W.o...Kotach - 3cz.(07.01-08.06)
Elizko, podoba mi się i pasuje mi Twoja teoria odnoście tuszy i kastracji.
Nasz Kastrek był jedynakiem (Felina już była bardzo wiekową kocicą gdy go urodziła) i miał do dyspozycji wszystkie "mlekopoje". Teraz pomimo zabiegu (chyba 2 lata) wygląda na normalnego kota - ciałka ma tyle co powinien mieć, apetyt ma, humor mu dopisuje (zazwyczaj ten czarny ), generalnie jest z niego zupełnie normalny kot!! Nawet na randki chodzi
Co zrobić by zapewnić kotce po zabiegu optymalne warunki? Kiedy wiadomo, że wszystko jest O.K. a kiedy, że trzeba gnać do weta bo coś złego się dzieje?
Czy to prawda, że kocice po sterylizacji stają się bardziej łowne?
Nasz Kastrek był jedynakiem (Felina już była bardzo wiekową kocicą gdy go urodziła) i miał do dyspozycji wszystkie "mlekopoje". Teraz pomimo zabiegu (chyba 2 lata) wygląda na normalnego kota - ciałka ma tyle co powinien mieć, apetyt ma, humor mu dopisuje (zazwyczaj ten czarny ), generalnie jest z niego zupełnie normalny kot!! Nawet na randki chodzi
Co zrobić by zapewnić kotce po zabiegu optymalne warunki? Kiedy wiadomo, że wszystko jest O.K. a kiedy, że trzeba gnać do weta bo coś złego się dzieje?
Czy to prawda, że kocice po sterylizacji stają się bardziej łowne?
Widzisz Dorka coś musi być, w tej mojej teorii
Po zabiegu kotke odbiera sie jeszcze troche półprzytomną. Dlatego należy ze sobą mieć najlepiej jakieś pudełko do transportu. Kosza w tym przypadku nie polecam bo kotke należałoby "wpychać". Po przewiezienu do domu należy ją spokojnie położyć, ale najlepiej blisko podłogi ( jakiś kocyk, meteracyk) żeby czasem nie spadła z wysokości.Przykrywamy kocykiem i na razie tyle. Po przebudzeniu się kotki nalezy kotce nałożyć wspomniany kubraczek i zapiąć na grzbiecie. Jedzenie i picie nalezy podawać wtedy gdy kotka chce, nic na siłę. Codzienne należy oglądać ranę, czy nie tworzy się stan zapalny czy nie jest zbyt opuchnięte i czerwone miejsace po zabiegu. Po operacji kotka może mieć ale nie musi gorączkę. Nie nalezy się nie niepokoić, chyba że gorączka przedłuża się a rana wygląda nieciekawie. jeśli jest wszystko OK z kotką zgłaszamy sie na usunięcie szwów 10 dnia po operacji. Lekarz zdejmie szwy da jeszcze jakiś antybiotyk, a potem to już z górki tylko czekać aż rana zarośnie sierścią i ani śladu po zabiegu.U jednej z kotek sama wyjęłam szwy jest to bardzo proste jeśli mamy tylko krótkie nożyczki, pęsetę i trochę zdolności manualnych.
Powiem szczerze że nie wiem czy kotki po sterylizacji stają się bardziej łowne. Ja na swoich kotkach nie zauważyłam żeby stały się jakieś " inne". Kotka która od poczatku była "szalona" została taką po zabiegu. Mam też kocurka kastrowanego ma się dobrze i dominuje w moim stadku. Reasumując jestem za sterylizacją bo jest to jeden skuteczny zabieg, który nie czyni zwierzaka kaleką co nie znaczy, że nie przeżywam zabiegu. Zawsze niepokoję się czy wszystko skończy się prawidłowo.
Po zabiegu kotke odbiera sie jeszcze troche półprzytomną. Dlatego należy ze sobą mieć najlepiej jakieś pudełko do transportu. Kosza w tym przypadku nie polecam bo kotke należałoby "wpychać". Po przewiezienu do domu należy ją spokojnie położyć, ale najlepiej blisko podłogi ( jakiś kocyk, meteracyk) żeby czasem nie spadła z wysokości.Przykrywamy kocykiem i na razie tyle. Po przebudzeniu się kotki nalezy kotce nałożyć wspomniany kubraczek i zapiąć na grzbiecie. Jedzenie i picie nalezy podawać wtedy gdy kotka chce, nic na siłę. Codzienne należy oglądać ranę, czy nie tworzy się stan zapalny czy nie jest zbyt opuchnięte i czerwone miejsace po zabiegu. Po operacji kotka może mieć ale nie musi gorączkę. Nie nalezy się nie niepokoić, chyba że gorączka przedłuża się a rana wygląda nieciekawie. jeśli jest wszystko OK z kotką zgłaszamy sie na usunięcie szwów 10 dnia po operacji. Lekarz zdejmie szwy da jeszcze jakiś antybiotyk, a potem to już z górki tylko czekać aż rana zarośnie sierścią i ani śladu po zabiegu.U jednej z kotek sama wyjęłam szwy jest to bardzo proste jeśli mamy tylko krótkie nożyczki, pęsetę i trochę zdolności manualnych.
Powiem szczerze że nie wiem czy kotki po sterylizacji stają się bardziej łowne. Ja na swoich kotkach nie zauważyłam żeby stały się jakieś " inne". Kotka która od poczatku była "szalona" została taką po zabiegu. Mam też kocurka kastrowanego ma się dobrze i dominuje w moim stadku. Reasumując jestem za sterylizacją bo jest to jeden skuteczny zabieg, który nie czyni zwierzaka kaleką co nie znaczy, że nie przeżywam zabiegu. Zawsze niepokoję się czy wszystko skończy się prawidłowo.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
Ja moich kotek nie mam wysterylizowanych, bo po prostu , wtedy kiedy je brałam , nie wiedziałam o takiej możliwości. Potem , kiedy już trochę sama douczyłam się o wychowywaniu kotów, słyszałam rózne , sprzeczne opinie: że moje kotki za stare, że taka operacja jest groźna itp. Teraz szczerze żałuję, bo widzę jak się meczą a u dobrego weterynarza na pewno operacja przebiegłaby bez problemu.
p.s.
O Łobuzku nie mam czasu napisać, korzystam z ciepłych dni i na działeczce szaleję, a wiadomo , jedna osoba- to niewiadomo w co ręce wsadzić teraz, szczególnie gdy zdrówko jeszcze nie na wszystko pozwala i robię wiele rzeczy w ślimaczym tempie.
Elizko , już mam jedno zdjęcie ulubione Johnnego i Cinki, tak zaczynam dzień , że muszę na nich popatrzeć..od razu poprawia mi się humor i zaczynam się sama do siebie uśmiechać..
p.s.
O Łobuzku nie mam czasu napisać, korzystam z ciepłych dni i na działeczce szaleję, a wiadomo , jedna osoba- to niewiadomo w co ręce wsadzić teraz, szczególnie gdy zdrówko jeszcze nie na wszystko pozwala i robię wiele rzeczy w ślimaczym tempie.
Elizko , już mam jedno zdjęcie ulubione Johnnego i Cinki, tak zaczynam dzień , że muszę na nich popatrzeć..od razu poprawia mi się humor i zaczynam się sama do siebie uśmiechać..
Kotka mojej mamy, Fionka, przeszła operację ponad pół roku temu (miała wtedy 9 miesięcy). Nie było żadnych problemów, ani w czasie operacji, ani po. Teraz jest zdrowym i zadowolonym kotem, a co do łowności - no to nie wiem jak u innych kotów, ale Fiona wyznaje zasade "wszystkie muchy moje" i z rozkoszą na nie poluje
Poza tym, myslę, że każdy kto choć raz był w schronisku dla zwierzą rozumie, że nie ma sensu mnożyć zwierzęta, których potem nikt nie chce.
Poza tym, myslę, że każdy kto choć raz był w schronisku dla zwierzą rozumie, że nie ma sensu mnożyć zwierzęta, których potem nikt nie chce.
Danka w pełni popieram Twoje zdanie. Dla mnie to bardzo przykre widzieć niechciane zwierzeta w schronisku. Dlatego tak pilnuję żeby tego stadka niechcianych zwierząt nie powiększać. Stąd świadome czuwanie nad rozrodczością moich kiciaków.
Marela nie martw się że Twoje kotki nie są sterylizowane to nie jest przecież jakiś błąd. Nasz kocurek (co tak się zakochał) też nie był sterylizowany bo kto tam słyszał w latach osiemdziesiątych o sterylizacji. Kiedys nie było ani takiej opieki nad zwierzetami ani tyle świadomości ludzi. Kiedy mąż chciał Johnniego wykastrowac lekarze też mówili że juz nie jest na to czas. Dlatego jeśli ma się młode zwierzę to wtedy najlepiej to robic, ale przeciez to nie jest warunek . Można sterowac rozrodczością nie tylko przez sterylizację.
Noo, muszę się wziąść za dalszy ciąg miłosnej opowieści.
Marela nie martw się że Twoje kotki nie są sterylizowane to nie jest przecież jakiś błąd. Nasz kocurek (co tak się zakochał) też nie był sterylizowany bo kto tam słyszał w latach osiemdziesiątych o sterylizacji. Kiedys nie było ani takiej opieki nad zwierzetami ani tyle świadomości ludzi. Kiedy mąż chciał Johnniego wykastrowac lekarze też mówili że juz nie jest na to czas. Dlatego jeśli ma się młode zwierzę to wtedy najlepiej to robic, ale przeciez to nie jest warunek . Można sterowac rozrodczością nie tylko przez sterylizację.
Noo, muszę się wziąść za dalszy ciąg miłosnej opowieści.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
Cd Historii zakochanej pary.
Latem 2002 roku zabraliśmy naszą parkę na wczasy nad jeziorem. Koty miały się dobrze ale pewnego dnia zauważyłam zmiany w zachowaniu obu. Cinka była jakaś pobudzona a Johnny jakiś zaniepokojony. I wtedy zauważyłam u kotki pierwsze objawy rui. Trochę nie było to w czas, ale co było zrobić. Oddzieliliśmy kotkę do pokoiku, żeby wstępu nie miał Johnny, ale kot był z tego powodu bardzo zdenerowowny. Kopał w drzwi, miauczał, gonił po domku, krótko po prostu chciał się kochać a tu nic.
Wieczorem pod nasz domek przyszedł biały kocur, prawdopodobnie wyczuł kotkę w rui. I wtedy wydarzenia potoczyły sie błyskawicznie. Johnny zauważył konkurenta i dostał ataku szału, rzucił się na mnie ( byłam najbliżej) i dotkliwie pogryzł mi i podrapałmi łydkę. Żeby odciągnąć Johnniego ode mnie mąż narzucił na niego koc . To było tak szybko a ja byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałm co się dzieje. Efekt pogryzienia był bardzo nieciekawy. W miejscu gdzie wbił zęby powstały mocne stany zapalne, rumień był bardzo duży, łydka rwała i była gorąca. Na drugi dzień pojechałam do chirurga który czyścił mi rany i założył opatrunek Ponieważ pogryzło mnie zwierzę sprawa została zgłoszona do Stacji Sanitarnej i nakazano zgłosić się do Przychodni Chorób Odzwierzęcych. Johnny natrafił na obserwacje do weterynarza. ZAWSZE JEST TAKA PROCEDURA BO NIE WIADOMO CZY ZWIERZĘ NIE JEST WŚCIEKŁE. Rany po ugryzieniu zostawiły na długo swój ślad. Za to Cinkę zawiozłam do siostry na przeczekanie rui. Potem zawiźliśmy ją na sterylizcję. Ale przyjaźń między kotami była nadal. Może juz nie było takich szalonych zabaw bo Cinka juz wydoroślała, ale nadal trzymały się razem spały razem i tuliły się. Dzisiaj kiedy nie ma Johnniego nie mam już kotów które tak bardzo by się przyjaźniły jak Johnny i Cinka. Owszem tolerują siebie, ale nie śpią razem a bliski kontakt raczej je irytuje. Ale to była naprawde wielka miłość. Johnny w obronie swojej ukochanej gotowy był na wszystko.
Latem 2002 roku zabraliśmy naszą parkę na wczasy nad jeziorem. Koty miały się dobrze ale pewnego dnia zauważyłam zmiany w zachowaniu obu. Cinka była jakaś pobudzona a Johnny jakiś zaniepokojony. I wtedy zauważyłam u kotki pierwsze objawy rui. Trochę nie było to w czas, ale co było zrobić. Oddzieliliśmy kotkę do pokoiku, żeby wstępu nie miał Johnny, ale kot był z tego powodu bardzo zdenerowowny. Kopał w drzwi, miauczał, gonił po domku, krótko po prostu chciał się kochać a tu nic.
Wieczorem pod nasz domek przyszedł biały kocur, prawdopodobnie wyczuł kotkę w rui. I wtedy wydarzenia potoczyły sie błyskawicznie. Johnny zauważył konkurenta i dostał ataku szału, rzucił się na mnie ( byłam najbliżej) i dotkliwie pogryzł mi i podrapałmi łydkę. Żeby odciągnąć Johnniego ode mnie mąż narzucił na niego koc . To było tak szybko a ja byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałm co się dzieje. Efekt pogryzienia był bardzo nieciekawy. W miejscu gdzie wbił zęby powstały mocne stany zapalne, rumień był bardzo duży, łydka rwała i była gorąca. Na drugi dzień pojechałam do chirurga który czyścił mi rany i założył opatrunek Ponieważ pogryzło mnie zwierzę sprawa została zgłoszona do Stacji Sanitarnej i nakazano zgłosić się do Przychodni Chorób Odzwierzęcych. Johnny natrafił na obserwacje do weterynarza. ZAWSZE JEST TAKA PROCEDURA BO NIE WIADOMO CZY ZWIERZĘ NIE JEST WŚCIEKŁE. Rany po ugryzieniu zostawiły na długo swój ślad. Za to Cinkę zawiozłam do siostry na przeczekanie rui. Potem zawiźliśmy ją na sterylizcję. Ale przyjaźń między kotami była nadal. Może juz nie było takich szalonych zabaw bo Cinka juz wydoroślała, ale nadal trzymały się razem spały razem i tuliły się. Dzisiaj kiedy nie ma Johnniego nie mam już kotów które tak bardzo by się przyjaźniły jak Johnny i Cinka. Owszem tolerują siebie, ale nie śpią razem a bliski kontakt raczej je irytuje. Ale to była naprawde wielka miłość. Johnny w obronie swojej ukochanej gotowy był na wszystko.
Być wolnym to móc nie kłamać
(Albert Camus)
(Albert Camus)
W miniony weekend byłam zmuszona zostawić kotka w domu samego. Mama dwa razy dziennie przychodziła do zwierzaków aby je nakarmić. Wróciłam w niedzielny wieczór - a tu obraza majestatu. Zuzia nie podchodzi do mnie, siedzi z dala ode mnie. Chyba nie spodobał jej się fakt, że była sama "na włościach". Jednak juz w nocy biegała po mnie dopominajac się drapania. Od rana to samo... tylko się wywracała i prowokowała do zabawy i drapania... juz przestała się obrażać ;)
I tutaj kilka fotek jak Zuzia pomaga mi gdy zabieram się do szycia - a raczej do przygotowania formy. Pamiętam takie zdarzenie. Ona wręcz uwielbia centymetr, może ganiać za nim godzinami. Któregoś dnia po dokonanych pomiarach kot zaginął. Znalazłam nadjedzoną miarkę. W sumie ok. 12 cm, czyli niezły kawałek. Wieczorem kot zwrócił zjedzone centymetry a ja do niej: "I co, miarka się przebrała"... do dziś się z tego śmieję...
Niestety jest jakiś problem z Fotosikiem i nie mogę zamieścic więcej zdjęć, pozostałe wkleje, jak to tylko będzie możliwe.
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
I tutaj kilka fotek jak Zuzia pomaga mi gdy zabieram się do szycia - a raczej do przygotowania formy. Pamiętam takie zdarzenie. Ona wręcz uwielbia centymetr, może ganiać za nim godzinami. Któregoś dnia po dokonanych pomiarach kot zaginął. Znalazłam nadjedzoną miarkę. W sumie ok. 12 cm, czyli niezły kawałek. Wieczorem kot zwrócił zjedzone centymetry a ja do niej: "I co, miarka się przebrała"... do dziś się z tego śmieję...
Niestety jest jakiś problem z Fotosikiem i nie mogę zamieścic więcej zdjęć, pozostałe wkleje, jak to tylko będzie możliwe.
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
Dokończę wczorajszy wątek. Zuzia wręcz uwielbia wchodzić pod arkusze z wykrojami, pod gazety, pod papier, na papier... po prostu krawiectwo ma we krwi ;)
Wracając do wcześniejszego wątku o sterylizacji - to moja kotka przeszła zabieg będąc jeszcze u pierwszych właścicieli zaraz po pierwszej rui. Natomiast w domu rodziców mieliśmy kotkę i ona była "faszerowana" hormonami. Trzeba było natrafić na odpowiedni moment i wówczas zaaplikować. Jednak kotka potrafiła się męczyć. Zdecydowanie lepiej jest po sterylizacji. Oczywiście musi to zrobić odpowiedni lekarz weterynarii. Ja chciałam sobie pomóc i mieć mniej kłopotu ze swoimi prosiaczkami - oddałam do kastracji - w ciągu dwóch tygodni nie miałam już swoich chłopaków. Ale o tym napiszę w odpowiednim wątku .
To jeszcze fotka Zuzi jak "poluje" na rybki ;)
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
Wracając do wcześniejszego wątku o sterylizacji - to moja kotka przeszła zabieg będąc jeszcze u pierwszych właścicieli zaraz po pierwszej rui. Natomiast w domu rodziców mieliśmy kotkę i ona była "faszerowana" hormonami. Trzeba było natrafić na odpowiedni moment i wówczas zaaplikować. Jednak kotka potrafiła się męczyć. Zdecydowanie lepiej jest po sterylizacji. Oczywiście musi to zrobić odpowiedni lekarz weterynarii. Ja chciałam sobie pomóc i mieć mniej kłopotu ze swoimi prosiaczkami - oddałam do kastracji - w ciągu dwóch tygodni nie miałam już swoich chłopaków. Ale o tym napiszę w odpowiednim wątku .
To jeszcze fotka Zuzi jak "poluje" na rybki ;)
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
Dziękuję ... Zuzia jest naprawdę słodka, czasami ma swoje humory, ale kto z nas ich nie ma??? Twoje kotki też mi się podobają, najbardziej jednak - i zapewne nie tylko mnie - zauroczyła historia zakochanej kociej pary.
Dołączę jeszcze 2 fotki - jedna, która mi się bardzo podoba, druga - częsta pozyja podczas snu
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna
Dołączę jeszcze 2 fotki - jedna, która mi się bardzo podoba, druga - częsta pozyja podczas snu
Pozdrawiam słonecznie
Lucyna