Krety i walka z nimi !
- stasia109
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4312
- Od: 7 lip 2008, o 10:44
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: woj. opolskie
Witaj Maćku! Nie napisałeś, czy dorwałeś bandytę, czy nie. Mój kret (!) to zrobił sie taki bezszczelny, że wszędzie robi swoje kopce, a najlepiej mu wychodzą na grządce, lub rabatce. Właśnie wczoraj mialam dwa dodatkowe. Przeniosłam lampę odstraszajacą i zobaczymy, co sobie teraz poczynia. Pozdrawiam. Stasia:)
- Suppa
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 2017
- Od: 6 mar 2008, o 09:53
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Centrum
A wtedy chyba nie dorwałem, sam po jakimś czasie się wyniósł
Teraz jeśli ryją mi na trawniku, nic z nimi nie robię, tylko zadeptuję ich dzieła/ew. zbieram na taczkę [nie mam jakiegoś super trawnika tylko taki z dzikiej trawy ]
Ale jeśli zaczynają działania na rabatach albo w warzywach wtedy już wyłapuję intruza taką szczypcową pułapką. Najgorsze jest to że gdy już jeden zrobi tunele, to potem co parę tygodni - miesięcy przychodzi następny i ryje w tych samych miejscach...
Teraz jeśli ryją mi na trawniku, nic z nimi nie robię, tylko zadeptuję ich dzieła/ew. zbieram na taczkę [nie mam jakiegoś super trawnika tylko taki z dzikiej trawy ]
Ale jeśli zaczynają działania na rabatach albo w warzywach wtedy już wyłapuję intruza taką szczypcową pułapką. Najgorsze jest to że gdy już jeden zrobi tunele, to potem co parę tygodni - miesięcy przychodzi następny i ryje w tych samych miejscach...
Pozdrawiam, Maciek.
Jak się pozbyć kreta?
Witam,najlepiej polubić,też przeczytałem ten artykuł ale nie znalazłem ani jednej zalety obecności kreta choć taka istnieje i to nie jedna.Kret pomaga nam w napowietrzeniu trawnika,zmusza nas do dłuższego przebywania w ogrodzie w celu pozbycia się kopczków,w czasie usiłowania włożenia ziemi z kopczka z powrotem możemy pogadać z sąsiadem.Pozdrawiam.
- stasia109
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4312
- Od: 7 lip 2008, o 10:44
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: woj. opolskie
Witaj długi, ja tak walczyłam z kretem, aż ......chyba się wyniósł. A teraz mi go brakuje . Pozdrawiam stasia
Adresy do moich wątków
Zwierzęta też odczuwają głód, pragnienie, ból, strach... i to już powód by nie zadawać im cierpienia i krzywdy.
Zwierzęta też odczuwają głód, pragnienie, ból, strach... i to już powód by nie zadawać im cierpienia i krzywdy.
Jak pozbyć się kreta
Cześć Stasiu,daj ogłoszenie:przyjmę kreta w dobre ręce.Pozdrawiam.
To działa! Skuteczny sposób na kreta.
Opis problemu pomijam. Koń, jaki jest, każdy widzi.
Historia wojny - 15 lat nieustannej walki o niezrujnowany trawnik.
Mam spory trawnik, nieco ponad 30 arów, który był przedmiotem inwazji całego chyba stada kretów, bo ryły poczynając od każdego z boków, każdy na własną łapę. Stosowałem chyba wszystkie, opisane w literaturze sposoby walki, używając wszelkich broni (mechaniczne, elektryczne, chemiczne, akustyczne), bez rezultatu. Zrezygnowany, przystąpiłem do stronnictwa kapitulantów.
Rozwiązanie problemu, jak zwykle, „przyszło samo”.
Mam dwa psy, całkiem pokaźne, razem ponad 100 kilogramów żywej wagi, które do pewnego czasu traktowałem jako nieprzyjaciół trawnika. Suka kuca i „wypala” na trawniku całkiem spore place, pies podnosi nogę i rujnuje iglaki. No domiar złego, przed każdym koszeniem musiałem zbierać ich „prezenciki”. Piszę w czasie przeszłym „musiałem” chociaż nadal zbieram i zbierać będę, tylko teraz czynię to z ochotą i satysfakcją, a nie z przymusu.
Dwa lata temu, zaopatrzony w plastikowy pojemnik na kiju i specjalnie skonstruowane grabki, jak co tydzień , przed koszeniem, robiłem obchód trawnika, i tak dotarłem w rejon zryty przez krety. Poprzedniego dnia mozolnie starałem się wpłukać wodą z węża ogrodniczego ziemię z około 15 kretowisk z powrotem do korytarzy. Nie dokończyłem pracy, bo coś mi przeszkodziło. Zostawiłem wąż z pistoletem przy kretowiskach. Teraz, mając w pojemniku ze trzy kilogramy „urobku” zadałem sobie pytanie: co by było gdyby?
Co by było, gdybym „psi urobek” wpłukał w głąb korytarzy, a dopiero potem je zamulał?
Wszystko, co było potrzebne miałem pod ręką, więc bez chwili zastanowienia wykonałem stosowną pracę.
Następnego dnia, o porannej rosie, wybiegłem na trawnik i? : Veni, Vidi, Vici!!! Ani jednego kopca! Kiedy po tygodniu nie pojawił się żaden kopiec, rozparła mnie radość ogromna i przepełnił duch triumfalizmu. Niestety, radość trwała krótko. Po kilku kolejnych dniach kret zaczął ryć w innym miejscu, na niespotykaną dotychczas skalę. Prawdopodobnie zgłodniał porządnie i miał większą motywację do pracy. Wtedy zrozumiałem całą głębię myśli Lenina, iż w miarę postępów w budowie socjalizmu walka klasowa nasila się. Nie poddałem się. Systematyczna walka trwała dwa lata, przynosząc widoczne rezultaty. Wyparłem wszystkie krety ze środka placu boju, spychając je ku rubieżom moich włości. Korzystając z obfitości i mając zapewnioną stałą dostawę "amunicji", rozszerzyłem teatr wojny na cały, póltorahektarowy teren. Obecnie strzegę jedynie granic, zgodnie z zasadą: kop niech się KOP-em odciska. KOP, to Korpus Obrony Pogranicza.
W tym roku doświadczyłem jedynie trzech nieśmiałych ataków. Co ja mówię: ataków? To były tylko rekonesanse, nie sięgające dalej niż półtora metra od płotu. Każdy został odparty. Agresor wrócił w niesławie.
Mam swoją teorię, wyjaśniającą skuteczność zastosowanej metody.
Wiadomo, iż g… jest substancją niezwykle przylepną i nie pachnie różą. Kret przedzierając się przez postawioną przeze mnie zaporę, powiedzmy… minową, musi się utytłać.
Wraca nasz kret do domu, w utytłanym stanie.
Żona na niego z mordą: gdzie byłeś baranie?
Śmierdzisz jak zaraza! Won mi wraz z chałupy!
I jak się domyślacie, nie daje mu ….
(należnych dowodów miłości małżeńskiej).
Podsumowanie:
TRZY W JEDNYM:
1) wyparłem krety,
2) pozbyłem się problemu utylizacji psich „prezentów”,
3) nawożę trawnik - w miejscach pochowania psich prezentów trawa bardzo bujnie rośnie i nie trzeba tych miejsc nawozić mineralnie.
Wnioski:
Po pierwsze – na wojnie z kretem, tak jak na każdej wojnie, należy mieć odpowiednich sojuszników. Pies przyjacielem trawnika.
Po drugie – konieczny jest odpowiedni sprzęt i stałe dostawy amunicji – trzeba mieć czym „strzelać” do kreta.
Po trzecie – zrujnować mu pożycie małżeńskie.
Po czwarte – konieczna jest wytrwałość i wiara w skuteczność metody.
A po piąte, przez dziesiąte, wojna nigdy nie jest na zawsze wygrana –Si Vis Pacem Para Bellum.
Opis problemu pomijam. Koń, jaki jest, każdy widzi.
Historia wojny - 15 lat nieustannej walki o niezrujnowany trawnik.
Mam spory trawnik, nieco ponad 30 arów, który był przedmiotem inwazji całego chyba stada kretów, bo ryły poczynając od każdego z boków, każdy na własną łapę. Stosowałem chyba wszystkie, opisane w literaturze sposoby walki, używając wszelkich broni (mechaniczne, elektryczne, chemiczne, akustyczne), bez rezultatu. Zrezygnowany, przystąpiłem do stronnictwa kapitulantów.
Rozwiązanie problemu, jak zwykle, „przyszło samo”.
Mam dwa psy, całkiem pokaźne, razem ponad 100 kilogramów żywej wagi, które do pewnego czasu traktowałem jako nieprzyjaciół trawnika. Suka kuca i „wypala” na trawniku całkiem spore place, pies podnosi nogę i rujnuje iglaki. No domiar złego, przed każdym koszeniem musiałem zbierać ich „prezenciki”. Piszę w czasie przeszłym „musiałem” chociaż nadal zbieram i zbierać będę, tylko teraz czynię to z ochotą i satysfakcją, a nie z przymusu.
Dwa lata temu, zaopatrzony w plastikowy pojemnik na kiju i specjalnie skonstruowane grabki, jak co tydzień , przed koszeniem, robiłem obchód trawnika, i tak dotarłem w rejon zryty przez krety. Poprzedniego dnia mozolnie starałem się wpłukać wodą z węża ogrodniczego ziemię z około 15 kretowisk z powrotem do korytarzy. Nie dokończyłem pracy, bo coś mi przeszkodziło. Zostawiłem wąż z pistoletem przy kretowiskach. Teraz, mając w pojemniku ze trzy kilogramy „urobku” zadałem sobie pytanie: co by było gdyby?
Co by było, gdybym „psi urobek” wpłukał w głąb korytarzy, a dopiero potem je zamulał?
Wszystko, co było potrzebne miałem pod ręką, więc bez chwili zastanowienia wykonałem stosowną pracę.
Następnego dnia, o porannej rosie, wybiegłem na trawnik i? : Veni, Vidi, Vici!!! Ani jednego kopca! Kiedy po tygodniu nie pojawił się żaden kopiec, rozparła mnie radość ogromna i przepełnił duch triumfalizmu. Niestety, radość trwała krótko. Po kilku kolejnych dniach kret zaczął ryć w innym miejscu, na niespotykaną dotychczas skalę. Prawdopodobnie zgłodniał porządnie i miał większą motywację do pracy. Wtedy zrozumiałem całą głębię myśli Lenina, iż w miarę postępów w budowie socjalizmu walka klasowa nasila się. Nie poddałem się. Systematyczna walka trwała dwa lata, przynosząc widoczne rezultaty. Wyparłem wszystkie krety ze środka placu boju, spychając je ku rubieżom moich włości. Korzystając z obfitości i mając zapewnioną stałą dostawę "amunicji", rozszerzyłem teatr wojny na cały, póltorahektarowy teren. Obecnie strzegę jedynie granic, zgodnie z zasadą: kop niech się KOP-em odciska. KOP, to Korpus Obrony Pogranicza.
W tym roku doświadczyłem jedynie trzech nieśmiałych ataków. Co ja mówię: ataków? To były tylko rekonesanse, nie sięgające dalej niż półtora metra od płotu. Każdy został odparty. Agresor wrócił w niesławie.
Mam swoją teorię, wyjaśniającą skuteczność zastosowanej metody.
Wiadomo, iż g… jest substancją niezwykle przylepną i nie pachnie różą. Kret przedzierając się przez postawioną przeze mnie zaporę, powiedzmy… minową, musi się utytłać.
Wraca nasz kret do domu, w utytłanym stanie.
Żona na niego z mordą: gdzie byłeś baranie?
Śmierdzisz jak zaraza! Won mi wraz z chałupy!
I jak się domyślacie, nie daje mu ….
(należnych dowodów miłości małżeńskiej).
Podsumowanie:
TRZY W JEDNYM:
1) wyparłem krety,
2) pozbyłem się problemu utylizacji psich „prezentów”,
3) nawożę trawnik - w miejscach pochowania psich prezentów trawa bardzo bujnie rośnie i nie trzeba tych miejsc nawozić mineralnie.
Wnioski:
Po pierwsze – na wojnie z kretem, tak jak na każdej wojnie, należy mieć odpowiednich sojuszników. Pies przyjacielem trawnika.
Po drugie – konieczny jest odpowiedni sprzęt i stałe dostawy amunicji – trzeba mieć czym „strzelać” do kreta.
Po trzecie – zrujnować mu pożycie małżeńskie.
Po czwarte – konieczna jest wytrwałość i wiara w skuteczność metody.
A po piąte, przez dziesiąte, wojna nigdy nie jest na zawsze wygrana –Si Vis Pacem Para Bellum.
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 7855
- Od: 17 kwie 2008, o 11:49
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Okolice Dębicy
Problem wbrew pozorom nie jest mały.takasobie pisze:(...)
Mam mały problem: nie mam psa! Od sąsiadów będę musiała amunicje pożyczać!!!! ;-)
Jeżeli wyjaśnisz sąsiadom po co Ci psia amunicja, to nawet jeżeli początkowo się zgodzą, to z chwilą, kiedy osiągniesz pierwsze efekty, odmówią współpracy. Twoje krety pójdą do nich. U Ciebie równiutko, a u nich ? Krajobraz księżycowy. Nikt tego nie wytrzyma. Wiem coś na ten temat. Od czasu jak przepędziłem krety, sąsiedzi narzekają na ich plagę. Kiedy w rozmowach sąsiedzkich się skarżą i pytają czy u mnie jest podobnie, ja tylko z cierpiętniczą miną powtarzam za nimi: oj plaga, straszna plaga! Nie mam dość odwagi by im wyznać, że „moje” krety teraz ryją u nich. Nawet mam z tego powodu kaca moralnego. Jednak moja metoda dla nich się nie nadaje. Oni mają małe działki, na których uprawiają warzywa, a przecież pod pietruszkę nikt „psiej amunicji” wpłukiwać nie będzie.
A może byś pieska sobie kupiła? Polecam rasę Czarny Terier Rosyjski. Nie będę się rozpisywał o niezwykłych przymiotach tej rasy, bo to nie psie forum, a wreszcie, na potrzeby wojny z kretem i wielorasowiec wystarczy.