cymciu, a wiesz, że na choć częściowe ograniczenie populacji tych larw to jest jeszcze jeden fajny sposób, o którym nie pomyślałam, ale o nim gdzieś przeczytałam. Można w miejscach, gdzie one najczęściej występują, położyć kartony albo jakieś folie, to wtedy one po prostu fizycznie wiosną nie wylezą z ziemi. Ja tak zrobię na początku kwietnia. U mnie to chyba jest ich najwięcej pod tujami. Ale pod rododendronami też przykryję
pelagia, no ba, tylko skąd je wziąć? U mnie nie występują. Ja nawet zrobiłam dla nich fajne mieszkanko pod gałęziami, ale żaden się dotychczas nie wprowadził
Misza, też tak sobie oglądam oferty internetowe i nawet już co nieco zamówiłam. W tym roku bardzo się jednak ograniczam i zakupy mam naprawdę przemyślane. Stale coś dodawałam do koszyka, a potem wykreślałam. W końcu zamówiłam tylko kilka tawułek chińskich i kilka astrów krzaczastych, bo mnie całkowicie jesienią zauroczyły. Nasion mam bez liku zeszłorocznych, niedługo powoli zacznę wysiewać, tylko najpierw ziemię dobrą muszę kupić. W zeszłym roku kupiłam w Carrefour jakąś paskudną, chyba czymś zatrutą, bo prawie nic nie chciało wschodzić, a nawet jak wzeszło, to było jakieś chore.
Zazdroszczę Ci, że możesz uprawiać clematisy. Ja kiedyś też z nimi próbowałam, ale nic z tego nie wyszło. Wielkokwiatowe padały na uwiąd, a te drobniejsze włoskie po dwóch latach też padły. Mam od kilkunastu lat tylko jeden niezawodny, o którego w ogóle nie dbam, a on i tak kwitnie co roku. To biały Guernsey Cream.
Trochę kolorowej wiosny
