Przemku,
dosypuje regularnie, jednak również siada, ponieważ ostatnimi czasy zapanowała lekka odwilż.
Całkiem mnie nie zasypało.
Do tego stanu brakuje jeszcze sporo.
Śniegu mogę podarować Ci ile zechcesz.
Ale transport załatw sobie sam
Soniu,
zapewne wiosna, w czasie której było tyle śniegu miała miejsce w 2013 roku.
U mnie wtedy również sporo napadało, ale tuż po Wielkanocy przyszła wiosna, a śnieg zniknął w ciągu kilku dni.
Pamiętam, że w tamtym roku pierwsze krokusy pojawiły się dopiero około 15 kwietnia.
Całe szczęście, że znajdujesz pasjonujące zajęcie w ogrodzie.
A chyba jeszcze większe szczęście, że go masz.
Moja Mama już bardzo podupadła na zdrowiu, ale wciąż jeździ na działkę.
Widzę, że daje jej ona sporo sił do życia.
Beatko,
piękny samiec bażanta łownego.
ja mam bażanty złociste, ale jedne i drugie mają te same wymagania pokarmowe.
Daję im pszenicę, kukurydzę, siekaną kapustę, obierki od warzyw i owoców, twarożek, odrobinę otrębów.
Wybierają to, co lubią w takiej ilości, jaka im odpowiada.
Resztę zjadają kury.
Na wolności bażanty też często padają ofiarą drapieżników, lecz na ogół część przeżyje - u mnie, niestety wszystko jest już wytępione.
Wolierę mam solidną, jutro dodatkowo zakładamy pastuch, bo tak jak piszesz - kiedy drapieżnik wpadnie do hodowli - dusi wszystko jak leci.
Czego nie udusi - samo się pozabija ze strachu.
Bunię rzeczywiście lis mógł załatwić.
Jeżeli drań cały czas przychodzi, to pogadaj z miejscowym łowczym - załatwią sprawę.
Musisz jednak się pośpieszyć - 1 kwietnia zaczyna się okres ochronny.
Ja bym powiedziała, ze zagląda do domu przez okno i zostawia odchody pod drzwiami, a Ty masz gości z dziećmi, którzy nie życzą sobie takich atrakcji - i zapewne tak jest.
Kiedyś też taki jeden do mnie przyłaził, podkradał słoninę dla ptaków i tak jak u Ciebie zaglądał przez okno tarasu do domu.
Często znajdowałam jego odchody, nieraz właśnie na tarasie.
Słowem - żadna frajda.
Raz lis próbował podchodzić do kotów - narobiły okropnego wrzasku, więc wyleciałam.
Zapaliłam światło na tarasie i lis zgłupiał, zamiast uciekać przycupnął pod pergolą przy tarasie.
Szczekał i warczał więc postanowiłam go pogonić.
Ubrałam długie kalosze - wkręciłam sobie film, że lis skoczy mi do nóg, bo cholera wie, może wściekły i dlatego nie ucieka - wzięłam kij i sprawiłam mu regularne lanie.
Debil, zamiast uciekać, przykulił się jeszcze bardziej.
W końcu poszłam do garażu, odpaliłam auto i podjechałam jak najbliżej, a następnie naryczałam na niego silnikiem (luz i gaz do dechy) i natrąbiłam klaksonem i poraziłam światłami drogowymi.
Lis uciekł i nie pokazał się blisko nigdy więcej - przynajmniej ten egzemplarz.
