No i tak to jest jak się pojedzie do cioci

Ciocia ma mały ogródek, zaprojektowany przez architekta, który zdarł kasę, posadził masę iglaków i nie wykazał się oryginalnością. No przepraszam - jest od północnej strony kilka rodosiów, które co roku podobno pięknie kwitną (nie wiem, nie zarejestrowałam, bo wcześniej nie specjalnie się interesowałam roślinnością ogólnie, poza kawałkiem trawy, na której można byłoby rozłożyć leżak
No więc ciocia iglaków ma dość, bo wyrosły przez te kilka lat na 3 m niektóre, a te niskie to już w ogóle nie wiadomo po co jej na tej małej przestrzeni w takiej ilości i rozdała co ma. W ten oto sposób wzbogaciłam się o dwa białe świerki - Picea glauca 'Echiniformis' - taką nazwę znalazłam w internecie (w razie czego mnie skorygujecie

).
Zdjęcia będą w niedzielę, bo na razie u rodziców w garażu muszą przeczekać jeden dzień. Jutro bawię się na weselu, więc nie mam jak zawieźć. Chciałam popędzić dzisiaj wieczorem, ale M się delikatnie mówiąc zdenerwował i wybił mi z głowy

. Nie powiem już co usłyszałam, jak dowiedział się, że mam cały bagażnik załadowany (dwa świerki i dwa bukszpany, no i jakieś tam jeszcze drobiazgi pozbierane co łaska, bo przecież działka się urządza dopiero

). Myślałam, że padnie, tak jak stoi. Całe szczęście, że trzymał na rękach Matiego, to paść nie mógł, lekko tylko pobladł
Uświadomiłam sobie wracając od cioci, że zaczynam chyba funkcjonować już jak prawdziwa forumowiczka - najpierw biorę, a potem kombinuję gdzie to posadzę

Oj, niedobrze.... niedobrze,.... to co to będzie dalej
Dzisiaj zrobiłam przegląd na balkonie i moje lilie wyjrzały:
A przy okazji na balkonie też stoi moja ostatnia dostawa o której pisałam:
Też niestety musi dotrwać do niedzieli. Może jutro trochę bardziej poluzuję torebki, w których są te roślinki i bardziej je zwilżę. W domu już nie mam gdzie wsadzić. Mati - malutki szkodnik - wszędzie włazi. A rączki ma jak ośmiorniczka - jakoś tak baaaardzo mu się wyciągają

Na jesieni kupiłam sobie kilka sztuk wrzosów (lub wrzośców - nie rozróżniam ich jeszcze za bardzo). Takie maleństwa, kwitły na fioletowo chyba. W każdym razie zostawiłam w donicach i tak teraz wyglądają. Ściełam je trochę, ale nie odbijają nic. Na razie zostawiam.

A tutaj coś się wysiało samo, więc i tak nie mogę go na razie wyrzucić, przynajmniej dopóki te maleństwa nie podrosną, żebym mogla zobaczyć cóż to takiego
Któregoś dnia stałam sobie na balkonie i usypiałam Matiego. Jak pada lub jest bardzo wietrznie, to wystawiam go na balkon i śpi sobie spokojnie dwie godzinki. No i tak sobie patrzyłam w te swoje donice, co tak bezużytecznie stoją i sypnęłam sobie w nie nasionka aksamitek. W domu wszystkie sadzonki mi się wyciągają z braku dostatecznej ilości światła, a tu po kilku dniach patrzcie:
Jeszcze się okaże, że z tych wymrożonych balkonowych coś będzie, a z tych cieplarniach domowych tylko wyciągnięte badylki
A to moje frezje:
Ponieważ w domu zaczęły się pokładać i wyciągać (tak mi się zdaje, bo posadziłam cebulki pierwszy raz w życiu

), no to postanowiłam z nimi fruuuu.... i sobie stoją w słoneczku i chłodniejszym klimacie. Źle im chyba nie jest, bo się trochę wyprostowały, a i w drugiej doniczce, sadzone później zaczęły wychodzić:
No tu jeszcze żółty lepik z domu na te fruwające paskudztwa się ostał, ale niech będzie. Trudno.
Frezje to ulubione kwiaty mojej mamy, więc dla niej posadzone. Zobaczymy czy wyjdą. Tatko ma na działce swoje peonie, w postaci krzaków czterech. Wychylają już co nieco z ziemi, więc też jestem ciekawa co tam i jak tam.
