No coś wymyślę na pewno

już myślami jestem w ogrodniczym, bo muszę coś zamiast bratków wsadzić.
Ale mój mózg się obecnie gimnastykuje nad czymś ważniejszym (uwaga, znów będzie wylewanie żali - osoby wrażliwe mogą opuścić ten akapit!) - jak uchronić roślinki przed futrami...

Szczególnie kocur przechodzi na wegańską dietę ewidentnie... Jeden z pomidorów obgryziony (czubek rzecz jasna), fuksje poobgryzane (czego futrom darować nie mogę

), rano odkryłam w jednej z doniczek skoszoną młodą trzykrotkę, groszek też walczy o życie i jest coraz mniej pnący...
No naprawdę dawno nie miałam tak morderczych nastrojów jak dziś rano.

Nie wiem kurczę - udusić? Ponakładać kagańce? Popsikać roślinki czymś? Idę dziś do ogrodniczego, kupię korytko i wysieję wielką połać owsa i kocimiętki. I jeśli to nie pomoże, to zacznę na balkonie hodować kaktusy. Duże. A do tego dziką różę, głóg i berberysy.
A w weekend będzie kolejna porcja fotek, bo powojnik szaleje, bakopa fioletowa kwitnie w najlepsze i milionom też jakby lepiej.
