ale zaglądam tam tylko od czasu do czasu. Ale u mnie tak jest, najchętniej sieją się chwasty i patagonka, cała reszta ma to w nosie. Orlaję też zostawiłam i nie pojawiła się ani jedna siewka, a u mojej siostry siewki za chwilę zaczną kwitnąć. Wysiałam teraz i mam nadzieję, że jednak będę ją miała. Wolnych dni do połowy czerwca mam bardzo niewiele, a te co miałam teraz, spędziłam w domu. Pogoda kapryśna, straszą deszczem, ale na strachach w większości się kończy. Czasami coś pokropi, ale wody z tego tyle co nic
Jednak dziękuję W końcu musi się to zmienić.
Danusiu , na szczęście i inkarwilla i tojad rosną jak malowane. Inkarwille są dwie, a nasion tojadu wykiełkowało kilkanaście i to na powierzchni całego pudełka, to i kolory powinny być oba. W tym roku raczej się o tym nie przekonam, ale już w następnym powinnam
To u Ciebie chociaż pada, a u mnie tylko zimno. Dzisiaj łącznie padało może ze 20 minut, tego nie można nazwać opadami.
Kochana, młodość już dawno za mną, ale powiedzmy że jestem w wieku dojrzałym
Martagony dają z siebie wszytsko
Początek tygodnia był dość intensywny. W poniedziałek prawdziwy zawrót głowy. Od samego rana wyruszyłam na działkę sadzić to, co eM w sobotę tam zawiózł. Czegóż tam nie było: pomidory, szałwie w trzech rodzajach, pysznogłówki, dalie, kosmosy, aksamitki, cynie, majeranek, bazylia, a czy coś jeszcze, to już nie pamiętam Na działce byłam ciut ponad pięć godzin, ale nie całość przeznaczyłam na sadzenie. Wszystkiego oczywiście nie zdążyłam posadzić, ale najważniejsze, że pomidory nareszcie trafiły na miejsce docelowe, bo już były mocno wyciągnięte i teraz będą miały szansę się wzmocnić Musiałam robić przerwy, bo nie dość że tego dnia jechałam jeszcze na noc do pracy, to jeszcze miałam spotkanie związków zawodowych i wybory przewodniczącej. Wybory zaczęły się o 15.00. Spodziewałam się, że potrwają max 1,5 godziny, a tymczasem o 18,15 ciągle trwały. Na szczęście przewodniczącą już zdążyliśmy wybrać, a wybory do zarządu odbywały się bez mojego udziału. Od rana byłam bez jedzenia, zadzwoniłam do eMa, że już wracam i czekał na mnie w domu z obiadem. Szybciutko zjadłam, o kąpieli nie było już mowy, zabrałam tylko wszystko co potrzebne i pojechałam do pracy. I jak na taki niewielki zasób czasu, to spóźniłam się tylko chwilkę i już pięć po 19 byłam na dyżurze. Na szczęście było spokojnie, żaden obywatel nie pchał się na świat i mogłyśmy trochę się przespać.
Magnolia ciągle daje radę
A skoro tak, to i po pracy pojechałam na działkę. Najpierw do domu, zjadłam śniadanie i wypiłam kawę, zrobiłam zakupy i pognałam. I dalej sadziłam, pieliłam, podlewałam i czekałam na eMa. Przyjechał około 16 i wziął się za wykopywanie hortensji. Trochę mu pomagałam, ale właściwie tylko odciągałam ją na boki, a całą robotę wykonał on. Wygląda na to, że wszystko jest tak, jak powinno. Jedyne do czego mogliśmy się przyczepić, to głębokość sadzenia. Te kilka, czy też kilkanaście lat temu było ok, ale przez te wszystkie lata jakoś się to zmieniło. Podsypaliśmy jej dobrej ziemi i kwaśnego torfu, obficie podlaliśmy i będziemy czekać na jakieś efekty Oby tylko jakieś były. Korzenie wydają się być w doskonałym stanie, zdrowe i jędrne. Nie są podgniłe, ani nic ich nie podgryza, gałązki też wyglądają jak trzeba, po przycięciu pokazała się świeża tkanka. Co jej w takim razie jest?
W środę miało padać. Szósta- nie pada, siódma- nie pada, ósma- tak samo. W oczekiwaniu na jakieś zmiany, bądź decyzje wzięłam się za mydełko. Skończyłam o dziesiątej i dalej nie pada. No to zjadłam śniadanie i pojechałam na działkę. Po drodze same chmury, deszcz wisiał w powietrzu, ale w końcu już tak wisiał od rana. Ile można czekać ? Miałam jeszcze końcówkę roślin do posadzenia i chciałam to zrobić jak najszybciej, żeby się nie zmarnowały, tym bardziej, że na działkę będę miała możliwość pojechać dopiero w środę, oczywiście pod warunkiem, że poprawi się pogoda. Od razu wzięłam się za sadzenie resztek rozsad, szybko, szybko żeby zdążyć przed deszczem. Taki wyścig z czasem, który tym razem przegrałam Dość szybko zaczęło padać. Poczekałam z piętnaście minut i z nietęgą miną przygotowałam się do powrotu. Ubrałam się, wyprowadziłam rower, wycięłam jeszcze lubczyk do suszenia i miałam jechać. Tymczasem przestało padać, to zawróciłam. Już nawet się nie przebierałam, zmieniłam tylko buty, żeby się nie ubłocić i dalej sadziłam. Po godzinie znowu zaczęło padać i tym razem postanowiłam jednak nie ryzykować i zakończyć pobyt na działce. Po drodze trochę żałowałam, bo deszcz był byle jaki, ale tuż po powrocie do domu przestałam żałować, bo rozpadało się na dobre.
Na działce rabaty ponownie zaczynają zarastać chwastami. Jednak czas, podlewanie i te parę kropel wody z nieba robią swoje. Przy sadzeniu trochę jeszcze pieliłam, ale przy najbliższym pobycie już będę musiała się za nie wziąć. Skrzypy wyrastają w każdym miejscu, skąd się ich tyle bierze? No i podagrycznik, nie mam na niego pomysłu i obawiam się, że w końcu mnie pokona. Ale zostawmy już te przykrości, w końcu więcej jest tego co miłe sercu i oku
Po raz pierwszy od posadzenia zakwitła Krasawica Wystrzeliła w górę, wysmuklała i nareszcie mogę osobiście się przekonać, że wszelkie nad nią zachwyty nie są przesadzone.
Dzisiaj rano wróciłam po dyżurze. Na działkę nawet się nie wybierałam, bo ciemne chmury pokrywały niebo i było bardzo zimno i wietrznie. Co jakiś czas pokazywało się słońce, ale temperatura cały czas utrzymywała w okolicach 11-12 stopni. Pojechaliśmy na rynek, kupiłam sobie kilka heliotropów i jedną szałwię bardzo podobną do omączonej, ale dużo od niej wyższą. Po kilku godzinach nie mogłam już jednak wytrzymać i mimo niesprzyjających warunków wybrałam się jednak na rower. Na krótko, bo jednak zimno i nawet deszczem mnie zmoczyło, ale tak odrobinę, to się tylko otrzepałam z kropel i pojechałam dalej. Moje stanowiska ziołowe dopiero zaczynają zarastać, jeszcze muszę uzbroić się w cierpliwość. Chyba najwcześniej będą kwiaty czarnego bzu i wyka, a potem zacznie się szaleństwo. Najbardziej niecierpliwie czekam na żółtego nostrzyka, on tak cudnie pachnie, że jestem od tego zapachu uzależniona. Jak już go sobie ususzę, to mogę codziennie wsadzać nos do szafki i upajać się zapachem
Z rowerowej przejażdżki
Do poczytania
-
- Przyjaciel Forum - Ś.P.
- Posty: 16696
- Od: 31 lip 2014, o 21:16
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Płock
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko, parafrazując Nałkowską: sama sobie zgotowałam ten los. Goniłam M z kuchni, bo mi przeszkadzał, zamiast pozwolić mu się wykazać, to teraz mam za swoje. Tylko trochę byłoby mi go żal, gdyby został sam ze swoim brakiem kucharzenia.
Codziennie od jakiegoś już czasu widzę w telewizorze, że u Ciebie albo pada, albo leje, albo grzmi i leje, a Tobie jeszcze mało wody z nieba. To jak to jest? Nie pozostaje nic innego, jak tylko potwierdzić obiegową opinię, że telewizja kłamie.
Ładne zakupy sobie zafundowałaś i - co ważne - wszystko wraz z uprawianymi w domu zdążyłaś wysadzić na działeczce. Niech rosną, dając z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej.
O matko i córko! Ile Ty masz złotnicy! Rzeczywiście rozszalała się fantastycznie. U mnie ta piękność nie zechciała się zadomowić pomimo licznych podchodów, a u sąsiadki szaleje jak Twoja.
Martagony, jak widać, już gotowe do pokazu, wilczomlecz złocisty w pełni kwitnienia, magnolia jeszcze cieszy ślicznym kwieciem, a bez słodkim zapachem.
Zastanawiam się, o co może chodzić Twojej hortensji, bo skoro wszystko wydaje się być z nią w porządku, to co? Pogniewała się? Obraziła? Tylko o co? Ciekawa sprawa z tą roślinką.
Nie dość, że pracujesz zawodowo w różnych godzinach, tyrasz na działce, to jeszcze chce Ci się jeździć po lasach. Podziwiam i zazdroszczę kondycji. A zdjęcia z tych wypraw z przyjemnością sobie oglądam.
Tak trzymaj, Iwonko i niech Ci nigdy wigoru nie zabraknie.
Codziennie od jakiegoś już czasu widzę w telewizorze, że u Ciebie albo pada, albo leje, albo grzmi i leje, a Tobie jeszcze mało wody z nieba. To jak to jest? Nie pozostaje nic innego, jak tylko potwierdzić obiegową opinię, że telewizja kłamie.
Ładne zakupy sobie zafundowałaś i - co ważne - wszystko wraz z uprawianymi w domu zdążyłaś wysadzić na działeczce. Niech rosną, dając z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej.
O matko i córko! Ile Ty masz złotnicy! Rzeczywiście rozszalała się fantastycznie. U mnie ta piękność nie zechciała się zadomowić pomimo licznych podchodów, a u sąsiadki szaleje jak Twoja.
Martagony, jak widać, już gotowe do pokazu, wilczomlecz złocisty w pełni kwitnienia, magnolia jeszcze cieszy ślicznym kwieciem, a bez słodkim zapachem.
Zastanawiam się, o co może chodzić Twojej hortensji, bo skoro wszystko wydaje się być z nią w porządku, to co? Pogniewała się? Obraziła? Tylko o co? Ciekawa sprawa z tą roślinką.
Nie dość, że pracujesz zawodowo w różnych godzinach, tyrasz na działce, to jeszcze chce Ci się jeździć po lasach. Podziwiam i zazdroszczę kondycji. A zdjęcia z tych wypraw z przyjemnością sobie oglądam.
Tak trzymaj, Iwonko i niech Ci nigdy wigoru nie zabraknie.
Pozdrawiam. Lucyna
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
- dorotka350
- -Moderator Forum-.
- Posty: 5492
- Od: 26 maja 2014, o 20:18
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: mazowieckie
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko, nadrobiłam z ogromną przyjemnością zaległości w Twoim wątku. Wiosna buchnęła u Ciebie kolorowym kwieciem. Działkę udało Ci się wypielić, posprzątać, to Podziwiam jak potrafisz wszystko ogarnąć, żeby po wycieczce wsiąść jeszcze na rower i zbierać dary natury, że o chlebku i bułeczkach nie wspomnę. Jesteś tytanem pracy
W oko wpadły mi w pięknym, morelowym kolorze narcyzy
Zdjęcie drzewa to mistrzostwo świata, ale skojarzenia to masz Swoją drogą trafne
Magnolia wreszcie pięknie zakwitła. Jak długo ją masz u siebie?
Krasawica Moskwy zakwitła u mnie w tym roku. Dopiero w ubiegłym ją posadziłam i nawet nie spodziewałam się, że cokolwiek w tym zobaczę, zwłaszcza, że czytałam, że z niej kapryśna panna. A tutaj taka niespodzianka Kwiatów miała kilkanaście i są nie tylko prześliczne, ale pachną po prostu oszałamiająco
W oko wpadły mi w pięknym, morelowym kolorze narcyzy
Zdjęcie drzewa to mistrzostwo świata, ale skojarzenia to masz Swoją drogą trafne
Magnolia wreszcie pięknie zakwitła. Jak długo ją masz u siebie?
Krasawica Moskwy zakwitła u mnie w tym roku. Dopiero w ubiegłym ją posadziłam i nawet nie spodziewałam się, że cokolwiek w tym zobaczę, zwłaszcza, że czytałam, że z niej kapryśna panna. A tutaj taka niespodzianka Kwiatów miała kilkanaście i są nie tylko prześliczne, ale pachną po prostu oszałamiająco
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 5523
- Od: 10 wrz 2015, o 20:35
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraina Tysiąca Jezior
Re: Pierwsze koty za płoty VI
No cóż, właśnie jest środa i w kwestii pogody nic się nie zmieniło Pochmurno, zimno i z niewielkimi opadami. Wczoraj było słonecznie i w miarę ciepło, ale cały dzień spędziłam w pracy, to żadnych korzyści z niego nie odniosłam. Dzisiaj przynajmniej trochę więcej spadło deszczu, jakby zsumować opady z całego tygodnia, to może nareszcie przynajmniej na jakiś czas ziemia będzie podlana. Jutro ma znowu padać, ale i tak jestem w pracy, a w piątek ma być podobno bardzo ciepło i słonecznie. To już wiecie co będę robić
Lucynko, to ja byłam mądrzejsza Kiedyś przeprowadziłam z eMem rozmowę wychowawczą dotyczącą właśnie gotowania. Obiecał, że to przemyśli i spróbuje coś ugotować. I owszem spróbował. Przez kilka tygodni, jednego dnia odgrzewał podłoże ze słoika, który wcześniej ugotowałam Kiedyś jednak przekazałam mu słowa sąsiadki, która czując na korytarzu zapach kiszonej kapusty zapytała: Znowu Lesiu gotuje obiad? Na szczęście to poruszyło w nim dumę i od tej pory i zaczął studiować przepisy i w tej chwili gotuje naprawdę nieźle
No, widzisz jak to z tymi prognozami jest Zimno i pochmurno, tak. Ale mokro? Po kilku dniach popadywania wreszcie zrobiło się w miarę mokro. Dzisiaj nawet zagrzmiało, całe dwa razy, burza była- czyli wszystko się zgadza Teraz tylko czekać aż zrobi się ciepło, to wszystko ruszy ze zdwojoną siłą. Nie tylko to, na co czekamy, czyli wszystko to, co nasadziliśmy, ale również chwasty. Na te ostatnie nie ma niestety siły, nie pytane, bez specjalnych wymagań rosną w każdych warunkach. Bez nich chyba jednak byłoby nam bardzo nudno. No i weź mi dogódź
Heliotropy rzeczywiście bardzo ładne kupiłam, ale jak mnie bolało wydawanie pieniędzy, kiedy do tej pory zawsze miałam swoje W tym roku ceny sadzonek biją rekordy, zresztą jak wszystko wokół. Jeszcze ciągle stoją na balkonie, ale mam nadzieję, że już w piątek, piąteczek będę mogła je posadzić na działce
Lucynko, jak tak patrzę na swoją mamę, która w wieku 80 lat porusza się jakby miała przynajmniej 10 więcej, to musi mi się chcieć ruszać. Mama na dodatek twierdzi, że nic jej nie jest, chodzi i rusza się doskonale i jest wyprostowana jak struna. Do lekarza chodzić nie chce, bo po co, i tak dobrze, że zmusiłam ją w końcu na zrobienie wyników z programu 40+, ale czy z wynikami pójdzie do lekarza? Może jakoś ją przekonam, ale czarno to widzę.
Jakbyś chciała jeszcze raz sprowadzić do siebie złotnicę, to wiesz co robić
Dorotko, magnolia może być u nas już ze 20 lat, może troszkę mniej. Jak ją kupowaliśmy, to miała zaledwie jeden patyk i nawet nie wiem jak to się stało, że wyrosła na takie piękne drzewo Co jakiś czas wycinam jej przeszkadzające mi gałęzie, te które wychodzą na ścieżkę lub zbytnio zasłaniają rabatę. W jej cieniu rośnie kilkanaście cieniolubnych roślin, ale już raczej nic nie dosadzam, chyba że jakieś drobiazgi, bo korzenie ma bardzo mocno rozbudowane i rozchodzą się tuż pod wierzchnią warstwą ziemi.
To moja krasawica bardziej oporna, bo zakwitła dopiero w czwartym roku od posadzenia. Ale biorę poprawkę na to, że kupiłam ją w Biedrze i miała jakieś 50 cm wysokości
Dorotko, tytanem pracy, to ja na pewno nie jestem Cenię sobie odpoczynek, leniwe czytanie książek, ale pracuję na zmiany, to siłą rzeczy czasu mam więcej niż inni. Co prawda jest to czas kradziony, bo ja nie umiem spać w dzień, to odpoczywam niewiele, tym bardziej, że wolę pojechać gdzieś rowerem niż siedzieć w domu. Potem jestem zmęczona, ale jak na razie nikt nie potrafi przemówić mi do rozsądku. Mam go więcej zimą, gdy rower stoi zamknięty w piwnicy, wtedy trochę chodzę, ale nie tyle ile powinnam. Być może to się zmieni, zaplanowałam kupno kijków i to nie po to, żeby stały w kącie
Dzisiaj albo ciemno jak w listopadzie, albo w miarę pogodnie. Ale zimno, 13 stopni, to chyba raczej bliżej do listopada. Mimo wszystko macham Wam pogodnie
Lucynko, to ja byłam mądrzejsza Kiedyś przeprowadziłam z eMem rozmowę wychowawczą dotyczącą właśnie gotowania. Obiecał, że to przemyśli i spróbuje coś ugotować. I owszem spróbował. Przez kilka tygodni, jednego dnia odgrzewał podłoże ze słoika, który wcześniej ugotowałam Kiedyś jednak przekazałam mu słowa sąsiadki, która czując na korytarzu zapach kiszonej kapusty zapytała: Znowu Lesiu gotuje obiad? Na szczęście to poruszyło w nim dumę i od tej pory i zaczął studiować przepisy i w tej chwili gotuje naprawdę nieźle
No, widzisz jak to z tymi prognozami jest Zimno i pochmurno, tak. Ale mokro? Po kilku dniach popadywania wreszcie zrobiło się w miarę mokro. Dzisiaj nawet zagrzmiało, całe dwa razy, burza była- czyli wszystko się zgadza Teraz tylko czekać aż zrobi się ciepło, to wszystko ruszy ze zdwojoną siłą. Nie tylko to, na co czekamy, czyli wszystko to, co nasadziliśmy, ale również chwasty. Na te ostatnie nie ma niestety siły, nie pytane, bez specjalnych wymagań rosną w każdych warunkach. Bez nich chyba jednak byłoby nam bardzo nudno. No i weź mi dogódź
Heliotropy rzeczywiście bardzo ładne kupiłam, ale jak mnie bolało wydawanie pieniędzy, kiedy do tej pory zawsze miałam swoje W tym roku ceny sadzonek biją rekordy, zresztą jak wszystko wokół. Jeszcze ciągle stoją na balkonie, ale mam nadzieję, że już w piątek, piąteczek będę mogła je posadzić na działce
Lucynko, jak tak patrzę na swoją mamę, która w wieku 80 lat porusza się jakby miała przynajmniej 10 więcej, to musi mi się chcieć ruszać. Mama na dodatek twierdzi, że nic jej nie jest, chodzi i rusza się doskonale i jest wyprostowana jak struna. Do lekarza chodzić nie chce, bo po co, i tak dobrze, że zmusiłam ją w końcu na zrobienie wyników z programu 40+, ale czy z wynikami pójdzie do lekarza? Może jakoś ją przekonam, ale czarno to widzę.
Jakbyś chciała jeszcze raz sprowadzić do siebie złotnicę, to wiesz co robić
Dorotko, magnolia może być u nas już ze 20 lat, może troszkę mniej. Jak ją kupowaliśmy, to miała zaledwie jeden patyk i nawet nie wiem jak to się stało, że wyrosła na takie piękne drzewo Co jakiś czas wycinam jej przeszkadzające mi gałęzie, te które wychodzą na ścieżkę lub zbytnio zasłaniają rabatę. W jej cieniu rośnie kilkanaście cieniolubnych roślin, ale już raczej nic nie dosadzam, chyba że jakieś drobiazgi, bo korzenie ma bardzo mocno rozbudowane i rozchodzą się tuż pod wierzchnią warstwą ziemi.
To moja krasawica bardziej oporna, bo zakwitła dopiero w czwartym roku od posadzenia. Ale biorę poprawkę na to, że kupiłam ją w Biedrze i miała jakieś 50 cm wysokości
Dorotko, tytanem pracy, to ja na pewno nie jestem Cenię sobie odpoczynek, leniwe czytanie książek, ale pracuję na zmiany, to siłą rzeczy czasu mam więcej niż inni. Co prawda jest to czas kradziony, bo ja nie umiem spać w dzień, to odpoczywam niewiele, tym bardziej, że wolę pojechać gdzieś rowerem niż siedzieć w domu. Potem jestem zmęczona, ale jak na razie nikt nie potrafi przemówić mi do rozsądku. Mam go więcej zimą, gdy rower stoi zamknięty w piwnicy, wtedy trochę chodzę, ale nie tyle ile powinnam. Być może to się zmieni, zaplanowałam kupno kijków i to nie po to, żeby stały w kącie
Dzisiaj albo ciemno jak w listopadzie, albo w miarę pogodnie. Ale zimno, 13 stopni, to chyba raczej bliżej do listopada. Mimo wszystko macham Wam pogodnie
-
- Przyjaciel Forum - Ś.P.
- Posty: 16696
- Od: 31 lip 2014, o 21:16
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Płock
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko, rzeczywiście w tym roku sadzonki są dość drogie, nawet za tzw. komarzyce wybulilam dużo więcej niż przed rokiem. Jednak czego się nie robi dla kaprysu.
U mnie wczoraj było ciepło, dzisiaj znacznie chłodniej. Taka huśtawka pogodowa, że co się polepszy, to się.....
'Francesca' korzysta właśnie z przysługującego jej czasu i cieszy oczy swoim ładnym rozkwitem.
Tulipany u mnie już tylko na zdjęciach,a orliki starają się jak mogą. Śliczny ten Twój różowiutki
Iwonko, muszę się przyznać, że doskonale rozumiem Twoją mamę. Skoro dobrze się czuje, to po co zawracać głowę lekarzowi?
Ja mam tak samo. Nienawidzę chodzić do lekarza i jak dotąd zawsze sobie sama radzę. Oczywiście jeśli dopadnie mnie jakieś choróbsko, to jest to najwyżej jakiś wirus bądź zwykłe przeziębienie, a te dolegliwości można samemu pogonić.
Wcale się tym nie chwalę, bo tak naprawdę to powinno się choć co dwa - trzy lata odwiedzić medyków, by upewnić się co do aktualnego stanu zdrowia. Tylko co ja mam zrobić, skoro tak tego nie lubię.
Trzymaj się, Kochana, zdrowo i wesoło.
Specjalne pozdrowienia dla Mamy.
U mnie wczoraj było ciepło, dzisiaj znacznie chłodniej. Taka huśtawka pogodowa, że co się polepszy, to się.....
'Francesca' korzysta właśnie z przysługującego jej czasu i cieszy oczy swoim ładnym rozkwitem.
Tulipany u mnie już tylko na zdjęciach,a orliki starają się jak mogą. Śliczny ten Twój różowiutki
Iwonko, muszę się przyznać, że doskonale rozumiem Twoją mamę. Skoro dobrze się czuje, to po co zawracać głowę lekarzowi?
Ja mam tak samo. Nienawidzę chodzić do lekarza i jak dotąd zawsze sobie sama radzę. Oczywiście jeśli dopadnie mnie jakieś choróbsko, to jest to najwyżej jakiś wirus bądź zwykłe przeziębienie, a te dolegliwości można samemu pogonić.
Wcale się tym nie chwalę, bo tak naprawdę to powinno się choć co dwa - trzy lata odwiedzić medyków, by upewnić się co do aktualnego stanu zdrowia. Tylko co ja mam zrobić, skoro tak tego nie lubię.
Trzymaj się, Kochana, zdrowo i wesoło.
Specjalne pozdrowienia dla Mamy.
Pozdrawiam. Lucyna
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
- JAKUCH
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 33424
- Od: 19 paź 2008, o 21:39
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Bytom
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko wreszcie znowu odkurzam wątki bo dawno mnie nie było ,wiec trzeba nadrobić zaległości .Teraz sezon to wiadomo każdy siedzi do wieczora wśród roślinek .Na razie mogę się upajać zapachem roślinek nawet tych skrzynkowych .Doktorek w pełni kwitnienia rozsiewa zapachy ,tylko słabo w tym roku z pszczołami ,chyba przyjdzie ręcznie zapylać warzywka. .Bułeczki smakowite zjadłoby się taką cieplutką bez obłożenia.U mnie pogoda podobna dopiero drugi dzień jak sie ociepliło to zaraz przyjemniej posiedzieć trochę na powietrzu .Mile spędzonego weekendu
- anabuko1
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 17270
- Od: 16 sty 2013, o 17:19
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: lubelskie/ Chełm
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Piękne lilaki.Krasawica prawdziwie piękna.
Czy twoja kokoryczka rośnie na słońcu ?
Moja rośnie pod milinem i tak cienka jakaś.
Orliki piękne.
Cudne to niebo ze zbożem
Pozdrawiam Iwonko serdecznie .
Czy twoja kokoryczka rośnie na słońcu ?
Moja rośnie pod milinem i tak cienka jakaś.
Orliki piękne.
Cudne to niebo ze zbożem
Pozdrawiam Iwonko serdecznie .
- cyma2704
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 11849
- Od: 5 mar 2013, o 17:31
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Podkarpacie
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Na Krasawicę czekałaś długo, ale pięknem wynagradza ten czas.
Okolica piękna, konar z usłojeniem śliczny. Czy to kaczki sarnie?
Chętnie bym Ci trochę deszczu zabrała, u nas susza.
Skoro korzenie hortensji zdrowe, to może trzeba ją podkarmić, albo zakwasić podłoże. Miałam podobną sytuację z Bobo, po daniu nawozu wieloskładnikowego i torfu kwaśnego, ruszyła.
Nasi rodzice z innego , odpornego pokolenia. Moja mam ma 86 lat i sprawniejsza momentami ode mnie. Jedzie autobusem do miasta, a ja samochodem.
Iwonko niech słońce zaświeci nad działką, żebyś mogła cieszyć się jej urokiem.
Okolica piękna, konar z usłojeniem śliczny. Czy to kaczki sarnie?
Chętnie bym Ci trochę deszczu zabrała, u nas susza.
Skoro korzenie hortensji zdrowe, to może trzeba ją podkarmić, albo zakwasić podłoże. Miałam podobną sytuację z Bobo, po daniu nawozu wieloskładnikowego i torfu kwaśnego, ruszyła.
Nasi rodzice z innego , odpornego pokolenia. Moja mam ma 86 lat i sprawniejsza momentami ode mnie. Jedzie autobusem do miasta, a ja samochodem.
Iwonko niech słońce zaświeci nad działką, żebyś mogła cieszyć się jej urokiem.
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 5523
- Od: 10 wrz 2015, o 20:35
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraina Tysiąca Jezior
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Lucynko, na szczęście w tej chwili pogoda już bardziej letnia, nawet w nocy jest ciut cieplej niż w październiku
U mnie chłodniej, to jeszcze tydzień temu kwitły dwa ostatnie tulipany, ale teraz i one przekwitły i muszą gromadzić zapasy na przyszłoroczne kwitnienia. Próbowałam kilka usunąć, ale cebulki są już tak głęboko, że nie dałam rady się do nich dokopać. Nie wiem skąd mam w kilku miejscach takie same i chciałam je wymienić na nowszy model, ale się nie da. Niech sobie w takim razie rosną, a na jesieni może i tak coś dokupię, pod warunkiem, że znajdę dla nich gdzieś miejsce.
Na rynku niewiele kupiłam, zaledwie kilka heliotropów, sześć majeranków, ale takie ogromne kępy, że je rozdzieliłam na dwanaście, kilka bazylii, bo moje własne nie chciały kiełkować i rosnąć i ostatnio dwie swoje ukochane Felicje i dwie Lukrecje, których zupełnie nie znam. Muszę zdecydowanie zwiększyć ilość bylin, żeby co roku nie bawić się w sianie i sadzenie, a na koniec usuwanie jednorocznych. Strasznie dużo przy nich roboty, a z drugiej strony są takie urocze, że mimo iż co roku sobie to obiecuję, to jakoś nie potrafię się na to zdecydować
Gdyby moja mama była zdrowa, to ja bym Lucynko słowa nie powiedziała. Ale ona po prostu nie przyjmuje do wiadomości faktów i udaje, że nic się nie dzieje. Z badań 40+ jasno wynika, że albo już ma cukrzycę, albo jeśli nie weźmie się w karby, to będzie ją miała za chwilę. Myślisz, że się przejęła? Mam nadzieję, że jakoś do niej trafię, bo jak na razie tylko słyszę, że przecież tata też ma cukrzycę i żyje. Ręce opadają.
Za pozdrowionka dziękujemy
Jadziu i ja niezbyt często znajduję czas na forum, nie nadążam z zajęciami, wszędzie chciałabym być, a tak się nie da. Poza tym muszę jeszcze kiedyś znaleźć czas na pracę Latem, kiedy moglibyśmy tyle opowiedzieć o tym co się dzieje w naszych ogrodach, nie mamy na to czasu. A jak go mamy, czyli zimą, to już za bardzo nie ma o czym pisać, pozostają tylko wspominki, a to nie to samo. Na bieżąco język jest najbardziej żywy, emocje buzują, potem już nie potrafimy oddać tego, co się działo.
Gdzie się podziały Twoje pszczółki? Moje są dosłownie wszędzie, najwięcej w tej chwili przy borówkach. Jak na nie patrzę, to mam wrażenie, że wszystkie krzaki, tyle się przy nich uwija bzyczących owadów
Ech, dopiero co się nauczyłam piec takie smakowitości, a już muszę o nich zapomnieć W badaniach wyszła mi insulinooporność i być może na zawsze muszę się z nimi pożegnać. Nawet się nie pytaj jakie ja teraz pieczywo jadam, od wielkiego dzwonu pozwalam sobie na kromkę gryczanego chleba, a cały żytni oddałam synowi. Za jakiś czas będę mogła do niego wrócić, ale na razie ścisła dietka, nawet owoce i warzywa mogę zjeść w niewielkich ilościach. Moje płacze, kiedy codziennie odważam sobie 150 gramów truskawek. Co najdziwniejsze, jakoś do tego przywykam i muszę przyznać, że nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie.
Aniu, nareszcie się doczekałam Krasawicy Już myślałam, że się nigdy nie doczekam jej kwitnienia. Najładniejsza jest dopóki kwiaty całkowicie się nie rozwiną, wtedy mają ten uroczy rumieniec. A do tego pachnie niesamowicie i już z daleka można się nią delektować.
Kokoryczka przez większość dnia jest w słońcu, dopiero po południu chowa się w cieniu aronii sąsiada. Przez kilka sezonów również szukałam dla niej miejsca, dopiero tutaj pokazała na co ją stać. Systematycznie muszę ją zmniejszać, chociaż po kilku latach potrafi mnie podstępem podejść i zakwitnąć w miejscu, gdzie nie powinno jej być. Sąsiadka też ją ma, a zupełnie się o to nie starała. Kokoryczka po prostu postanowiła u niej zamieszkać i jak postanowiła, tak zrobiła
Tak mnie wtedy te chmury goniły, że ledwo uszłam sucha
Soniu, dzięki Tobie znowu miałam możliwość doszkolenia się Sprawdziłam i moja kaczka, to zwykła dzikuska. Sarnia ma wyraźną białą obróżkę, a poza tym biały, dość gruby przedziałek przez całą pierś. Rzeczywiście są do siebie dość podobne, sarnia jest sporo jaśniejsza
W tej chwili już mogę posłać do Ciebie jakieś deszczowe chmury, pod warunkiem, że jakieś się jeszcze pojawią w mojej okolicy. Do tej pory deszczu wcale nie było tak dużo, chociaż już podczas ostatniego pobytu widziałam różnicę, ale i tak podlewałam ogród. Za to dzisiaj w nocy spadło tyle deszczu, że naprawdę nie mogę narzekać.
Hortensja dostała już wszystko co mogła dostać. Nową ziemię, zarówno kwaśny torf, jak i porządną ogrodową, nawóz i jak zawsze dużą ilość wody. Niestety dalej stoi jak zaklęta i nawet tyciego śladu życia po niej nie widać. Na razie sobie stoi, muszę poczekać, żeby się przekonać, czy nasze zabiegi na coś się zdały.
Moja mama choruje, tylko nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie wiem jak do niej trafić. Czasami się poddaje i pozwoli zarejestrować się na np. mammografię, ale to są wyjątki.
Nareszcie pogoda pozwala pozytywnie myśleć o zbliżającym się lecie. Temperatura zdecydowanie wzrosła, niebo nie skąpi deszczu, teraz wszystko dostanie energetycznego kopa i ani się obejrzymy, a wszystko zarośnie i będzie kwitło oszałamiająco
W minionym tygodniu miałam trzy dni wolnego i prawie w całości spędziłam je na działce. Może było odrobinę za gorąco, ale po takiej wiośnie naprawdę nie odważę się narzekać, żeby zimno czasami nie powróciło. Większość roślin już jest na wierzchu, a co się do taj pory nie pokazało, to już pewnie nie pokaże się nigdy. W ten sposób zginęło mi kilka jeżówek, kosmos czekoladowy, kokorycz lakolistna i jeśli się nie mylę kocimiętka. Tej ostatniej nie jestem pewna, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć żebym ją w tym roku widziała. Kilka jeżówek podzieliłam, część wcześniej, a część dopiero teraz. Kilka przesadziłam, bo rosły w nieodpowiednich miejscach. Na razie żadnej nie oddaję, bo w końcu muszę się zorientować, które wypadły, a które pozostały, żebym mogła sobie w odpowiednim czasie poszaleć
Zaczęłam ponownie pielić, bo przecież te diabły wcielone nie oglądają się na innych, tylko rozpychają się łokciami, żeby zagarnąć dla siebie jak najwięcej miejsca. Przed pieleniem sypałam na rabatki nawóz, żeby w czasie oczyszczania wymieszał się z ziemią, natomiast po pieleniu granulkami dla ślimaków, żeby ich nie zakopać. Ponieważ zawsze miałam opory przed stosowaniem niebieskich granulek, tym razem kupiłam środek bezpieczny dla inny zwierząt, czyli Pełzakol. Trudno mi na razie stwierdzić czy działa, bo w tym roku jakoś mniej ich widać. Mogę co prawda podejrzewać, że działa, bo tam gdzie podsypałam np. młodziutkie aksamitki, to tym nic się nie stało, natomiast te, które przeoczyłam, zostały pożarte prawie w całości
Wydawało mi się, że deszcz padający w ostatnim czasie powinien zaspokoić potrzeby na działce, ale jak zwykle, tylko mi się wydawało. Nie mogę narzekać na ogólne podlanie, źle nie było. Natomiast dopiero jak wlazłam pod magnolię, to okazało się, że bez uprzedniego podlania, nie dam rady tam nic zrobić. Ziemia była twarda jak kamień, odpuściłam więc sobie to miejsce, ustawiłam tam węża, a sama przeniosłam się gdzie indziej z robotą.
Udało mi się też już całkowicie do końca posadzić wszystkie rośliny, ostatnio przegonił mnie deszcz, teraz nie było takiego zagrożenia, dlatego też każda roślinka znalazła już swoje miejsce
Te dni, które spędziłam na działce były wręcz upalne. Nareszcie w najgorętszej porze dnia mogłam pozwolić sobie na lenistwo na leżaczku, pierwszy raz w tym w sezonie! Do tej pory nie tylko pogoda na to nie pozwalała, ale i najzwyczajniej nie miałam na to czasu. Teraz też nie mogłam leżeć bez końca, bo jednak licho nie śpi, ale jednak sezon działkowy mogę ogłosić za otwarty Na grzejące słońce mam swoje sposoby, w ruch poszedł mniejszy parasol, który osłaniał mnie przed promieniami, a ja pod nim mogłam się rozprawiać z chwastami.
Jedyne co mi się w tym roku nie podoba na działce, to pomidory. Są okropne. Zbyt długo przetrzymywane w domu z powodu zimna, nadmiernie się wyciągnęły. Na dodatek po posadzeniu wcale nie zrobiło się dużo cieplej i liście im sczerniały. Są długie i chude, obraz nędzy i rozpaczy Za to te na balkonie są piękne. Silne, zielone i bez śladu niedostatku czegokolwiek. Żeby tylko nie było tak samo jak w ubiegłym roku, że to właśnie te balkonowe musiały nam wystarczyć.
Wczorajszej nocy przetoczyła się nad moim miastem potężna burza. Grzmiało i błyskało przez ponad dwie godziny, czasami waliło tak, że miało się wrażenie, że piorun trafił tuż obok. Noc ten spędzałam w pracy i tym razem wielu olsztyniaków pchało się na świat i stwierdziłyśmy, że to wiwaty na ich cześć. Podczas burzy lało bardzo intensywnie, później odrobinę się uspokoiło, ale w dalszym ciągu mocno padało, myślę że tym razem wody starczy na więcej niż kilka dni.
Jeśli myślicie, że po pracowitej nocy dzień miałam odpoczynkowy, to jesteście w błędzie. Musiałam chociaż trochę ogarnąć mieszkanie i uzupełnić zapasy płynu do prania i mydła w żelu. To chyba burzowa adrenalina tak mnie podkręcała przez cały dzień, że zmęczenia prawie nie czułam. Za to jestem pewna, że wieczorem padnę jak kawka, nawet nie zdając sobie sprawy, że zasypiam
Na dobranoc zostawiam Wam obrazek z łąki wzięty
U mnie chłodniej, to jeszcze tydzień temu kwitły dwa ostatnie tulipany, ale teraz i one przekwitły i muszą gromadzić zapasy na przyszłoroczne kwitnienia. Próbowałam kilka usunąć, ale cebulki są już tak głęboko, że nie dałam rady się do nich dokopać. Nie wiem skąd mam w kilku miejscach takie same i chciałam je wymienić na nowszy model, ale się nie da. Niech sobie w takim razie rosną, a na jesieni może i tak coś dokupię, pod warunkiem, że znajdę dla nich gdzieś miejsce.
Na rynku niewiele kupiłam, zaledwie kilka heliotropów, sześć majeranków, ale takie ogromne kępy, że je rozdzieliłam na dwanaście, kilka bazylii, bo moje własne nie chciały kiełkować i rosnąć i ostatnio dwie swoje ukochane Felicje i dwie Lukrecje, których zupełnie nie znam. Muszę zdecydowanie zwiększyć ilość bylin, żeby co roku nie bawić się w sianie i sadzenie, a na koniec usuwanie jednorocznych. Strasznie dużo przy nich roboty, a z drugiej strony są takie urocze, że mimo iż co roku sobie to obiecuję, to jakoś nie potrafię się na to zdecydować
Gdyby moja mama była zdrowa, to ja bym Lucynko słowa nie powiedziała. Ale ona po prostu nie przyjmuje do wiadomości faktów i udaje, że nic się nie dzieje. Z badań 40+ jasno wynika, że albo już ma cukrzycę, albo jeśli nie weźmie się w karby, to będzie ją miała za chwilę. Myślisz, że się przejęła? Mam nadzieję, że jakoś do niej trafię, bo jak na razie tylko słyszę, że przecież tata też ma cukrzycę i żyje. Ręce opadają.
Za pozdrowionka dziękujemy
Jadziu i ja niezbyt często znajduję czas na forum, nie nadążam z zajęciami, wszędzie chciałabym być, a tak się nie da. Poza tym muszę jeszcze kiedyś znaleźć czas na pracę Latem, kiedy moglibyśmy tyle opowiedzieć o tym co się dzieje w naszych ogrodach, nie mamy na to czasu. A jak go mamy, czyli zimą, to już za bardzo nie ma o czym pisać, pozostają tylko wspominki, a to nie to samo. Na bieżąco język jest najbardziej żywy, emocje buzują, potem już nie potrafimy oddać tego, co się działo.
Gdzie się podziały Twoje pszczółki? Moje są dosłownie wszędzie, najwięcej w tej chwili przy borówkach. Jak na nie patrzę, to mam wrażenie, że wszystkie krzaki, tyle się przy nich uwija bzyczących owadów
Ech, dopiero co się nauczyłam piec takie smakowitości, a już muszę o nich zapomnieć W badaniach wyszła mi insulinooporność i być może na zawsze muszę się z nimi pożegnać. Nawet się nie pytaj jakie ja teraz pieczywo jadam, od wielkiego dzwonu pozwalam sobie na kromkę gryczanego chleba, a cały żytni oddałam synowi. Za jakiś czas będę mogła do niego wrócić, ale na razie ścisła dietka, nawet owoce i warzywa mogę zjeść w niewielkich ilościach. Moje płacze, kiedy codziennie odważam sobie 150 gramów truskawek. Co najdziwniejsze, jakoś do tego przywykam i muszę przyznać, że nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie.
Aniu, nareszcie się doczekałam Krasawicy Już myślałam, że się nigdy nie doczekam jej kwitnienia. Najładniejsza jest dopóki kwiaty całkowicie się nie rozwiną, wtedy mają ten uroczy rumieniec. A do tego pachnie niesamowicie i już z daleka można się nią delektować.
Kokoryczka przez większość dnia jest w słońcu, dopiero po południu chowa się w cieniu aronii sąsiada. Przez kilka sezonów również szukałam dla niej miejsca, dopiero tutaj pokazała na co ją stać. Systematycznie muszę ją zmniejszać, chociaż po kilku latach potrafi mnie podstępem podejść i zakwitnąć w miejscu, gdzie nie powinno jej być. Sąsiadka też ją ma, a zupełnie się o to nie starała. Kokoryczka po prostu postanowiła u niej zamieszkać i jak postanowiła, tak zrobiła
Tak mnie wtedy te chmury goniły, że ledwo uszłam sucha
Soniu, dzięki Tobie znowu miałam możliwość doszkolenia się Sprawdziłam i moja kaczka, to zwykła dzikuska. Sarnia ma wyraźną białą obróżkę, a poza tym biały, dość gruby przedziałek przez całą pierś. Rzeczywiście są do siebie dość podobne, sarnia jest sporo jaśniejsza
W tej chwili już mogę posłać do Ciebie jakieś deszczowe chmury, pod warunkiem, że jakieś się jeszcze pojawią w mojej okolicy. Do tej pory deszczu wcale nie było tak dużo, chociaż już podczas ostatniego pobytu widziałam różnicę, ale i tak podlewałam ogród. Za to dzisiaj w nocy spadło tyle deszczu, że naprawdę nie mogę narzekać.
Hortensja dostała już wszystko co mogła dostać. Nową ziemię, zarówno kwaśny torf, jak i porządną ogrodową, nawóz i jak zawsze dużą ilość wody. Niestety dalej stoi jak zaklęta i nawet tyciego śladu życia po niej nie widać. Na razie sobie stoi, muszę poczekać, żeby się przekonać, czy nasze zabiegi na coś się zdały.
Moja mama choruje, tylko nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie wiem jak do niej trafić. Czasami się poddaje i pozwoli zarejestrować się na np. mammografię, ale to są wyjątki.
Nareszcie pogoda pozwala pozytywnie myśleć o zbliżającym się lecie. Temperatura zdecydowanie wzrosła, niebo nie skąpi deszczu, teraz wszystko dostanie energetycznego kopa i ani się obejrzymy, a wszystko zarośnie i będzie kwitło oszałamiająco
W minionym tygodniu miałam trzy dni wolnego i prawie w całości spędziłam je na działce. Może było odrobinę za gorąco, ale po takiej wiośnie naprawdę nie odważę się narzekać, żeby zimno czasami nie powróciło. Większość roślin już jest na wierzchu, a co się do taj pory nie pokazało, to już pewnie nie pokaże się nigdy. W ten sposób zginęło mi kilka jeżówek, kosmos czekoladowy, kokorycz lakolistna i jeśli się nie mylę kocimiętka. Tej ostatniej nie jestem pewna, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć żebym ją w tym roku widziała. Kilka jeżówek podzieliłam, część wcześniej, a część dopiero teraz. Kilka przesadziłam, bo rosły w nieodpowiednich miejscach. Na razie żadnej nie oddaję, bo w końcu muszę się zorientować, które wypadły, a które pozostały, żebym mogła sobie w odpowiednim czasie poszaleć
Zaczęłam ponownie pielić, bo przecież te diabły wcielone nie oglądają się na innych, tylko rozpychają się łokciami, żeby zagarnąć dla siebie jak najwięcej miejsca. Przed pieleniem sypałam na rabatki nawóz, żeby w czasie oczyszczania wymieszał się z ziemią, natomiast po pieleniu granulkami dla ślimaków, żeby ich nie zakopać. Ponieważ zawsze miałam opory przed stosowaniem niebieskich granulek, tym razem kupiłam środek bezpieczny dla inny zwierząt, czyli Pełzakol. Trudno mi na razie stwierdzić czy działa, bo w tym roku jakoś mniej ich widać. Mogę co prawda podejrzewać, że działa, bo tam gdzie podsypałam np. młodziutkie aksamitki, to tym nic się nie stało, natomiast te, które przeoczyłam, zostały pożarte prawie w całości
Wydawało mi się, że deszcz padający w ostatnim czasie powinien zaspokoić potrzeby na działce, ale jak zwykle, tylko mi się wydawało. Nie mogę narzekać na ogólne podlanie, źle nie było. Natomiast dopiero jak wlazłam pod magnolię, to okazało się, że bez uprzedniego podlania, nie dam rady tam nic zrobić. Ziemia była twarda jak kamień, odpuściłam więc sobie to miejsce, ustawiłam tam węża, a sama przeniosłam się gdzie indziej z robotą.
Udało mi się też już całkowicie do końca posadzić wszystkie rośliny, ostatnio przegonił mnie deszcz, teraz nie było takiego zagrożenia, dlatego też każda roślinka znalazła już swoje miejsce
Te dni, które spędziłam na działce były wręcz upalne. Nareszcie w najgorętszej porze dnia mogłam pozwolić sobie na lenistwo na leżaczku, pierwszy raz w tym w sezonie! Do tej pory nie tylko pogoda na to nie pozwalała, ale i najzwyczajniej nie miałam na to czasu. Teraz też nie mogłam leżeć bez końca, bo jednak licho nie śpi, ale jednak sezon działkowy mogę ogłosić za otwarty Na grzejące słońce mam swoje sposoby, w ruch poszedł mniejszy parasol, który osłaniał mnie przed promieniami, a ja pod nim mogłam się rozprawiać z chwastami.
Jedyne co mi się w tym roku nie podoba na działce, to pomidory. Są okropne. Zbyt długo przetrzymywane w domu z powodu zimna, nadmiernie się wyciągnęły. Na dodatek po posadzeniu wcale nie zrobiło się dużo cieplej i liście im sczerniały. Są długie i chude, obraz nędzy i rozpaczy Za to te na balkonie są piękne. Silne, zielone i bez śladu niedostatku czegokolwiek. Żeby tylko nie było tak samo jak w ubiegłym roku, że to właśnie te balkonowe musiały nam wystarczyć.
Wczorajszej nocy przetoczyła się nad moim miastem potężna burza. Grzmiało i błyskało przez ponad dwie godziny, czasami waliło tak, że miało się wrażenie, że piorun trafił tuż obok. Noc ten spędzałam w pracy i tym razem wielu olsztyniaków pchało się na świat i stwierdziłyśmy, że to wiwaty na ich cześć. Podczas burzy lało bardzo intensywnie, później odrobinę się uspokoiło, ale w dalszym ciągu mocno padało, myślę że tym razem wody starczy na więcej niż kilka dni.
Jeśli myślicie, że po pracowitej nocy dzień miałam odpoczynkowy, to jesteście w błędzie. Musiałam chociaż trochę ogarnąć mieszkanie i uzupełnić zapasy płynu do prania i mydła w żelu. To chyba burzowa adrenalina tak mnie podkręcała przez cały dzień, że zmęczenia prawie nie czułam. Za to jestem pewna, że wieczorem padnę jak kawka, nawet nie zdając sobie sprawy, że zasypiam
Na dobranoc zostawiam Wam obrazek z łąki wzięty
-
- Przyjaciel Forum - Ś.P.
- Posty: 16696
- Od: 31 lip 2014, o 21:16
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Płock
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko, nareszcie czytam, że jesteś usatysfakcjonowana ilością wody z nieba.
U mnie też ziemia dostała wystarczającą jej ilość, dzięki czemu mogłam zwinąć węża.
Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to przetaczająca się tak długo burza z piorunami. Na szczęście dzięki pchającym się na świat noworodkom nie miałaś czasu zbyt się nią (tą burzą) denerwować.
Trzy wolne od pracy zawodowej dni pozwoliły Ci na spokojne działkowanie, dzięki czemu zrobiłaś wszystko, co miałaś do zrobienia i teraz już na bieżąco będziesz o roślinki dbała. Niech rosną zdrowo. Pomidorki też.
Ze smutkiem przeczytałam, że masz problemy zdrowotne. Jakieś fatum się na Ciebie uparło, czy co...
Współczuję Ci bardzo ,a jednocześnie podziwiam poczucie humoru nawet w takiej sytuacji.
Tak trzymaj, bo to naprawdę pomaga nawet w zwalczaniu choroby.
A działeczka w pełnym rozkwicie, z całą paletą barw cieszy Twoje oczęta i motywuje do aktywności tak bardzo, że nawet nie możesz sobie pozwolić na dłuższe leniuchowanie na leżaczku.
Zdjęcia robisz fantastyczne, a te motylki na ostatniej fotografii sprawiają wrażenie namalowanych pędzlem wytrawnego artysty.
Skoro Twoja Mama ma jednak pewne kłopoty zdrowotne, to i ja uważam, że dobrze robisz namawiając ją do podjęcia leczenia i w tej sprawie życzę Ci powodzenia.
U mnie też ziemia dostała wystarczającą jej ilość, dzięki czemu mogłam zwinąć węża.
Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to przetaczająca się tak długo burza z piorunami. Na szczęście dzięki pchającym się na świat noworodkom nie miałaś czasu zbyt się nią (tą burzą) denerwować.
Trzy wolne od pracy zawodowej dni pozwoliły Ci na spokojne działkowanie, dzięki czemu zrobiłaś wszystko, co miałaś do zrobienia i teraz już na bieżąco będziesz o roślinki dbała. Niech rosną zdrowo. Pomidorki też.
Ze smutkiem przeczytałam, że masz problemy zdrowotne. Jakieś fatum się na Ciebie uparło, czy co...
Współczuję Ci bardzo ,a jednocześnie podziwiam poczucie humoru nawet w takiej sytuacji.
Tak trzymaj, bo to naprawdę pomaga nawet w zwalczaniu choroby.
A działeczka w pełnym rozkwicie, z całą paletą barw cieszy Twoje oczęta i motywuje do aktywności tak bardzo, że nawet nie możesz sobie pozwolić na dłuższe leniuchowanie na leżaczku.
Zdjęcia robisz fantastyczne, a te motylki na ostatniej fotografii sprawiają wrażenie namalowanych pędzlem wytrawnego artysty.
Skoro Twoja Mama ma jednak pewne kłopoty zdrowotne, to i ja uważam, że dobrze robisz namawiając ją do podjęcia leczenia i w tej sprawie życzę Ci powodzenia.
Pozdrawiam. Lucyna
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
Jesień życia wśród kwiatów, zwierząt i ptaków - cz. 15 Zapraszam.
Ani jeden ogród nie jest urządzony raz na zawsze.
- marta64
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 2959
- Od: 8 kwie 2018, o 19:35
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: podkarpacie
Re: Pierwsze koty za płoty VI
Iwonko, jak pomyślę, że pracujesz i na działkę masz niezły kawałek drogi, to aż mi wstyd, że mój ogród przy domu tak zaniedbuję . Nie potrafię nic zrobić przy tym naszym wszędobylskim brzdącu , a tyle planowałam zrobić tej wiosny
, np. przesadzić złotnicę, bo już w tamtym roku słabo kwitła, a w tym nie ma ani jednego kwiatostanu, kiedy Twoja tak pięknie szaleje .
Martagony też zachwycają ilością pączków , u mnie w większości odpoczywają i też muszę je przesadzić na bardziej słoneczne miejsce, bo pewnie mają zbyt wiele cienia?
Cudna rutewka w ciemnym różu . Może wiesz jak się nazywa ta odmiana?
U mnie w polach właśnie kwitnie wyka ptasia i brudnożółta, ale nie pomyślałam o wąchaniu ich, a pewnie pachną, bo chyba potrzebujesz jakiejś do mydełek, tylko jakiej?
Poznałam też ból odważania 150g truskawek, jak i ważenia wszystkiego i przeliczania . Boli tym bardziej, że to nie dla mnie, tylko dla mojej dwunastiletniej wnuczki, która od roku jest cukrzykiem insulinowym, niestety , bez nadziei na zaprzestanie tego ważenia kiedykolwiek. Na początku dobrze to znosiła, a teraz zaczęĺa się buntować i nie chce pilnować diety. Serce mi pęka, jak wstrzykiwana insulina wypływa dziurami po wcześniejszych nakłuciach i jak chowam jedzenie przed nią, żeby jej nie kusiło. Już się boję wakacji, które będziemy spędzać same.
To też odbiera mi radość z ogrodu, bo na co mi te wszystkie owoce, które miały być takie zdrowe, a dla niej są trucizną!
Mam nadzieję, że Tobie chwilowa dieta pomoże i szybko schowasz wagę głęboko!
, np. przesadzić złotnicę, bo już w tamtym roku słabo kwitła, a w tym nie ma ani jednego kwiatostanu, kiedy Twoja tak pięknie szaleje .
Martagony też zachwycają ilością pączków , u mnie w większości odpoczywają i też muszę je przesadzić na bardziej słoneczne miejsce, bo pewnie mają zbyt wiele cienia?
Cudna rutewka w ciemnym różu . Może wiesz jak się nazywa ta odmiana?
U mnie w polach właśnie kwitnie wyka ptasia i brudnożółta, ale nie pomyślałam o wąchaniu ich, a pewnie pachną, bo chyba potrzebujesz jakiejś do mydełek, tylko jakiej?
Poznałam też ból odważania 150g truskawek, jak i ważenia wszystkiego i przeliczania . Boli tym bardziej, że to nie dla mnie, tylko dla mojej dwunastiletniej wnuczki, która od roku jest cukrzykiem insulinowym, niestety , bez nadziei na zaprzestanie tego ważenia kiedykolwiek. Na początku dobrze to znosiła, a teraz zaczęĺa się buntować i nie chce pilnować diety. Serce mi pęka, jak wstrzykiwana insulina wypływa dziurami po wcześniejszych nakłuciach i jak chowam jedzenie przed nią, żeby jej nie kusiło. Już się boję wakacji, które będziemy spędzać same.
To też odbiera mi radość z ogrodu, bo na co mi te wszystkie owoce, które miały być takie zdrowe, a dla niej są trucizną!
Mam nadzieję, że Tobie chwilowa dieta pomoże i szybko schowasz wagę głęboko!
Pozdrawiam! Marta
Ogród pod wierzbą 3
Ogród pod wierzbą 3