Justi, OCZYWIŚCIE, że nie mam nikogo do pomocy

Filozoficznie

dodam, że w moim życiu jest tak, że ja prawie nigdy nie mam nikogo do pomocy

Jakoś tak sie zwykle składa

(...bo jak wiadomo, Bóg chłoszcze tych, których kocha, a mnie po prostu uwielbia

). A co do rabaty, to w tym konkretnym przypadku jedyną osobą potencjalnie w zasięgu jest Małż, a on bywa w domu tylko w weekendy i inne dni wolne, pomaga mi tak klasycznie "po męsku", czyli zajmuje się serwisem parku maszynowego, czasem jakąś konstrukcją i czasem kosi. Grzebania w ziemi to On najserdeczniej nienawidzi. Zdarzyło się raz czy dwa, no może trzy, że wykopał parę dołków pod drzewka pod groźbą otrucia cyjankiem w zupie. Niestety słabo się boi, bo zna mnie i wie, że się nie targnę, zresztą gdybym miała to zrobić, to nie żyłby już od conajmniej kilkunastu lat

Małż, jeśli ma sie zmęczyć, to woli grać w siatkówkę w swojej lidze oldboyów, a nie ryć w ziemi pod jakieś badyle
Ogólnie, jesteśmy
doskonale dobraną parą, nie mamy żadnych wspólnych zainteresowań, nic nie lubimy wspólnie robić i oboje nie znosimy hobby tego drugiego

Nie istnieje żadne racjonalne uzasadnienie istnienia naszego pożycia

co niezmiennie zadziwia naszych znajomych o wykształceniu z zakresu psychologii
Prawdopodobieństwo, że Małż pomoże mi przy przekopaniu ugoru pod rabatę jest bliskie zeru, chyba że użyję podstępu i zarządzę kopanie przy pomocy jakiegoś technicznego gadżetu. Nowe gadżety zawsze go interesują (znamy to, prawda?) No, nie wiem, może wypożyczenie glebogryzarki... Innym sposobem jest zatrudnienie ogrodnika, najlepiej przystojnego ogrodnika

Korzyści mogą być liczne. Po pierwsze facet przekopie ziemię! Po drugie miło będzie patrzeć, jak chromosom Y robi to, co powinien, czyli to, co mu się każe. Miło też będzie patrzeć na sam chromosom Y, zakladając, że istotnie będzie posiadał stosowne walory. Po kolejne, jakikolwiek nowy samiec na terytorium oznaczonym przez rezydenta wzbudza potrzebę okazania się lepszym we wszystkim, a więc także potencjalnie w kopaniu pod rabatę i tu może się zdarzyć (nic pewnego, ale może), że rezydent zechce to udowodnić i przynajmniej jednorazowo rzuci się do szpadla, jakby o niczym innym przez cały tydzień nie marzył...
Jeszcze jakimś rozwiązaniem jest poproszenie o pomoc znajomych, ale jakoś tego nie widzę
W niewielkim stopniu można liczyc na pomoc psów, ale to najwyżej w zakresie wykopania jednego-dwóch dołków.
Co dokładnie oznacza: podejrzenie o ugryzienie kleszcza? Chodzi o to, że nie bylo jasne, czy kleszcz w ogóle ukąsił czy o to, że nie było wiadomo, czy zaaplikował jakąś infekcję?
Tak, Wojsławice są magiczne
Oby tak było, że zdołam stworzyć swój
tajemniczy ogród

Oby!